Rozdział 18

879 75 8
                                    

   „I used to recognize myself

It's funny how reflections change
When we're becoming something else
I think it's time to walk away"  



 





  Kiedyś wiedziałem kim jestem
Zabawne jak nasze odbicia się zmieniają
Gdy stajemy się kimś innym
Myślę, że to czas by odejść



James Bay - Let it Go







Próbowałam otworzyć oczy, ale światło mnie tak oślepiało, że było to niewykonalne. Podnosząc się, poczułam potworny ból głowy, więc odruchowo przyłożyłam do niej dłoń i stęknęłam z bólu. Kiedy wreszcie udało mi się odzyskać wzrok, nie byłam w swoim pokoju.

Spanikowana natychmiast oprzytomniałam i zaczęłam się rozglądać po pomieszczeniu.

— Mój Boże... — załkałam, kiedy zobaczyłam że obok mnie leży Tate w samych bokserkach, a ja sama mam tylko bieliznę. — Proszę nie, nie... — zaczęłam szukać swoich ubrań, ale nigdzie ich nie było. Roztrzęsiona wzięłam ciuchy z szafy, sama nie wiem kogo i chciałam wyjść, ale przypomniałam sobie, że nie mam telefonu. Na szafce go nie było, spojrzałam pod łóżko.

Był tam nie tylko mój telefon, ale i zużyta prezerwatywa.

Moje serce się zatrzymało. Wyszłam z domu, niektórzy ludzie jeszcze leżeli i topili się w swoich wymiocinach.

Zrobiło mi się niedobrze.

Zadzwoniłam do Caleba, ale nie odbierał. Spróbowałam znowu, tylko nie usłyszałam jego głosu.

— Kelly...

— Mama? — zdziwiłam się i to bardzo. — Możesz... Mogłabyś podać mi Caleba do telefonu?

— Nie mogę. — powiedziała wzdychając. — Kochanie, Caleb jest nieprzytomny. Jestem w szpitalu, miał wypadek. — gorzej chyba być nie mogło.

— J-jak to? Co się stało? — przyśpieszyłam kroku, a z nieba zaczął padać lekki deszcz.

— Wracał z imprezy, a wtedy ktoś inny po pijaku go potrącił. Nieszczęśliwie stało się tak, że Caleb akurat tam był... Teraz czekamy na lekarza, powie nam co i jak, ale nie rokują dobrze. Kelly, idź do domu i... — rozłączyłam się.

Deszcz zaczął lać mocniej.

Miałam wrażenie, że los chciał mnie za coś ukarać. Tylko nie byłam pewna za co.

Nie mogłam zwrócić się do Vivienne. Miała dziś rano wyjechać do babci, a tam nie ma zasięgu. Nie mogłam zwrócić się do Hope. Nie chciałam jej dobijać. Nie mogłam zwrócić się do Audrey. Nie byłam z nią na tyle blisko. Nie mogłam zwrócić się do Matta.

Została tylko jedna osoba.

Wybrałam natychmiast numer i czekałam. Odebrał po jednym sygnale, jakby czekał.

— Da...

—Kell słuchaj, nie mogę teraz rozmawiać. Oddzwonię później, okay?

— Ale Daniel... — rozryczałam się. — Potrzebuję cię teraz.

— Stało się coś? Później mi powiesz, teraz jestem na lodach z Emmą.

— Na lodach z Emmą, tak? Dzwonię do ciebie, bo nikt inny mi nie został, stoję na drodze mimo tego, że z nieba pada gruby deszcz, a ty mi mówisz, że nie masz czasu...? Przepraszam w takim razie, że przeszkadzam. Liczyłam na wsparcie. — zakończyłam połączenie. Zawiodłam się na nim tak bardzo. Już nie tłumaczyłam sobie tego tym, że jest zaślepiony tamtą dziewczyną. On po prostu zaczynał o mnie zapominać. Kiedyś wyszedłby nawet ze spotkania rodzinnego i do mnie przybiegł.

zFRIENDzonowani Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz