Rytuał

647 61 9
                                    

Notka od autorki: Ta-daam! Ostatnio miałam taki napływ weny i naprodukowałam tyle tekstu na zapas, że postanowiłam wstawić szybciej kolejny rozdział. Enjoy!
P.S. Jeśli Ci się spodoba - daj mi gwiazdkę. Dla Ciebie to jedno kliknięcie - dla mnie ogromna dawka radości i motywacji :).



Lucy przez całą drogę milczała, starając się zanotować w pamięci każdy szczegół otoczenia, na wypadek gdyby miała uciekać. Nie było to łatwe zadanie, bo krajobraz zlewał się w wielką białą plamę, poprzetykaną drzewami i skałami. Wszystko wokół wyglądało dla niej tak samo. Zrezygnowana westchnęła głęboko i przeniosła wzrok na swoje buty. Skupiła się na liczeniu kroków, byle tylko nie myśleć o tym, co najlepszego zrobiła, pozwalając się zabrać tym ludziom.

Po kilku godzinach marszu dotarli do ogromnej skalnej ściany. Zatrzymali się przed nią, a Lucy zaczęła się przypatrywać z podejrzliwością swoim oprawcom.

– Nareszcie jesteśmy – powiedział zachrypnięty głos. Teraz, w świetle dnia Lucy z łatwością mogła go przypisać chudemu chłopakowi, któremu fioletowe włosy zakrywały większą część twarzy.

Gdzie niby jesteśmy? Postradali do reszty rozum? Przecież tu nic nie ma.

Jak na zawołanie, skały zaczęły nieznacznie drżeć. Nie towarzyszył temu jednak żaden dźwięk. Lucy zamrugała kilka razy oczami i po chwili w kamiennej ścianie ukazały się niewielkie wrota.

Ponownie tego dnia pchnięto ją do przodu, siłą przeprowadzając do wnętrza góry. Na jego widok Lucy mimowolnie westchnęła z zaskoczenia.

Zaraz naprzeciwko wejścia po wysokiej skalnej ścianie spływał ogromny wodospad. Wpadał do niewielkiego strumienia, który wił się wokół przestronnego pomieszczenia. Wilgotne kamienie lśniły tajemniczo, odbijając blask zawieszonych gdzieniegdzie pochodni. Niektóre głazy były pokryte ciemnozielonym mchem, który sprawiał wrażenie tak miękkiego, że aż chciało się w nim zanurzyć palce.

Lucy nie zdążyła się jednak tym pozachwycać, bo została pociągnięta w stronę wodospadu. Zanim zorientowała się, co porywacze chcą zrobić, przepchnięto ją przez lodowatą ścianę wody wprost do drugiego pomieszczenia.

– Co jest?! – wykrzyknęła zirytowana. Odruchowo zatrzęsła się z zimna.

– Wybacz nam Lucy, jednak jest to jedyne wejście do naszej kryjówki. – Wysoki, czarnowłosy mężczyzna pojawił się dosłownie znikąd przed nimi.

– Idzie się przyzwyczaić – mruknął jeden z członków jej obstawy, wykręcając długie, niebieskie włosy z wody.

– Jak... Skąd... Skąd znacie moje imię? – z tysiąca pytań, które kołatały jej się w głowie, musiała zadać akurat jedno z bardziej bezużytecznych. W myślach pacnęła się w głowę.

– Już od dłuższego czasu mieliśmy cię na oku. A gdy zostałaś przemieniona w Maginię Czarnej Dziury, postanowiliśmy wkroczyć do akcji i cię tutaj... przyprowadzić – czarnowłosy posłał jej uśmiech, który chyba miał być czarujący. Dla Lucy wyszedł upiorny. Skrzywiła się na ten widok.

– Ale wszystko wyjaśnię w odpowiednim czasie. Na razie idź się przebrać, bo jeszcze nam się rozchorujesz, a tego byśmy nie chcieli. Hasuki, zaprowadź Lucy do pokoju – machnął ręką w stronę gościa o fioletowych włosach.

– Oczywiście, oczywiście. Chodź za mną – zwrócił się do Lucy, zaciskając na jej ręce żelazny uścisk. Chcąc nie chcąc musiała za nim pójść.

***

– O nie – wyszeptała Hisui, wstając gwałtownie od stołu z księgami – o nie, nie, nie, nie!

Prawdziwa magia jest miłością [z]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz