Rozdział 19

869 77 8
                                    

  „Sweet creature
Running through the garden
Where nothing bothered us
But we're still young
I always think about you and how we don't speak enough"  







  Słodkie stworzenie
Biegniemy przez ogród
Gdzie nic nam nie przeszkodzi
Ale wciąż jesteśmy młodzi
Zawsze myślę o Tobie i o tym, że nie rozmawiamy wystarczająco  





Harry Styles - Sweet Creature









Obawiałam się poniedziałkowego dnia w szkole. Nie chodziło już o samego Daniela, tylko Tate'a.

Biedaczek z pierwszej klasy znowu musiał zmagać się z uciekaniem innych od jego serowej szafki, Audrey nadal chodziła w kocich uszach, cheerleaderki ganiały po korytarzach z piskiem, a wrzaski nauczycieli znowu nic nie dawały.

Wszystko było tak samo, a jednak inaczej.

Wszystko było w normie, ale nie dla mnie.

Dla mnie świat stanął do góry nogami, bo to Daniel był tą częścią, która sprawiała, że stałam stabilnie na nogach.

— Cześć, trzymasz się jakoś? — przytuliła mnie zdyszana Vivienne, której opowiedziałam wszystko przez telefon, tak jak Hope, Audrey i Calebowi.

— Mogłoby być lepiej. — odparłam zmęczonym głosem. — Jak było u rodziny?

— Fatalnie. — wywróciła oczami. — Wiesz kto tam był? Nolan. Opowiadał o ich zielarskim klubie. Myślałam, że stamtąd wyjdę! — wrzasnęła zbulwersowana, uderzając dłonią w szafkę, co mnie trochę rozśmieszyło.

— Woah! — usłyszałam znajomy głos, a Vivi odwróciła się w stronę Matta.

— To ty... — jęknęła.

— Coś ty taka zdenerwowana? — zapytał stając obok niej, ale nie czekał na odpowiedź. — Żyjesz po tej imprezie? Nie dawałaś znaku życia. — zwrócił się do mnie.

— Jak widać. — wskazałam na siebie.

— Daniel mi powiedział. — westchnął. — Nie będę was próbował pogodzić. Tym razem jednak trzymam twoją stronę. — posłał mi ciepły uśmiech.

— Dziękuję. — także się uśmiechnęłam. Wtedy chłopak odszedł, a ja zobaczyłam w oddali Lawella. Stał i patrzył się w naszą stronę, a kiedy zaczął w nią zmierzać, ja się odwróciłam i poszłam na zajęcia, na których nie mogłam się skupić. Zresztą jak na następnych i kolejnych.

Cały dzień nie widziałam Tate'a. Aż do momentu przerwy obiadowej. Dziwił mnie fakt, że nie podszedł. Po czasie zaczął nawet irytować.

— Nawet nie podejdzie? — zapytała Hope, krzywiąc się.

— Nie zanosi się na to. — prychnęła Audrey. — Na twoim miejscu, sama bym tam poszła. — skinęła na jego stolik.

— Tak zrobię. — wstałam i podeszłam do niego niepewnie. Podniósł na mnie wzrok, ale nie wstał. Na jego twarzy malował się kpiący uśmieszek.

— Nie masz mi nic do powiedzenia? — zapytałam łamiącym się głosem.

— Jak na dziewicę, to rozciągnięta byłaś. — otworzyłam zdumiona usta, a jego znajomy mieli ubaw po pachy.

— Naprawdę? Bo ja nic nie poczułam. Problem leży chyba w twoim fiucie. — uśmiechnęłam się złośliwe. Z tego rechotali jeszcze bardziej, a ja nie chciałam pokazać, jak bardzo zabolało mnie to, co zrobił. Byłam naiwna.

zFRIENDzonowani Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz