Koszmar

824 58 5
                                    



Życie Lucy już po raz drugi było zagrożone. Natsu czuł się dość żałośnie, biorąc pod uwagę, że nie był w stanie ani temu zapobiec, ani jej uratować. O zemście również mógł zapomnieć, bo ostatnio nie skończyło się to szczęśliwie. Tak bardzo bezużyteczny nie był już od dawna. Przechadzał się nerwowo po gildii, szukając czegokolwiek, co pomogłoby mu pozbyć się denerwujących uczuć.

– Weź się uspokój, bo wychodzisz dziurę w podłodze! – warknął na niego zirytowany Gajeel. Zdenerwowanie udzieliło się już chyba każdemu w gildii, jednak nikt nie miał odwagi zwrócić uwagi Natsu.

– Jak mam się uspokoić, kiedy nie mogę nic zrobić?! – wrzasnął, uderzając pięścią w ścianę obok Żelaznego Smoczego Zabójcy. Ten posłał mu mordercze spojrzenie i otworzył usta, żeby stosownie odpowiedzieć.

– Panie Natsu? – cichy głosik Wendy skutecznie zapobiegł bijatyce. Wszyscy wpatrywali się z napięciem w dziewczynkę.

– Wendy! Co z nią? – W głosie Dragneela wyraźnie słychać było niepokój i zniecierpliwienie.

– Wciąż się nie obudziła, jednak jej życiu nie zagraża bezpośrednie niebezpieczeństwo.

Członkowie gildii mieli co do tego bardzo mieszane odczucia, jednak Natsu nie zastanawiał się zbyt długo. Bez słowa wyminął dziewczynę i pobiegł do skrzydła szpitalnego.

– Mistrz powiedział, że możemy tylko czekać. Podobno to jakiś rodzaj Czarnej Magii, więc moje leczenie nie pomogło za wiele... – przy ostatnich słowach głos jej się załamał, a w oczach pojawiły się łzy.

– To nie twoja wina Wendy. – Carla próbowała pocieszyć swoją przyjaciółkę. – Nie płacz.

– Dokładnie. Teraz musimy z całych sił wierzyć w Lucy. Jest silna, więc da radę to zwalczyć – przyłączyła się Mira. – Chodź, zrobię ci ciepłej herbaty.

Zewsząd doszły do niej ciche pomruki reszty przyjaciół, którzy zdawali się popierać jej zdanie. Nieco tym uspokojona, Smocza Zabójczyni poszła za radą Miry i przyjęła z wdzięcznością gorący napój, który ukoił jej nerwy.

***

Gdy Dragneel wpadł do pomieszczenia szpitalnego, siedząca przy łóżku Levy podskoczyła, łapiąc się za pierś.

– Rany Natsu, pali się czy co? – skrzywiła się, czując jak serce jej łomocze.

– Nie... Chciałem tylko zobaczyć Lucy – odparł cicho. Cała determinacja wyparowała z niego, gdy spojrzał na dziewczynę wciąż pogrążoną w śpiączce.

– Co to jest? – zapytał, wskazując na ramię Lucy.

Z miejsca, gdzie była zasklepiona rana, wychodziły czarne linie, przypominające do złudzenia ręce. Zdawały się zgodnie sięgać ku czemuś.

– Znak Śmierci. Nie wiemy na jego temat zbyt wiele, ale jest skutkiem użycia Czarnej Magii.

– Jak to powstrzymać? – chciał zrobić cokolwiek, byle nie siedzieć tutaj bezczynnie. Jednak Levy pokręciła tylko głową.

– Może... Może ten mag, który rzucił to zaklęcie, będzie wiedział jak je odczynić – powiedziała cicho po chwili.

Więcej razy nie musiała powtarzać. Natsu wybiegł z pomieszczenia, rzucając po raz ostatni okiem na śpiącą dziewczynę. Gdy był już przy drzwiach wyjściowych gildii, gwałtownie się zatrzymał i zacisnął pięści, by ułatwić sobie kontrolę nad złością.

Prawdziwa magia jest miłością [z]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz