Chyba ich nie doceniliśmy

516 48 3
                                    


Notka od autorki: Na wstępie chciałam Was przeprosić za brak rozdziału wczoraj. Miałam taki młyn w domu, że kompletnie zapomniałam :(. Ale, nie przedłużając, zapraszam do czytania go teraz, enjoy!


Wnętrze dziewczyny ogarnęła ciemność, która odcięła ją na powrót od zmysłów. Tym razem jednak czuła, że była ona inna od poprzedniej. Srebrne błyski, które przez nią przechodziły, ewidentnie świadczyły o tym, że pochodzi ona od Tsukiego. Najwyraźniej Mag Czarnej Dziury chciał ją zabić, tłumiąc jej energię.

– Nie mogę... się teraz... poddać – powiedziała Lucy przez zaciśnięte zęby.

Nagle otworzyła oczy i ze zdziwieniem zauważyła, że coś widzi. Obraz, z początku niewyraźny i odległy, zaczął stopniowo nabierać ostrości i formować się w długi korytarz. Rozejrzała się niepewnie, ale przed nią rozciągały się jedynie gładkie ściany, wąska podłoga i niewielka smuga światła na samym końcu przejścia. Nie mając innego pomysłu, ruszyła ostrożnie przed siebie, starając się cały czas pozostać czujna.

Szła ciągle miarowym krokiem, a wyjście wcale się nie przybliżało. Co prawda straciła rachubę czasu, jednak miała przeczucie, że powinna już być nieco bliżej tego odległego światła. Tymczasem korytarz cały czas się wydłużał, a ona męczyła się coraz bardziej. Zniecierpliwienie i strach, które narastały w niej z każdym krokiem, popchnęły ją w końcu do biegu.

W pewnym momencie poczuła, jak coś ociera się o jej kostkę. Pisnęła przerażona i potknęła się o własne nogi, w ostatnim momencie podpierając się rękami o podłogę. Rozejrzała się nerwowo dookoła, jednak nie dostrzegła niczego poza samym korytarzem. W tym samym momencie coś musnęło ją po twarzy.

Lucy wrzasnęła, zerwała się na równe nogi i z zamkniętymi oczami zaczęła biec w kierunku światła. Serce w jej piersi łomotało jak oszalałe, a krew dudniła w uszach, zagłuszając odgłosy butów, uderzających szybko o kafelki.

Czy na pewno chcesz dotrzeć do wyjścia?

Obcy głos, który rozległ się w jej głowie, sprawił że zwiększyła jeszcze swoje tempo. Poczuła jak krople potu ściekają jej po twarzy i reszcie ciała.

Widzę, że jesteś zdeterminowana.

Lucy zacisnęła zęby i przyspieszyła jeszcze bardziej, choć przed chwilą wydawało jej się to niemożliwe. Zignorowała kłucie w płucach i wytężyła wszystkie swoje siły.

Wezmę to za „tak". Ale pamiętaj, ja ostrzegałem.

Dziewczyna otworzyła oczy w idealnym momencie, żeby zobaczyć zbliżające się białe światło. Jednak to, co początkowo wzięła za wyjście, zmroziło jej krew w żyłach. Gwałtownie zatrzymała się i z niedowierzaniem patrzyła przed siebie. Pomimo szaleńczego biegu, poczuła zimny dreszcz, biegnący jej wzdłuż kręgosłupa.

Jej oczy napotkały spojrzenie beznamiętnych, białych tęczówek. Stała niemal twarzą w twarz z własną kopią, która z zupełną obojętnością trzymała w swoich rękach wykrwawiającego się Natsu. Ciało Smoczego Zabójcy zwisało nieruchomo w jej ramionach, a pod nim widniała szkarłatna kałuża.

– Nie... co ty robisz... – powiedziała słabym głosem. Kolana pod nią zaczęły się uginać, gdy ogarnęła ją niemoc. Upadła na lodowatą podłogę.

Białooka Lucy uśmiechnęła się do niej drwiąco i odgarnęła kosmyk włosów ręką brudną od krwi, pozostawiając na czole czerwony ślad. Jej sylwetka zatrzęsła się, gdy wstrząsnął nią spazm śmiechu.

Prawdziwa magia jest miłością [z]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz