18. Tym razem się przejdziemy

3.8K 160 7
                                    

MAYCY

- Jeszcze raz cię za niego przepraszam. Potrafi zepsuć wszystko. - powiedziałam podając mu torebkę lodu.
- Nie musisz.
Przyłożył lód do kości dłoni, a ja zajęłam miejsce na kanapie obok niego.
Postawiłam na stole dwie szklanki i butelkę wody.
- Oglądamy jakiś film? - zapytał po chwili.
- Jasne. Masz jakiś pomysł?
Na jego twarzy pojawił się uśmiech, którego znaczenie już potrafiłam odczytać. On ewidentnie miał już plan.
- "Harry Potter"?
- Dobra.
No i trafił swój na swego, nie mam pojęcia z kąd on wiedział, ale "Harry Potter" to jeden z moich ulubionych filmów.
- Która część?
- Mmmm... Może wszystkie po kolei. - zaproponowałam.
- Masz na myśli maraton?
- Oczywiście.
- Wchodzę w to.
- Nie masz innego wyjścia, ale najpierw idziemy do sklepu, nie ma seansu bez jedzenia.
- Robi się. - automatycznie podniósł się z kanapy i ruszył w stronę drzwi, a ja zaraz za nim zabierając po drodze torebkę.
Wyszliśmy na dwór.
- Zapraszam do rydwanu. - powiedział wskazując czarnego Mustanga stojącego na jednym z miejsc parkingowych.
- Tym razem się przejdziemy. - pociągnęłam go za rękę w stronę wyjścia z osiedla.
- Więc... Co dokładnie chcesz kupić? - zapytał po chwili.
- Sama nie wiem, ale...
Poczułam wibracje telefonu w kieszeni i wyjęłam go.
- Odbierz.
Wcisnęłam zieloną słuchawkę i odebrałam.
- Halo?
- Maycy... - wybełkotała Alex po drugiej stronie słuchawki.
- Wszystko w porządku? - zapytałam.
- Taaak...
- Po co dzwonisz?
- Mogła byś po mnie przyjechać? Jestem na policji.
Rozłączyła się.
- Cholera.
- Coś się stało?
- Alex jest na policji. I muszę po nią jechać.
- Nigdzie nie jedziesz, piłaś.
- Wiem. I to jest problem.
- Ja po nią pojadę.
- Oszalałeś?!
- Chyba nie rozumiem.
- To ta dziewczyna, która jest twoją fanką. Shawn nie możesz tego zrobić bo to się rozniesie.
- A gdyby mnie nie poznała?
- Jak ty chcesz to zrobić? Pozna cię po głosie, uśmiechu, włosach, oczach. Po wszystkim.
- To jesteśmy w kropce.
- Pojadę, nic mi nie będzie.
- Wykluczone. Może poprostu zamów jej taksówkę?
- Jasper.
- Co?
- Daj mi chwilę.
Wybrałam na komórce numer przyjaciela i zadzwoniłam. Po kilku sygnałach odebrał.
- Hej, Jasper jest sprawa.
- Co się stało?
- Podjechał byś na komendę po Alex?
- A co się stało?
- Nie mam pojęcia.
- A ty nie możesz jechać?
- Piłam.
- To chyba nie mam wyjścia.
- Pojedziesz?
- Od czego ma się przyjaciół.
- Jesteś wielki. Przywieź ją do mnie chodźby nie wiem co.
- Jasne.
Rozłączyłam się i spojrzałam na Shawna.
- Czyli maratonu nie będzie. - odparł ze zbolałą miną.
- Następnym razem.
- Co robisz jutro?
- Idę do pracy.
- Maycy... I co ja będę robić?
- Odpoczniesz sobie ode mnie w domu.
- May...
- Shawn. - ścisnęłam jego dużą dłoń w swoich dłoniach. - Masz swoje życie. Spotkaj się z przyjaciółmi, spędź czas z siostrą...
- No właśnie. Utrudniasz mi jedną z tych rzeczy.
- Mendes. Zakazuję ci przyjeżdżać jutro do Montrealu.
- Niech ci będzie... - westchnął.

***

- To cześć.
- Cześć.
Przytuliłam bruneta na pożegnanie.
- Miłej pracy.
- Dzięki. I... Em... Dzięki za pomoc z Peterem.
- Nie ma sprawy.
Usłyszałam dźwięk trzaskających drzwi na dole kamienicy, a chwilę potem znajomy głos blondynki.
- Shawn...
- Tak.
- Załóż kaptur i idź.
- To Alex?
- Tak.
- Do zobaczenia.
Uśmiechnął się do mnie po czym narzucił na głowę kaptur i ruszył schodami w dół.
- Hej. - usłyszałam po chwili głos przyjaciółki, a zaraz za nią pojawił się Jasper.
- Hej. Dzięki za pomoc.
- Nie ma za co.
- Po co miałam tu przyjeżdżać?
- Alex... Co zrobiłaś?
- Nic.
- Za nic wzięli cię na komisariat?
Weszła mijając mnie do środka, a chłopak za nią.
Zamknęłam za nami drzwi i poszłam do salonu gdzie dziewczyna zdążyła się już rozgościć.
- Powiedzmy, że chodzi o samochód...
- Alex...
- Nic mu nie jest.
- Nie o to chodzi. Piłaś?
- Tak... - odpowiedziała cicho chowając twarz w dłoniach.
- Tyle razy Ci mówiłam...
- Maycy, nie jesteś moją matką żeby mówić mi co mam robić.
- Ale kiedyś powiedziałaś abym się tobą "opiekowała". I do tej pory ci to nie przeszkadzało.
- Dla twojej wiadomości już nie musisz mnie niańczyć. Mów lepiej co to był za chłopak. - zmieniła szybko temat.
- Alex nie zmieniaj...
- Kto to?
- Przyjaciel... - westchnęłam.
- Ten cały Marc? - zapytała.
- Tak.
- Ostatnio spędzasz z nim więcej czasu niż ze mną i dziewczynami. To nie fair.
- A co? Zazdrosna? - zaczęłam się z nią przekomarzać.
- A jeśli?
- Chcecie coś do picia? - zaproponowałam.
- I kto tu zmienia temat?
- Więc?
- Możesz dać mi wodę.
- Jasper?
- Mi to samo.
Chłopak pogłaskał leżącego u jego nóg Jake'a i uśmiechnął się.
- Ile on już ma?
- Kto? Jake? - zapytałam z kuchni.
- Mhm.
- Siedem.
- Duży już jesteś, co? - powiedział pieszczotliwie drapiąc psa po brzuchu.
Sięgnęłam po trzy szklanki i dużą butelkę wody.
- Maycy?
- Tak?
- Czyje to?
Spojrzałam na dziewczynę znad wyspy kuchennej i przez chwilę nie wiedziałam co powiedzieć.
Jeansowa kurtka Shawna trzymana w jej dłoniach, to nie było nic dobrego.
- Em... To Marca.
- Uhuhu... Zapytaj go czy mi takiej nie pożyczy.
- Czemu?
- Shawn ma bardzo podobną. - zaśmiała się jak mała dziewczynka, która właśnie znalazła wymarzoną zabawkę na sklepowej półce.
Trudno żeby nie była podobna skoro to jedna i ta sama.
- Zapytam.

No cześć. Mam do was pytanko. Wolicie maraton na święta czy nowy rok?

This Day / Shawn Mendes [Zakończone] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz