Special

225 14 1
                                    

Przepiękny, biały puch otulał cały wielki zamek grubą warstwą sprawiając że wszystko wyglądało magicznie. Również ozdoby, którymi wypełniony był Hogwart były przepiękne, choinki, złote kandelabry, różnokolorowe girlandy i płatki śniegu wirujące w korytarzach i jadalni szkolnej. W okresie świąt wszystko w zamku było nieziemskie, ale czternastoletniej Scarlett w ogóle nie udzielała się ta atmosfera. Dziewczynka wstała około godziny siódmej i rozglądnęła się po pustym dormitorium z rozczarowaną miną. Wiedziała że nie będzie już nikogo, bo wieczorem żegnała się z koleżankami, ale wciąż miała nadzieję że któraś z nich została. Niestety, Tonks miała spędzić święta samotnie w opustoszałym Hogwarcie. Jej dom nigdy nie był miejscem, gdzie hucznie obchodzono Boże Narodzenie, ale w poprzednich latach wróciła do domu by zjeść skromną kolację z matką i siostrą. W tym roku Nimfadora nie miała czasu wracać do domu, zajmowało ją szkolenie na aurora, a matka dziewczyn kategorycznie zabroniła wracać młodszej na święta. Scarlett była trochę zła na siostrę, ale cieszyła się że spełnia swoje marzenia. Nastolatka wstała z łóżka i przy pomocy zaklęcia jej piżama zmieniła się w codzienne szaty Hogwartu, wyjrzała przez okno, a większa niż wczoraj warstwa śniegu i brak uczniów przemierzających dziedziniec przybiła ją mocniej. Sama nie wiedziała czy jest sens opuszczać pokój, ale jednak zrobiła to, a chwilę później i wieżę Gryffindoru. Spacerowała po zamku ze spuszczoną głową. Najbardziej brak jej było bliźniaków Weasley, którzy złożyli jej życzenia wczorajszego wieczora. Potem już ich nie widziała, nie zdążyła się pożegnać. Jej najlepsi przyjaciele uwielbiali święta i chociaż ich rodzina nie była bogata, to darzyli się miłością, której Tonks strasznie im zazdrościła. Zawsze chciała mieć taką rodzinę i czuć że ma gdzieś swoje miejsce. Przy Fredzie i Georgu czuła się naprawdę szczęśliwa, dali jej trochę ciepła rodzinnego i była im dozgonnie za to wdzięczna. Nawet kupiła prezenty całej rodzinie Weasley, wszystkie miały być dostarczone jutrzejszego wieczoru podczas Wigilii i miała nadzieję że trafiła. To jest właśnie to co robiła jej matka, wysyłała pieniądze i uważała że to wystarcza. Rodzina brunetki zawsze była bogata i to miało załatwiać wszystkie problemy. Scarlett nie przypominała sobie żeby została kiedykolwiek przytulona przez matkę, żeby czytała jej bajkę lub powiedziała jakąkolwiek pochwałę. Nimfadora była osobą, która spędzała z siostrą wiele czasu, wszystko robiły razem i Scar kochała swoją szaloną, różowowłosą siostrę. Szła tak zamyślona, zastanawiając się co robi teraz jej rodzina, gdy wpadła na kogoś i z jękiem upadła obijając sobie tyłek.
-Uh... Przepraszam Scarlett. – półolbrzym Hagrid uśmiechnął się ze skruchą i pomógł wstać uczennicy. – Nie zauważyłem cię.
-W porządku Hagrid, ja też nie patrzyłam gdzie idę.
-A ty jeszcze nie w pociągu? Weasleyowie już chyba pojechali.
-Taaa, uh ja tym razem zostaje w Hogwarcie.
-Naprawdę? Jako jedyna.
-Dzięki Hagrid, muszę iść. Wesołych Świąt. – opuściła głowę niżej żeby nie widział jak do oczu napływają jej łzy i pobiegła wzdłuż korytarza. Nauczyciel dobił ją jeszcze mocniej, myślała że chociaż kilka osób zostanie w tym roku w szkole, nie wiedziała że najbliższe dwa tygodnie spędzi sama. Dotarła do kącika pod jednymi z wielu schodów i skuliła się tam płacząc. Nie wiedziała ile tak siedziała, starała się być na tyle cicho aby nikt jej nie zauważył.
-No, no. Widzisz to bracie?
-Jakaś mała myszka...
-...nam tu płaczę.
-Wszystko okej? – podniosła głowę, a nad nią pochylało się dwóch, identycznych chłopaków i rudych włosach. Uśmiechali się szeroko patrząc na jej zapłakaną twarz. Tonks zaszlochała mocniej i rzuciła się w ramiona obydwóch przytulając ich mocno.
-Co wy tu robicie? – wychrypiała od długotrwałego płaczu.
-Wiesz, byliśmy już w drodze...
-...ale przypomnieliśmy sobie że zapomnieliśmy zabrać czegoś bardzo ważnego...
-...a raczej kogoś.
-Wróciliście po mnie?
Bliźniacy pokiwali głowami, Fred przejął przyjaciółkę od brata i podniósł na nogi po czym złapał za rękę. Bagaże dziewczynki były już spakowane, wszystko było gotowe. George popatrzył na zegarek i zrobił wielkie oczy, pospieszył przyjaciół bo jak powiedział, ich środek transportu za chwilę zniknie. Biegiem puścili się przez korytarze, aż dotarli do wyjścia z Hogwartu, a potem do chatki Hagrida, który machał im z okna i puścił oczko brunetce. W momencie gdy trójka dotknęła stojącego na środku, brzydkiego czajnika, zniknęli z obrębu szkoły. Wylądowali w ogródku pani Weasley, George leżał na śniegu, Fred na nim, a kanapkę kończyła Scarlett.
-Złaźcie ze mnie. O Merlinie, chyba mnie wieloryb przygniótł. – jęczał młodszy bliźniak, a pozostała dwójka zachodziła się ze śmiechu. Podnieśli się jednak z George'a i pomogli mu wstać, ale chwilę potem znów leżał w śniegu, a Tonks natarła mu całą twarz śniegiem. To samo zrobiła drugiemu.
-O nie, ta zniewaga...
-...krwi wymaga.
Dziewczynka została złapana za ręce i nogi, a potem wrzucona w największą zaspę. Piszczała i szarpała się, ale przyjaciele przygnietli ją własnym ciałami. Wszyscy byli czerwoni z zimna i przemoknięci do suchej nitki.
-Spodnie mi przemokły. – zajęczał Fred, a George w tym czasie wrzucił dziewczynie śnieg za kurtkę i zwijał się ze śmiechu patrząc jak skacze próbując wytrzepać zamarzniętą wodę.
-Zginiecie marnie. – mord w oczach i czerwone włosy znaczyły że przegięli toteż zaczęli się obawiać ognistego temperamentu nastolatki. Uratowała ich jednak mama, która otworzyła drzwi i stała w ich framudze tupiąc wściekle nogą. Ręce miała wsparte pod boki, a minę nieciekawą. Nie wiadomo było kogo bać się bardziej, pani Weasley czy Scarlett. Cała trójka podeszła do kobiety, która bez słowa wpuściła ich do środka Nory i kazała rozebrać się w przedsionku, a potem wygoniła ich na kanapę, naprzeciw rozgrzanego kominka. Trio rozsiadło się na wielkiej, czerwonej sofce i przykryło ręcznie wydzierganym, cieplutkim kocem, a Molly przyniosła im parujące napoje i usiadła na fotelu obok.
-Słynna czekolada Weasley'ów! – wykrzyczała gryfonka i rzuciła się na napój, do tego wzięła kolorowe ciasteczko z dyniowym nadzieniem. – Bardzo dziękuje pani Weasley.
-Och nie przesadzaj słoneczko, gdy moi synowie napisali w liście że zostajesz w Hogwarcie, dostali taką burę że nawet sobie nie wyobrażasz. Jak mogli nie pomyśleć żeby cię tu zaprosić?
-Właściwie to, nie powiedzieliśmy jej o tym...
-... znaleźliśmy ją dziś rano zapłakaną i dopiero wtedy się dowiedziała. – George wzruszył ramionami wciskając do buzi trzecie ciastko, którym się zakrztusił gdy matka zdzieliła jego i Freda po głowie.
-Jak mogliście tyle trzymać Scarlett w niepewności?! Nie tak was wychowałam.
Skruszeni, a właściwie to udający skruchę trzynastolatkowie schylili głowy i przybili sobie po kryjomu piątkę. Pani Weasley za to wróciła do gotowania, dziewczynka kilkukrotnie próbowała jej pomóc, ale odmawiała. Molly wolała wszystko robić sama. Gdy trójka przyjaciół najadła się i ogrzała, poszli do pokoju bliźniaków uprzednio odwiedzając Percy'ego, Rona i Ginny. Przywitali się z rudowłosymi i z każdym zamienili parę słów. W pokoju, na podłodze czekał wielki materac na którym zawsze spała trójka, nieważne jak niewygodny był, nieważne że obok mieli łóżka, Fred i George zawsze spali z przyjaciółką na podłodze.
Scarlett spędziła resztę dnia z bliźniakami wymyślając coraz nowsze wynalazki i psikusy, które będą mogli wykorzystać po powrocie do Hogwartu, zajęcie było tak czasochłonne że nie zauważyli kiedy się ściemniło i zostali zawołani na kolację. Dzieci Weasley'ów zbiegły po koślawych schodach niczym stadko słoni i rzucili się do stołu obłożonego smakołykami.
-Cześć tato! Cześć William, Charlie. – zgodnie przywitali się bliźniacy.
-Ile razy mam wam mówić, nie lubię jak mówicie William, wolę Bill.- przewrócił oczami najstarszy syn. – Hej Scarlett. – przywitał się.
-Dzień dobry, Panie Weasley. Cześć Bill, Charles. Miło mi was widzieć. Jeszcze raz dziękuje bardzo za zaproszenie na wasze święta. To dla mnie dużo znaczy.
-To my się cieszymy że jesteś z nami. – Artur uśmiechnął się ciepło.
-Kochanie, to jest dla nas przyjemność. Bardzo się cieszę że moi chłopcy mają taką przyjaciółkę.
-Mamooo. – jęknęli i zaczerwienili się.
-Cicho. – skarciła ich Molly i usiadła naprzeciw męża pozwalając każdemu nakładać smakowite jedzenie. Scarlett spróbowała kawałek mięsa w brązowym sosie i jak zwykle rozpłynęła się nad pyszną kuchnią kobiety.
-Kocham Pani kuchnię, chciałabym tak kiedyś gotować.
-Chętnie cię nauczę. – zachichotała rudowłosa.
-Scarlett? Jak tam Nimfadora? – zapytał Charlie, a Bill aż wypuścił widelec z dłoni, przeprosił cicho i wrócił do jedzenia dyskretnie obserwując Tonks.
-Bardzo dobrze, szkolenie idzie jej świetnie. Moody bardzo ją chwalił, po prostu tęsknie za nią. Nie widziałam jej od pół roku. Nie wolno jej się z nami kontaktować w czasie szkolenia, raz w miesiącu może napisać list.
-Zawsze o tym marzyła. – uśmiechnął się Charles wspominając przyjaciółkę.
-To prawda, jest teraz spełniona i do tego, jej szalone usposobienie jest idealne do tej roboty. Podobno. Nie wiem co w tym może być dobrego, chyba to że jest nieprzewidywalna.
-Zostawiła tu wszystko, rodzinę i całe życie. – cicho odezwał się Bill.
-Billy, ona też za tobą tęskni, ale nie mogłeś jej tu zatrzymać, wiesz? Wolałeś żeby była nieszczęśliwa i obwiniała cię?
-To już nie mój interes.
Scarlett tylko posłała mu uśmiech i nie odzywała się więcej. Bill i jej siostra byli parą przez ponad dwa lata, do momentu w którym dowiedziała się że może zostać aurorem. Wtedy zaczęło się między nimi sypać, on nie mógł znieść związku na odległość, ona tego że chłopak ją ogranicza. I tak wszystko się rozsypało chociaż w każdym z nich została cząstka uczucia. On był spokojny i opanowany, zawsze uspokajał Tonks gdy nie panowała nad swoją złością. Jego głos sprawiał, że całość złych emocji ulatywała z Puchonki i to podziwiała zawsze młodsza. Myślała że ta miłość będzie wieczna, ale nie zawsze wszystko kończy się tak jakby się tego chciało. Reszta wieczoru upłynęła im już na spokojnych pogawędkach i żartach, atmosfera rozluźniła się i każdy oczekiwał jutrzejszego dnia. Około dwudziestej drugiej mimo protestów ze strony trio, Pani Weasley wygoniła ich do spania. Obiecali że zaraz się położą, ale tylko na tym pozostało. Każde wzięło prysznic i położyli się na materac, już zasypiali gdy leżąca pośrodku Tonks uderzyła Freda z rozmachem, otwartą dłonią w twarz. Rozbudzony zerwał się do siadu i rozglądnął, a George i dziewczyna udawali że śpią chociaż wewnątrz dusili się ze śmiechu. Fred także zaczął się śmiać, wziął swoją poduszkę i zaczął okładać nią pozostałą dwójkę.
-Stop! Poczekaj, stop! – Scar chichotała ciągle, ale próbowała powstrzymać bitwę. Wreszcie uspokoiła bliźniaków. Wyjęła swoją różdżkę i rzuciła wyciszające zaklęcie na drzwi.
-Teraz możemy kontynuować.
-Skąd znasz to zaklęcie?
-Moja siostra mnie nauczyła, zawsze gdy mama kłóciła się z nią albo ze swoim rodzeństwem, pozwalało mi przetrwać te wyzywiska i krzyki.
Fred popatrzył na George, George popatrzył na Freda, znowu zasmucili przyjaciółkę. Kiwnęli głowami i rzucili się na nią. Starszy łaskotał po żebrach, młodszy okładał poduszką. Zaklęcie podziałało bo mimo pisków i krzyków, a nawet błagań o pomoc nikt nie zjawił się w drzwiach pokoju. Cała trójka zasnęła znużona dopiero w okolicach trzeciej na ranem i tak: Tonks zasnęła na brzuchu Freda, który spał w miarę w normalnej pozycji, a George przytulał się do gołych stóp przyjaciółki. Każde miało włosy w nieładzie, ale zasnęli przeszczęśliwi. Rankiem Molly Weasley budziła wszystkie swoje dzieci i każde dostało zadanie do zrobienia. Ostatni pokój był mieszkaniem największych rozrabiaków w rodzinie, ciekawa tego co robią cicho otworzyła drzwi i zaśmiała się na zastany widok. Zeszła po schodach i zgarnęła magiczny aparat, a przy okazji zgarnęła męża, który właśnie jadł śniadanie. Obydwoje stanęli w progu i przyglądali się obrazkowi, który kobieta uwieczniła w rodzinnym albumie. Odtąd zdjęcie rozmarzonego George'a tulącego stopy rozbawiało każdego oglądającego album. Po wykonaniu zdjęcia, pani Weasley niezwłocznie obudziła dzieci i wysłała ich, aby doprowadzili się do porządku. Na dole czekała już na nich jajecznica i świeży sok pomarańczowy. Molly przyglądała im się badawczo, wory pod oczami i twarze bez życia.
-No to o której zasnęliście kochani?
-A wiesz mamo, tak około trz.. – uderzony w bok George wypluł sok na stół.
-Koło dwudziestej trzeciej. – uratował Fred szerząc się.
Ku niepocieszeniu przyjaciół, każde dostało zadanie w innym rejonie domu. Scarlett miała pomóc pani Weasley w kuchni, na co przystała z wielką ochotą, Fred miał za zadanie posprzątać salon, a George pokój bliźniaków. Popatrzyli na siebie z tęsknotą jakby mieli nie widzieć się przez najbliższe miesiące i każde poszło do swojego zadania. Tonks z uwagą patrzyła co robi mama bliźniaków i notowała w głowie wszelkie uwagi. Największą frajdę sprawiło jej jednak pieczenie i gdy rudowłosa nie patrzyła, dodała do przepisu coś od siebie. Potem udekorowała dwa ciasta i pierniczki.
-Dzięki za pomoc skarbie, a teraz... Myślę że Fred skończył salon, czy miałabyś ochotę ubrać z nim choinkę?
-Naprawdę mogę? Ja nigdy nie ubierałam choinki. – Tonks czuła się zawstydzona, a starszej zrobiło się jeszcze bardziej żal nastolatki. Uwielbiała przyjaciółkę synów, tak jak kiedyś lubiła gdy Dora wpadała tu raz na jakiś czas z Charlie'm, a potem już z Billem.
-Pewnie że tak, ozdoby są przygotowane, a jeśli chodzi o drzewko, co ty na to żebyś sama je wybrała? Weź Freda i Bill'a, George musi skończyć sprzątać ten syf zwany ich pokojem.
Dziewczyna zachichotała i zasalutowała kobiecie, a potem zgarnęła braci ledwo dając im się ubrać i razem z siekierką ruszyli w stronę znajdującego się niedaleko lasu. Szukanie nie zajęło im długo, bo już trzecia choinka okazała się idealna i Bill zajął się ścinaniem.
-Zawsze robimy to jak mugole. To taka tradycja zaczerpnięta przez tatę. Nie pozwalał nam nigdy użyć magii do ścięcia choinki, a teraz już po prostu sprawia to przyjemność.
Fred widział radość w oczach przyjaciółki, to jak świeciły jej oczy przy tak prostej czynności, w trakcie transportu drzewka też mieli dużo problemów, ale sprawiały one raczej śmiech niż złość. Gdy wraz z choinką dotarli do domu i została ona postawiona na środku salonu, Fred owinął ją światełkami, a Scar zaczęła ubierać różnokolorowe bańki o śmiesznych kształtach. Niektóre były okrągłe, inne trójkątne, albo w kształcie magicznych zwierzątek. Napatoczył się także George i Ginny, którzy owinęli Tonks łańcuchami i założyli dwie bańki na uszy. Ubieranie choinki zajęło im czas do popołudnia, a potem została już tylko chwila aby się przebrać i zejść na kolację. Każdy ubrany był w eleganckie szaty, Scar i Ginny miały na sobie śliczne sukienki w podobnym stylu, z rękawami trzy czwarte. Starsza ubrała czerwoną, młodsza zieloną i gotowi zeszli do ustrojonej jadalni. Nie bardzo wiedziała jak ma się zachowywać, ale gdy Bill podszedł do niej jako pierwszy z życzeniami zrozumiała już o co chodzi. Wyprzytulała każdego z Weasley'ów, aż zostali jej bliźniacy, wpadła w ramiona najpierw jednemu, a potem drugiemu. Życzyła im najlepszego na świecie sklepu z gadżetami i dużo sukcesów w grze w Quidditcha, a także najwspanialszych na świecie przyjaciół, przy czym wskazała na siebie. Kolacja trwała bardzo długo i była pewna opowiastek i śmiechów, atmosfera była tak magiczna, że wydawało się to nieprawdopodobne. Mimo niewielkich zarobków każdy z rodziny dostał też prezent, co roku robili losowanie i każdy kupował upominek dla kogoś innego. Oprócz tego dostawali też ręcznie robione swetry. Scarlett siedziała patrząc jak Ginny rozpakowuje prezencik, gdy podeszła do niej Molly i podała miękki materiał. Czerwony sweter z wielkim S na środku sprawił się całkiem się rozkleiła i wtuliła w kobietę.
-Nikt nigdy nie dał mi czegoś tak pięknego.
-Słońce, prezenty od serca zawsze są najlepsze. Wesołych Świąt.
-Wesołych Świąt.
Scarlett zdążyła usiąść na fotelu gdy w rękach każdego z rudowłosych pojawił się prezent.
-Och, to ode mnie. Całkiem zapomniałam, myślałam że mnie tu nie będzie i chciałam sprawić wam wszystkim przyjemność.
Pani Weasley zrobiła jej pogadankę gdy zobaczyła że każde z jej dzieci dostało prezent, który wyglądał na drogi, ale nowa patelnia udobruchała pulchną kobietę.
Reszta wieczoru minęła w równie miłej atmosferze, aż wszyscy zmęczeni zaczęli się rozchodzić, a Scar, Fred i George przenieśli się do wielkiego okna i razem z gorącą czekoladą oglądali śnieg sypiący za oknem.
-Chłopaki?- wyszeptała.
-Scar? Ty płaczesz? – wystraszył się młodszy.
-Bo ja wam tak bardzo dziękuje. Tyle miłości ile zaznałam dzisiaj. Nigdy jeszcze tak się nie czułam. Dziękuje że mogłam to poczuć. Jesteście najlepsi, poczułam się kochana. Ta atmosfera... Jest najlepiej na świecie. – wyszlochała na jednym wdechu tuląc się do przyjaciół.
-Scarlett.
-Powinnaś wiedzieć....
-...że w Święta nikt nie powinien być sam...
-.... A szczególnie nie tak dobra osoba jak ty. – dokończył Fred.
W końcu George zmęczony wstał i pożegnał się z przyjaciółmi.
-Nie jesteś zmęczona?
-Jestem, ale nie chcę żeby ten dzień się skończył.
-Jutro czekają cię kolejne wrażenia. Jeszcze nie grałaś z nami w zimowego Quidditcha, ani nie lepiłaś Weasley'a.
-Weasley'a?
-Bałwan w kształcie któregoś z nas. Zwykle losujemy. – zaśmiał się Fred. Scarlett także zachichotała i popatrzyła w górę, a bliźniak podążył za jej wzrokiem.
-Jemioła chyba do czegoś zobowiązuje, prawda? – wyszeptała zbliżając się do rudego.
-Niech tradycji stanie się zadość. – Fred złączył ich usta na długi moment.
-Wesołych świąt, S.
-Wesołych świąt, Freddie.

* * *

Wesołych Świąt Wszystkim!!!! Mam nadzieję że spędzacie święta w rodzinnym, ciepłym gronie, jesteście najedzeni i szczęśliwi. Ja kocham ten okres, ubieranie choinki i wszystko co związane z zimą.  Mam nadzieję że atmosfera wam się udzieliła bo wiele osób w tym roku niestety nie czuło świąt. 

Napraw mnie, proszę // Fred WeasleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz