Rozdział 10(F)

237 20 6
                                    

Fred nie wiedział co się z nim dzieje, obudził się w obcym łóżku, w miejscu którego nie znał, a nad sobą miał jakąś dziewczynę. Zerwał się gwałtownie do siadu mimo ogarniającego bólu i odepchnął od siebie nastolatkę, patrzył dookoła spłoszonym wzorkiem. Wyglądał jak przestraszona sarna gdy wodził wielkimi oczami po skromnie urządzonym wnętrzu. Dopiero gdy Amanda opuściła chatę, a jej miejsce zajął staruszek o znajomej twarzy, chłopak zaczął się uspokajać. William położył dłoń na jego czele i nachylił się nad nim szepcząc coś do ucha rudego. Ama była ciekawa co mówił dziadek, ale stojąc nawet w niewielkiej odległości nie mogła zrozumieć jego słów. Fred położył się na powrót na ubitą poduszkę natomiast dziewczyna została poproszona o przyniesienie ziół, którymi poiła rannego przez ostatnie czasu. Gdy wróciła z parującym kubkiem, gość pół leżał, pół siedział na łóżku i słuchał uważnie.
-Posłuchaj mnie chłopcze, nie wiem czy pamiętasz, ale znalazłem cię w lesie wokół naszego domu. Byłeś zmęczony i ranny, ale zajęliśmy się tobą odpowiednio. Niestety nie wiem jak będzie z twoją nogą, nie była w zbyt dobrym stanie. Spałeś szmat czasu, chyba prawie miesiąc. Czy pamiętasz co się stało?
-Ja pana nie znam. – wyszeptał z zaciśniętym gardłem rudowłosy. Ama podała mu herbatę, a ten tylko kiwnął wdzięcznie głową.
-Ah, wiedziałem że o czymś zapomnę. Na imię mam William, a to moja wnuczka Amanda. Gdy cię spotkałem wspomniałeś imię Artura. Chodziło ci o Weasleya, prawda?
-Tak, ja nazywam się Fred Weasley, a Artur to mój tato. Właściwie, był moim ojcem. Jego ciało znajduje się gdzieś w tym lesie. – wspomnienia sprawiły że chłopak zaczął drżeć, Will widział też że zacisnął dłonie mocno na trzymanym naczyniu.
-Spokojnie Fred. Czy potrafisz mi powiedzieć co się stało?
-Niewiele pamiętam z tamtego okresu, to znaczy wiem że coś się stało, ale nie wiem co i nie umiem powiedzieć jak wylądowaliśmy z tatem akurat tutaj. – Fred postanowił nie wspominać niczego o ich czarodziejskich umiejętnościach, wolał zwalić winę na amnezje i wybadać rodzinę u której pomieszkiwał. Nie wątpił że są ludźmi godnymi zaufania, bo w końcu Artur im zaufał i powierzył pomoc swojemu synowi, ale czy wiedzą o czarodziejach? Na to pytanie miał nadzieję że odpowiedzą mu wkrótce.

Dni mijały powoli, a Fred coraz więcej dowiadywał się o Willu i Amandzie, szczególnie chętnie przebywał z dziewczyną, która opowiadała mu wiele różnych historii. Do czasu aż nie wolno mu było wstawać, często podrzucano mu książki. Rudowłosy chętnie czytał liczne księgi ze zbioru staruszka, większość z nich dotyczyła ziół, ale o dziwo temat bardzo go wciągnął. Kilkakrotnie próbował podnieść się z łóżka, każda próba jednak kończyła się bólem w dolnej kończynie, który okazywał się nie do wytrzymania i bolesnym upadkiem. Ama karciła go za to i mówiła że powinien ją zawołać jeśli czegoś potrzebował, ale Fred nie potrafił tak leżeć bezczynnie, chciał ruszyć się. Potrzebował normalnej wizyty w łazience i zmycia z siebie pozostałości z wojny o Hogwart. Mimo że zaczynał się już prawie wrzesień, on przemywał się tylko z grubsza w misce pełnej wody. Nie dałby rady ustać pod natryskiem i to denerwowało go niemiłosiernie. Czuł się zdany na łaskę gospodarzy, a to nie było w jego stylu żeby o coś prosić. Amanda starała się opowiadać mu o wielu istotnych rzeczach, uczyła go korzystania ze sprzętów mugoli, a za każdym razem gdy nie wiedział jak obsługiwać coś prostego patrzyła na niego z widocznym zaskoczeniem. Jego jedyną obroną była amnezja, była to wymówka która stosował nadzwyczaj często na przykład w chwili gdy pomylił widelec z grzebieniem. Dziewczyna bardzo polubiła nowego przyjaciela, opowiedziała mu nawet o okolicznościach powrotu do dziadka, a tego nie chciała mówić przedtem nikomu. Fred wiedział jednak że wkrótce, gdy już jego noga powróci do sprawności będzie musiał wyruszyć do domu. Nie wiedział jak się tam dostanie i jak zareaguje rodzina na jego pojawienie się. Nie miał pojęcia jakie mają informacje o nim i o ojcu. Bał się tego co zastanie w Norze.
Dopiero w połowie września William wpadł do jego pokoju podczas gdy czytał książkę o rodzajach leczniczych roślin. W ręku trzymał ładnie wystrugany, drewniany kij, który wręczył rudemu.
-Co to jest panie W?
-Najwyższa pora żebyś w końcu wstał z tego łóżka, prawda? Za niedługo do niego przyrośniesz. – w oczach Freda rozbłysły ogniki, gwałtownie odrzucił okrywającą go kołdrę i ostrożnie spuścił nogi na podłożę. Pierwsza próba wstania przy podparciu się laską okazała się nieskuteczna i z łoskotem upadł na posłanie. William nawet nie próbował mu pomóc bo wiedział że chłopak chce to zrobić. Druga próba sprawiła że Fred poleciał do przodu, ale dzięki kijowi utrzymał równowagę i podniósł się utrzymując ciężar na zdrowej nodze. Powoli dostawił tą zranioną i zamknął oczy czując kłujący ból. Nie poddał się jednak, udało mu się przejść przez cały pokój i opuścić chatkę. Wciągnął zapach jesieni rozciągający się dookoła, liście opadały dookoła tworząc czerwono-żółto-pomarańczowy dywan. Weasley pomyślał że wygląda to pięknie i że nigdy nie zwracał uwagi na takie szczegóły. Nie potrafił się zatrzymać, zauważyć tego jak niesamowita jest każda chwila. Pierwszy spacer nie trwał długo, William pozwolił mu przejść parę kroków wzdłuż domu, ale widział pot spływający po twarzy młodego. Determinacja w jego oczach budziła podziw u doktora jednak nie mógł pozwolić na przemęczenie nogi już pierwszego dnia.
-No, świetnie sobie radzisz, ale na dziś już koniec. Myślę jednak że przyda ci się kąpiel.
Początkowo chciał zaprotestować słysząc o końcu ćwiczeń, ale możliwość kąpieli sprawiła że momentalnie zmienił zdanie.
-Fred, miej tą świadomość że nie wypuszczę cię przez przynajmniej najbliższe trzy miesiące. Potrzebujesz konkretnej rehabilitacji żeby móc wrócić do domu. Mieszkamy w Rumunii, to małe państwo na południu Europy. Masz daleką drogę do przebycia żeby wrócić do swojej Anglii, musisz być w stu procentach sprawny.
Dwudziestolatek nic nie odpowiedział, głęboko zastanawiał się nad słowami Williama podczas drogi powrotnej, ale także krótkiego prysznica, który swoją drogą był ucieleśnieniem marzeń rudego. Po długich namysłach stwierdził że znachor ma rację, musi wrócić do domu w pełni sił, gotowy na wszystko, co może tam zastać. Skąd miał wiedzieć kto wygrał wojnę? Jak mógł wiedzieć co stało się z jego przyjaciółmi? Tym bardziej że ich obraz był cały czas niepewny, rozmazany. Widział zarysy swojej rodziny, czasem ich imiona czy pojedyńcze cechy charakteru, ale nigdy nie mógł do końca dopasować ich do konkretnej osoby. Zaraz po opłukaniu się z brudu poprosił Amę i przycięcie jego włosów, co zrobiła z wielką chęcią. Obcięła jego włosy krótko przy głowie i obejrzała zadowolona z efektu. W czasie strzyżenia bardzo chwaliła wytrwałość Freda, którego zdążyła poznać na tyle, że uważała go za przyjaciela. Nie miała o nim zbyt wielu informacji, ale to było dla niej zrozumiałe. Nie wyobrażała sobie jednak że chłopak odejdzie i zostawi ją znów samą z dziadkiem.
Każdy dzień to kolejne kilka kroków więcej zrobione przez Freda, kolejne ćwiczenia mające na celu przywrócenie sprawności nogi. Przemieszczał się po lesie czasem z Amandą, a czasem z Williamem, którzy nauczyli go bardzo wiele. Nie zauważyli nawet kiedy minęły kolejne miesiące, a wszystko dookoła zostało przykryte śniegiem. Fred nie mógł uwierzyć że tak szybko minęło te 7 miesięcy od czasu wojny, często myślał o swojej rodzinie. Miał nadzieje że nie zmienili miejsca zamieszkania bo wtedy miałby marne szanse odnalezienia ich, ale Molly, jego mama, na pewno nie opuściłaby Nory. Nawet gdy Lestrange wraz ze Śmierciożercami podpalili dom, Weasleyowie woleli odbudować swój cały dobytek niż przenieść się do lepszego lokum proponowanego im przez Ministerstwo. Nowy rok i czas kiedy miał odejść zbliżał się nieubłaganie. Fred stał właśnie w łazience, przy lustrze i oglądał liczne blizny na ciele, prawa ręka do łokcia, klatka piersiowa i bark były pełne białych kresek i nieregularnych kształtów. Pamiątek, które zostaną z nim już na zawsze i będą przypominać o tym ile poświęcił aby ocalić świat czarodziejów. Gdy tak stał o patrzył tępo w delikatnie popękane lusterko, ktoś zapukał do drzwi. William poprosił go żeby jak skończy ubrał się ciepło i wyszedł na zewnątrz więc nie każąc mu czekać, rudy ubrał sweter podarowany mu przez staruszka i opuścił pomieszczenie, a potem po ubraniu odzieży wierzchniej składającej się także z pożyczonych od gospodarza rzeczy, wyszedł z chatki. Staruszek siedział na ośnieżonym pniu niedaleko z rękoma wsadzonymi do kieszeni. Patrzył w dal i wydawał się nie dostrzegać Freda, który idąc wciąż delikatnie kulał. Nieprzyjemne uczucie towarzyszyło mu zawsze podczas chodzenia czy poruszania nogą, z tym nikt już nie mógł nic zrobić. Pomogli mu na tyle, na ile mogli. Rudy usiadł na pieńku patrząc w dziuplę zrobioną przez ptaka na jednym z drzew.
-Wiem kim jesteś Fredzie Weasley, zawsze wiedziałem. Twój ojciec uratował mi życie zdradzając się tym, jestem jego dłużnikiem do końca życia.
-Wie pan że jestem czarodziejem?- spytał zaskoczony chłopak przenosząc wzrok na siedzącego obok.
-Tak, wiem. Wiedziałem to od momentu kiedy się pojawiłeś, często korespondowałem z Arturem i wiedziałem że w waszym świecie zbliża się wojna. Rozumiem też dlaczego nie powiedziałeś nam całej prawdy.
-Wie pan że nie mogłem.
-Dlatego mówię że to rozumiem, ale Ama o niczym nie wie. Lepiej żeby tak zostało. Bardzo się do ciebie przywiązała, wiesz? Po naśmiewaniu ze strony rówieśników straciła wiarę w ludzi, ale ty jej ją przywróciłeś i bardzo ci za to dziękuje. Bardzo się cieszę że do nas trafiłeś. Wiem też chłopcze, że nie zostało wiele czasu nim nas opuścisz i chciałbym powiedzieć że potrafię ci pomóc. Nie mogę jednak, to jest dla ciebie. – William przekazał Fredowi kopertę w które znajdował się plik pieniędzy. – My nie potrzebujemy wiele, a o pieniądze nie musimy się martwić. Ty za to będziesz potrzebował dostać się do Anglii, a wątpię że uda ci się to tak łatwo. Twój ojciec czarował tylko przy pomocy różdżki, prawda?
-Dziękuje panie W. Jestem panu dozgonnie wdzięczny. Mało który czarodziej potrafi czarować bez niej, a moja została złamana w drodze tutaj. Niestety bez niej, muszę radzić sobie jak zwykła osoba. Nie jestem silny wystarczająco by się aportować. To sprawiłoby że prawdopodobnie bym się rozszczepił, a to straszny widok. – Fred wzdrygnął się na samą myśl. – Nie oczekuje że wie pan o czym mówię, ale fajnie móc to w końcu komuś powiedzieć.
-Nie umiem ci nawet powiedzieć gdzie w naszym kraju znajduje się coś czarodziejskiego.
-Dostanę się do Anglii w tradycyjny, mugolski sposób. Bardzo wiele mnie pan nauczył, wiem jak trafić na stację pociągów. Zrobię wszystko by dostać się do domu, wie pan o tym. Dziękuje panu za każdą chwilę, którą mogłem tu spędzić, za całe serce które wsadził pan w pomoc mi.
-Daj spokój chłopcze, jeszcze trochę tu zostaniesz. Wyruszysz dopiero w drugim tygodniu stycznia. A teraz wracajmy bo robi się coraz zimniej, Ama przygotowała pewnie obiad.

William i Ama nie obchodzili świąt, ale cały czas do momentu w którym Fred zdecydował że opuści ich chatę spędzali wszyscy razem rozmawiając i śmiejąc się do późnego wieczora. Ostatniego wieczoru staruszek poszedł spać wcześniej, a pozostała dwójka przeniosła się do pokoju zajmowanego przez Freda. Amanda zrobiła wcześniej gorącą czekoladę i oboje siedzieli teraz na łóżku pijąc napój i nie odzywając się. Rudy nie wiedział za bardzo co powiedzieć, a dziewczyna miała mu za złe że ich zostawia. Proponowała mu kilkakrotnie żeby został dłużej, chciała żeby został na zawsze, ale on stanowczo zaprzeczał i odchodził gdy tylko zaczynała ten temat.
-Już jesteś spakowany, co? – podarowany mu przez dziewczynę plecak leżał wypełniony po brzegi w kącie. Większość rzeczy wcisnęli mu gospodarze w końcu nie miał przy sobie nic. Teraz wewnątrz leżały dwa komplety ubrań, pieniądze, suchy prowiant i kilka przydatnych drobiazgów dodanych przez Williama.
-Nie miałem tu zbyt wiele, przecież wiesz.
- Nie chce żebyś odchodził Fred. – wyszeptała kładąc głowę na jego ramieniu.
-Ama, musisz mnie zrozumieć. Wiele nie pamiętam ze swojej przeszłości , są rzeczy które muszę sobie przypomnieć. Chcę wrócić do rodziny, daliście mi jej namiastkę przez ostatnie miesiące, ale oboje wiemy że to nie to samo.
-Ja po prostu będę za tobą tak cholernie tęsknić. – dobrze że odłożyli kubki wcześniej na stoliczek bo przez gwałtowny ruch dziewczyny wszystko by się wylało. Leżała ona na Fred'zie przytulając go mocno.
-Wiem Am, ja też. Przecież to nie ostatnie nasze spotkanie. Dajże spokój i nie płacz już.
-Obiecasz że jeszcze kiedyś nas odwiedzisz?
-Obiecywałem to już wielokrotnie, ale tak. Obiecuje. Dałem ci przecież adres Nory, ty też tam musisz kiedyś przyjechać. Będę czekał.
Dziewczyna pchnięta chwilą popatrzyła w oczy rudowłosego, a potem przeniosła wzrok na jego usta. Wciąż ją obejmował, więc wzięła to za pewnik i przybliżyła się do jego ust. Początkowo nie robił nic, ale po chwili zerwał się i spadł z łóżka na którym została zdezorientowana Amanda. Podniósł się i podrapał po karku. Przyjaciółka usiadła i objęła ramionami kolana, głowę opuściła w dół. Fred chwycił jej podbródek dwoma palcami i podniósł do góry.
-Przepraszam. Nie mogę, nie potrafię po prostu. Wiem że cię ranię. Nie zrozum mnie źle, jesteś śliczna, ale muszę poukładać swoje sprawy. Może kiedyś.
Zawstydzona dziewczyna kiwnęła głową po czym mruknęła ciche dobranoc i opuściła pomieszczenie. Fred podobał się jej od chwili gdy zobaczyła go poranionego, przytarganego przez dziadka. Myślała że odwzajemni jej uczucia, a tak tylko wprawiła samą siebie w zażenowanie. Było jej przykro że mimo opieki i troski o niego, widział w niej tylko przyjaciółkę i z takimi myślami zasnęła.

Sen nie trwał długo bo już przed siódmą rano Fred stał opatulony w ciepłe ubrania i przytulał swojego mentora. Dziękował mu po raz kolejny za okazane serce i obiecywał odwiedzić staruszka. Ama stała z boku, ledwo powstrzymywała łzy widząc chłopaka, którego kochała i który zaraz miał zniknąć z jej życia. Po wczorajszym nie wiedziała jak się z nim pożegnać, ale gdy popatrzył na nią i rozłożył ramiona, wbiegła w nie wtulając się w niego jak w pluszowego misia. Fred pocałował jej policzek dziękując tak jak Williamowi za wszystko co dla niego robiła, a potem popatrzył jeszcze raz na dwójkę i wyszedł z chatki. Nie oglądając się za siebie powoli przemierzał las w stronę pociągu.
-Czas wracać do domu. 

Napraw mnie, proszę // Fred WeasleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz