6. Może nie powinnam

5.2K 181 93
                                    

MAYCY

Ostatecznie zdecydowałam się poprosić o pomoc przyjaciela. Jasper miał przyjechać po mnie za kilka minut, czekałam już na niego pod moją kamienicą. Przyjaźniliśmy się od dzieciństwa, razem przyjechaliśmy do Montrealu, a jeszcze wcześniej szukaliśmy mieszkania. Mieliśmy zamieszkać razem do czasu, aż któreś z nas nie znajdzie sobie czegoś własnego, ale wyszło tak, że on zamieszkał ze znajomym ze szkoły, a ja zamieszkałam tam gdzie mieszkam do teraz.
Z rozmyślań wyrwał mnie dźwięk klaksonu czarnego Jeepa stojącego na podjeździe. Przednia szyba samochodu opadła ukazując twarz szatyna.
- Zapraszam. - zwrócił się do mnie wskazując środek auta.
Obeszłam pojazd dookoła i zajęłam miejsce pasażera.
- Cześć. - przywitałam się zapinając pas.
- No witam, witam.
Uśmiechnął się do mnie szeroko i włączył się do ruchu.
- Dzięki, że mi pomagasz.
- Nie ma sprawy i tak miałem w wolnym czasie jechać do rodziców.
- Kiedy wracasz?
- Jeszcze nie dojechaliśmy, a ty już chcesz wracać? Zawsze mogę zawrócić. - zażartował.
- Ha Ha Ha. Bardzo śmieszne.
- Wracam za kilka dni. Nie wiem dokładnie kiedy.
- Okej.
- A tak swoją drogą, co się stało, że nie możesz jechać sama? W sensie nie chodzi o to, że nie chcę z tobą jechać czy coś...
- Jakby to powiedzieć... - przerwałam mu. - Po koncercie poszłam z przyjaciółkami do baru i...
- Niech zgadnę. Alex? - zapytał rzucając mi porozumiewawcze spojrzenie.
- Dokładnie.
Zapadła cisza, a ja żeby ją przerwać włączyłam radio. Już po pierwszych dźwiękach piosenki zorientowałam się, że przez ten rok nie zmienił naszej playlisty.
- Feeling my way through the Darkness. Guided by a beating heart.
I can't tell where the journey will end,
But I know where to start. - zaczęłam śpiewać, a chwilę potem chłopak dołączył do mnie i razem wręcz krzyczeliśmy słowa.
- They tell me I'm too young to understand. They say I'm caught up in a dream. Well life will pass me by if I don't open up my eyes. Well that's fine by me.

- Więc jedziesz po Jake'a?- zapytał gdy piosenka się skończyła.
- Tak.
- Zdecydowałaś się jednak wziąć go do siebie.
- Szczerze? Nie mogę czasem bez niego wytrzymać. Poza tym, przyda się w mieszkaniu ktoś drugi.
- Możesz załatwić sobie współlokatora.
- Nie chcę żeby ktoś zakłucał mi mój spokój.
- A Jake tego nie zrobi? - spojrzał na mnie unosząc brew.
- To co innego.
- Niech ci będzie. W sumie to chyba będę się do ciebie wpraszał częściej skoro on będzie z tobą mieszkał. - na jego usta wkradł się pewny uśmiech.
- Nie mam nic przeciwko. A tak swoją drogą, jak tam z Gen?
Przygryzł wargę, robi tak zawsze kiedy coś jest nie tak.
- Nie jesteśmy już razem, od kilku tygodni.
Otworzyłam usta, a chwilę potem je zamknęłam nie wiedząc co powiedzieć.
Spojrzał na mnie przelotnie i odezwał się.
- Nic się nie stało.
- Kurcze. Nie wiem co powiedzieć. Co się stało?
- Powiedziała, że nie chce być z kimś kto nie ma dla niej czasu.
- Przecież ty spędzałeś z nią prawie każdą...
- Wiem.
Nie powiedział nic więcej, tylko zacisnął mocniej dłonie na kierownicy.
- Em... Jasper...
- Tak? - zapytał oschle.
- Ja wiem, że może nie powinnam pytać, ale... Na pewno to był powód?
Nie wierzyłam w to, że nie miał dla niej czasu, to nie była prawda.
- Tak. - odpowiedział przygryzając wargę.
- Pamiętasz jak rozstałam się z Peterem?
- Trudno nie pamiętać. - prychnął.
Od początku się nie polubili, Jasper uważał, że mój chłopak był jak on to określił "podejrzany".
- Ja też na początku myślałam, że chodzi o mnie. Dopiero później dowiedziałam się, że wolał tą drugą.
- Sugerujesz, że Gen mnie zdradzała?
- Tego nie powiedziałam, ale poprostu nie wierzę w to, że chodziło o to, że nie miałeś dla niej czasu.
- Możemy o niej nie mówić?
- Jasne. - odpowiedziałam wbijając wzrok w drogę przed nami.
Wiedziałam, że jest mu ciężko, tak samo jak mi kiedy Peter powiedział, że to koniec.

***
Do Toronto dojechaliśmy po około pięciu godzinach. Nogi bolały mnie już od siedzenia w miejscu. Jasper pomógł mi z moją walizką i pojechał do swoich rodziców.
Stanęłam przed dwiami rodzinnego domu i zadzwoniłam dzwonkiem, a już chwilę otworzył je dziewięcioletni chłopiec.
- Maycy! - krzyknął i przytulił się do mnie.
Chwilę potem pojawili się moi rodzice.
- Maycy skarbie - mama mnie przytuliła.
Tata zrobił to samo i zabrał moją walizkę.
Weszliśmy do srodka.
- Gdzie Jake? - zapytałam.
- Jake! - krzyknął mój brat i pobiegł w głąb domu.
Chwilę potem usłyszałam charakterystyczny dźwięk i z korytarza prosto na mnie wbiegł czarny labrador.
- Jake. Cześć. - zaczęłam głaskać psa, a on próbował wskoczyć na mnie. - Taakkk dobry piesek. - mówiłam do niego drapiąc po brzuchu.

***

Siedziałam w swoim pokoju i układałam ubrania do szafy. Od kąd wyjechałam rodzice nic nie zmieniali, wstawili tu jedynie kilka kartonów które najprawdopodobniej nie znalazły miejsca w innej części domu.
Usłyszałam charakterystyczny dzwięk powiadomienia w telefonie. Wzięłam go do ręki i odblokowałam.

Od nieznany:
Hej. Mam nadzieję, że nie przeszkadzam. Jak ubrania?

Uśmiechnęłam się lekko gdy zobaczyłam wiadomość.

Od ja:
Wszystko w porządku. Nie ma śladu. Ale nie wiem komu mam dziękować.

Od nieznajomy:
Marc.

Od ja:
W takim razie dziękuję za troskę Marc.

Od nieznany:
Nie ma sprawy.

Od ja:
Nie każdy interesował by się ubraniami oblanej kawą dziewczyny.

Zaśmiałam się.

Od nieznajomy:
Widocznie jestem inny, a poza tym. Co jeśli nie chodzi tylko o ubrania?

Na samą myśł o tym, że może chodzić o coś więcej serce mi przyspieszyło. Chyba gdzieś w duchu miałam nadzieję na to, że jeszcze kiedyś się spotkamy.

Od ja:
Chyba sama musiała bym się o tym przekonać.

Od nieznajomy:
Jasne...

Od ja:
Co się stało?

Od nieznajomy:
Nie wiem jak się nazywasz.

Od ja:
Maycy.

Od nieznajomy:
Ładnie.

Od ja:
Dziękuję.

Nie zastanawiając się długo zmieniłam jego nazwę z "nieznajomy" na "Marc".

- Maycy? - usłyszałam głos mamy wchodzącej do pokoju.
- Tak?
- Zejdziesz na kolację?
- Jasne, zaraz przyjdę.

This Day / Shawn Mendes [Zakończone] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz