Rozdział 16

209 15 2
                                    


Dwójka przyjaciół właśnie szykowała się do wypadu do jednego z barów w tym kraju. Dzisiejszego ranka Scarlett poszła ponownie do sklepu Nergui'ego i przeprosiła go za swoje oschłe zachowanie, a potem przyjęła wczorajszą ofertę chłopaka. Umówili się na bazarze o szóstej wieczorem więc nie zostało im wiele czasu bo tylko 30 minut, a potrzebowali dziesięciu by dotrzeć na miejsce. George ubrał ciemnozielony sweter i czarne spodnie, a Scarlett proste jeansy i długi, kremowy sweterek. Dziewczyna rozpuściła włosy i przeczesała je. Obydwoje byli gotowi w tym samym momencie i ze śmiechem opuścili swój dom zabezpieczając go wcześniej specjalnymi zaklęciami ochronnymi. Droga minęła im na przepychankach i przekomarzaniu się, a gdy dotarli na miejsce czekała tam na nich grupa roześmianych, młodych ludzi mniej więcej w ich wieku.
-Cześć! – powitał ich podekscytowany blondyn, a potem wskazał ręką pokazując na całą grupę. Przedstawił im Mię o japońskiej urodzie, długich czarnych włosach i słodkim uśmiechu. Skłoniła się im, a potem podała dłoń chichocząc. Drugi był Trevor, który był Amerykaninem, ale mieszkał tu od dziecka, miał brązowe włosy poprzetykane jasnymi pasmami i cały czas żartował. Oprócz nich była Lotta, krótkie blond włosy postawione na jeża i mocny makijaż. W ogóle nie wpasowywała się w grupę wyglądem, ale charakterem pasowała idealnie i jej rok młodsza siostra, Tina. Całkowite przeciwieństwo bo takiego samego koloru włosy sięgały jej prawie do tyłka, makijaż miała minimalny, a ubranie skromne. Ostatnia osoba wyłoniła się zza nowych znajomych i uśmiechnęła do nowych. Ciemne włosy spięte w samurajskiego kuca i wycięte boki, ostre spojrzenie i kawałek tatuażu wystający spod bluzki. Coś w głowach aurorów od razu zaświtało, zapaliła się lampka.
-Cześć. Nazywam się Ghen.
Wtedy zrozumieli co to było, właśnie okazało się że wśród ich nowych znajomych znalazł się cel dla którego się tutaj znaleźli. Scar nie dała po sobie nic poznać i potrząsnęła jego dłonią uśmiechając się. George powtórzył jej gest. Szybko wpasowali się w towarzystwo i już po drodze do celu znaleźli wspólny język.

Bar okazał się miejscem oddzielonym kotarami od reszty targu, było tam pełno drewnianych stolików w większości zajętych przez pijących różne napoje ludzi. Było gwarno i duszno, ale nowi znajomi poprowadzili przyjaciół do pustego stolika, który znajdował się bardziej na uboczu i pozwalał na spokojną rozmowę. George usiadł po jednej stronie ze Scar przy boku, obok niej Tina i Nergui. Po drugiej stronie miejsce zajęła Lotta i Trevor, a naprzeciw Tonks znajdował się Ghen, który nie spuszczał z niej wzroku odkąd zobaczył ją po raz pierwszy.
-To nasze stałe miejsce. – wytłumaczył Trev. – Zawsze jest dla nas zajęte i mamy pewność że nikt nie pozwoli sobie tutaj usiąść.
-Jest... -zastanowiła się Scar. – Całkiem inaczej niż w Lond...
Dziewczyna nie dokończyła, bo samuraj wpadł jej w słowo.
-Jesteście parą?
-Co? – zaśmiał się George. – Nie, nie jesteśmy.
-Przepraszam za niego, nie potrafi się zachować. – Tina spiorunowała wzrokiem przyjaciela. – Gdy jest czegoś ciekaw, nie może poczekać. W tym samym momencie musi znać odpowiedź.
-George jest moim najlepszym przyjacielem od zawsze. Może dlatego łączy nas tak specyficzna relacja. – Scar złapała za dłoń Weasleya i uśmiechnęła się. W tym czasie Nergui złożył zamówienie i chwilę później przed każdym pojawiły się kolorowe napoje. Gryfonka od razu chwyciła swój drink i pociągnęła solidnego łyka. Okazał się tak mocny że mimo woli skrzywiła twarz, a nowi znajomi zgodnie wybuchnęli śmiechem.
-Słońce musisz to rozmieszać, inaczej szybko nam tu odpadniesz. – Ghen mówił z taką drwiną i pewnością siebie, że Scar zacisnęła dłoń trzymaną wciąż przez Weasleya, chciała odpyskować, ale powstrzymała się. Tak jak ją poinstruował chłopak, zamieszała napój i drugi łyk okazał się dużo lepszy choć wciąż miała w ustach posmak alkoholu.
Cały wieczór minął w coraz luźniejszej atmosferze w związku z domawianymi drinkami, co sprawiło że wszystkim rozwiązał się w pewnym stopniu język i mówili trochę więcej niż powinni. Scarlett postanowiła pilnować siebie i przyjaciela więc po dwóch rundach tylko udawała że pije wiedząc że Ghen ciągle przenikliwie ją obserwuje. George wypił więcej niż powinien i opowiadał wszystkie żarty jakie pamiętał z czasów Hogwartu, jednak nie wspominał przy tym ani słowem o bracie. Ale Tonks nie miała mu tego za złe, rozumiała decyzję chłopaka i cieszyła się widząc te iskierki w jego oczach mówiące o podekscytowaniu i dumie.
- No więc pewnego razu, nawet nie pamiętam kiedy, ale wynikł między mną, a Scar zakład. Przegrane miało obwiązek udawać Snape, jednego z najgorszych... A co ja gadam! Najgorszego w Hogwarcie.
-Uwierz że sława profesora Snape dotarła nawet tutaj. – wzdrygnął się Nergui.
-To co innego słyszeć, a poznać to na własnej skórze! – entuzjazm George był nie do opisania, wyglądał jak pięciolatek dumny ze znalezienia ukrytych ciasteczek. – W każdym razie zakład został wygrany przez niezwyciężonego. – wskazał na siebie pokazując by byli brawo. – A Scar podczas eliksirów, dzięki metamorfomagii przekształciła się w profesora i zaczęła opowiadać jakieś głupoty jak stworzyć odpowiedni szampon z odchodów hipogryfa. Mówię wam, to było EPICKIE!
-Ta i skończyło się sprzątaniem sali Snape przez miesiąc i pięćdziesięcioma punktami na minusie.
-Warto było.
-Jesteś metamorfomagiem? - coś w spojrzeniu Lotty sprawiło że aurorka się zaniepokoiła, ale kiwnęła głową.- Pokażesz? Proszę! Cokolwiek.
-Przepraszam, ale raczej nie. George w ogóle nie powinien był o tym mówić.
- A daj spokój! – Tym razem odezwał się Amerykanin. – Jeżeli zamierzacie tu zostać na dłużej to będziemy częstym towarzystwem.
-Tak sądze... No, ale dziękujemy za miły wieczór. Będziemy się zbierać.
-Tak szybko?
Grupka wydawała się być szczerze zasmucona, ale stan rudowłosego nie pozwalał na dłuższy wypad, Scar zaczynała obawiać się że palnie coś, czego nie mogli wiedzieć ich nowi znajomi. Najbezpieczniejszym wyjściem było oddalić się. Pożegnali się i obiecali wpaść jutro do Negui'ego po czym odeszli od stolika i wyszli z pubu. George opierał się całym ciężarem na przyjaciółce sepleniąc o tym jak bardzo ją kocha i wdzięczny jest za wszystko, ale nie chciało jej się nawet tego słuchać i uciszała go raz po raz. Przeszli kawałek ulicy, która mimo wczesnej nocy była opustoszała gdy usłyszeli za sobą ruch. Tonks błyskawicznie puściła Weasleya, a w jej dłoni pojawiła się różdżka wycelowana z Ghena. Stał z podniesionymi dłońmi i lekkim uśmieszkiem.
-Spokojnie, chciałem ci tylko pomóc. George to kawał cielska.
-Bardzo dobrze sobie radzę.
-Daj spokój. – przejął słaniającego się Gryfona i mimo sprzeciwu ruszył dalej w kierunku w jakim przedtem zmierzali we dwójkę. Szli w ciszy przez kilka minut, Scar była tak zła że ledwo powstrzymywała się od wybuchu.
-Przepraszam.
-Za co? Za to że jesteś aroganckim dupkiem? Za to że zachowujesz się jakbyś był ponad to wszystko? Czy za to że nie szanujesz moich słów? Bo ja nie dam sobą pomiatać. Dziś trafiłeś wyjątkowo na mój spokojniejszy humor, ale zachowaj się tak jeszcze raz, to nie ręczę za siebie.
-Wow, nie wiedziałem że odebrałaś mnie tak źle. – jego kitka podskoczyła gdy wybuchnął śmiechem.
-Wcale nie poprawiasz mojej opinii o sobie. Wręcz przeciwnie.
-Ja po prostu taki jestem, niewiele osób rozumie mój charakter i dlatego się do mnie nie zbliżają albo ulegają mi we wszystkim. Ty też powinnaś.
-Powinnam to ja ci zaraz walnąć, raz a konkretnie i może wtedy zrozumiesz.
-Charakterna jesteś. Może masz ochotę wyskoczyć ze mną na jeszcze jedno drinka?
-Wiesz co Ghen? Pieprz się. Nie musisz iść dalej, jesteśmy na miejscu.
Scarlett złapała George za ramię i szarpnęła, tak by obydwoje przeszli chodniczkiem do swojego tymczasowego domu, gdy z tyłu usłyszeli głos. Chłopak wciąż stał tam gdzie go zostawili, a zadziorny uśmiech tylko się poszerzał.
-Chyba zasłużyłem na buziaka za odprowadzenie?
-Jak ja mu zaraz... - wyszeptała od siebie. – Radzę ci stąd spadać, o ile chcesz wrócić w całości do paczki. To że nie mam ręki nie sprawia że jestem słaba.
-Użyczę ci moich. – uniósł dwie, sprawne ręce i poruszył nimi pokazując jak może pomóc.
-Pierdol się idioto.
Zatrzasnęła drzwi i rzuciła na nie czary, dzięki którym Ghen nie mógł przekroczyć progu, chciała zrobić krok przed siebie, ale potknęła się i runęła jak długa. Amortyzacja jedną ręką niewiele pomogła i twarz Scar zaliczyła bolesne spotkanie z panelami.
-Jeszcze tego brakowało.
Dziewczyna podniosła się z furią gotowa iść do George i zjechać go za zostawianie butów gdzie popadnie, gdy zobaczyła że to właśnie on leżał na środku i spał w najlepsze. Wybuchnęła śmiechem, ale przeniosła go do pokoju żeby rano nie mieć wyrzutów sumienia gdy wstanie z kacem i do tego połamany przez twardą podłogę. Sama musiała wziąć długi, relaksujący prysznic i zmyć z siebie smród tamtego miejsca, a także emocje jakie nią targały. Ponad pół godziny później, gdy skończyła się ciepła woda, Scarlett w końcu opuściła pomieszczenie i położyła się na łóżku z dziennikiem. Przytuliła zeszyt kurczowo do piersi wdychając zapach ukochanego chłopaka i zasnęła.

Poranek okazał się nieprzyjemny dla rudowłosego chłopaka, kołdra spadła z łóżka i było mu chłodno, a do tego słońce przyświecało prosto w jego twarz nie pozwalając zapaść w dłuższy sen. Nie mając więc innego wyjścia otworzył powieki, aby zaraz je zmrużyć przez promienie. Spróbował po raz drugi i tym razem powoli przyzwyczaił się do światła. Z łopoczącym bólem głowy podniósł się i rozejrzał. Sam nie wiedział jak znalazł się w pokoju, a tym bardziej w łóżku, ale śniadanie stojące na stoliczku bardzo poprawiło mu humor i już po chwili ciepłe tosty i herbata znalazły się w żołądku dwudziestolatka. Potem bardzo zimny prysznic, który okazał się zbawieniem i przywrócił go do życia na tyle że postanowił poszukać przyjaciółki. Jednak sprawdzenie każdego kąta w domu nie przyniosło oczekiwanego efektu, a dopiero po obejrzeniu lodówki, znalazł w kuchni karteczkę wyjaśniającą nieobecność Tonks. Jak się okazało jego poranek był godziną 12, a jej nie było już od 8 kiedy to poszła spotkać się z nowymi znajomymi i wyjaśnić pewną sprawę. Chociaż nie wiedział o co chodzi, zmartwiła go długa nieobecność Scarlett i zdecydował że musi ją wesprzeć. Ubrał już buty i otworzył drzwi wychodząc z domu, gdy zderzył się z kimś z zewnątrz, a impet z jakim się to stało sprawił że obydwoje upadli na ziemie jęcząc z bólu. George wpadł z powrotem do przedpokoju, a druga osoba na werandę.
-Kurde, nie oczekiwałam takiego powitania. Dzięki przyjacielu, ale trochę bolało.
Rudowłosy spojrzał jeszcze raz, a widząc poszukiwaną przed chwilą osobę, wyszczerzył się mocniej. Chwilę później obydwoje zaczęli chichotać nadal leżąc na podłodze.
-Właśnie miałem cię szukać.
-Znalazłeś i to z konkretnym skutkiem. Wręcz powalającym.
Weasley pokręcił z politowaniem głową.
-Te twoje żarciki są nieśmieszne, Tonks.
-Już wszystko jest śmieszniejsze od oduchowionego. Pamiętasz jeszcze ten żarcik? Bo ja myślałam że wtedy mózg straciłeś, a nie uszko.
-Osz ty franco! – George rzucił się na brunetkę i łaskotał ją tak mocno, że ze śmiechu zaczęły lecieć jej łzy.
-Puść mnie fretko, bo zaraz się posikam.
- O nie! – odskoczył momentalnie. – To było obrzydliwe.
-Żyjąc z wami, przetrwałam okropniejsze rzeczy. Nic mi nie straszne.
Prychnął tylko i podniósł się pociągając za sobą przyjaciółkę, która zniknęła za drzwiami łazienki trzaskając mocno. Dwudziestolatek w tym czasie zdążył zrobić gorącą kawę i gdy weszła do kuchni z uśmiechem ulgi, podał jej kubek patrząc z politowaniem. W odpowiedzi dostał wystawiony język.
-Bardzo dojrzale Callidora.
Gdy usłyszała imię, jakim nazwał ją Gryfon, nie mogła dłużej wytrzymać, zaklęcie sprawiło że kubki zniknęły z rąk przyjaciół i po chwili ponownie leżeli na ziemi. Scar była górą i próbowała atakować wciąż śmiejącego się George za nazwanie ją drugim imieniem, którego szczerze nienawidziła. Dziękowała Merlinowi że to do ojca należało wybranie jej imienia, matka mogła nadać jej jedynie to drugie. Nimfadora miała tą nieprzyjemność doznać katorgi, gdy mama dziewczyn wybrała jej pierwsze imię i sprawiła że starsza nienawidziła swojego imienia, nie używała go nigdy. Nawet nauczyciele w Hogwarcie mówili do niej po nazwisku, na imię nie reagowała.
-Wciąż nie rozumiem co wasza mama miała w głowie gdy nadawała te imiona. – piętnaście minut później siedzieli na werandzie, na ławeczce i pili wcześniej zrobioną kawę.
-Moja mama w ogóle jest osobą ciężką do zrozumienia. Jedynie ojciec był osobą, która z nią wytrzymywała.
-Poświęciła dla niego wszystko, prawda?
-Tak, miłość mamy i taty była czymś... Czymś czego nie rozumiałam przez bardzo długi czas. No bo zobacz, wyrzekła się dla niego rodziny, którą znała całe życie i bardzo dużego majątku. Pozwoliła zaprzepaścić to wszystko dla kogoś, kogo nie znała wcale tak długo i po prostu. Całe życie wpajają ci że półkrwi są niegodni, są parszywi, a tu jedna osoba potrafi sprawić że całkowicie zmieniasz swoje rozumowanie, rozumiesz? Tato był z rodziny mugoli, był bardzo ciepłą osobą, pomocną i był dobry, a mama? Surowa, bezwzględna i trzymająca się zasad. Prawdziwa Black'ówna, a mimo tego przy nim traciła całą swoją ostrość. Zmienił ją i bardzo się z tego cieszę.
-Taka jest miłość. Czyni cuda, słońce.
-Wiem George, bo ja też tego doświadczyłam i chociaż nigdy nie miałam zapędów by wspierać tylko czystokrwistych, gdzies z tyłu głowy miałam takie uczucie że jesteście gorsi, że nie jesteście pełnoprawni, a potem? Poznałam was i bum. Wszystkie wątpliwości odeszły w niepamięć.
-Magia Weasley'ów. – wyszczerzył się bliźniak, a Tonks zawtórowała mu co potwierdzili toastem kubkami. Przesiedzieli tak większość dnia, beztrosko i spokojnie.

* * *

miesiąc od ostatniego rozdziału :o ale zawaliłam! Przepraszam was bardzo, ale choroba mnie rozwaliła do tego stopnia, że ostatnie czasy śpię przez większość dnia i nocy plus dochodzą do tego wszystkie obowiązki i kończy się to brakiem chęci do pisania lub brakiem weny, a nie chcę nic pisać na siłę.

Napraw mnie, proszę // Fred WeasleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz