chapter six. the one with the first flight

1K 55 10
                                    

15 maja, Warszawa

Za trzy godziny mamy pierwszy samolot, ruszamy w pierwszą podróż i zaczynamy roczny trip po całej kuli ziemskiej.

To niemal historyczny moment.

Stoję niedaleko punktu nadania bagażu, z daleka widzę chłopców, do których macham z wielkim uśmiechem na twarzy. Odmachują mi. Wszystko jednak robię machinalnie, widzę jak przez mgłę, niewyraźnie. Mam wrażenie jakby ktoś inny poruszał moim ciałem.

Bardzo cieszę się, że mogę wziąć udział w tym wielkim przedsięwzięciu, tworzyć nową historię i zostać zapamiętaną chociaż przez garstkę osób. Jednak przede wszystkim spełnię tym swoje marzenie. A pomimo tego, mam ochotę odwrócić się na pięcie i uciec. Wsiąść do auta i odjechać w stronę rodzinnego miasta. Tam zaszyć się w swoim pokoju i nigdy już z niego nie wyjść. Udawać, że nie istnieję.

Siostra ciągnie mnie za rękę. Spoglądam na nią i widzę w jej oczach łzy.

Nie, nie, nie.

Odzyskuję władzę nad ciałem i kucam obok niej. Otula mnie niezgrabnie małymi rączkami i przyciska do siebie. Ja gładzę jej włosy i szepczę do ucha, że bardzo ją kocham, szybko wrócę, będę codziennie dzwonić, pisać, kupię jej dużo prezentów. Jednak ona wciąż płacze, a ja wraz z nią. Nie mogę powstrzymać łez. Wiem, że minęło już sporo czasu, więc wstaję powoli i żegnam się z rodzicami. Po chwili tworzymy już małą, płaczącą kulkę nieszczęścia.

Odsuwam się od nich i ocieram łzy z twarzy. Próbuję wyobrazić sobie, jak muszę teraz wyglądać, ale żadna z możliwych opcji nie zadowala mnie nawet w najmniejszym stopniu. Chcę doprowadzić się do porządku, ale wiem, że to bez sensu, bo zaraz ponownie wybuchnę płaczem.

W międzyczasie podeszli do nas chłopcy. Patrzyli w milczeniu na moje pożegnanie z rodziną, które było zdecydowanie trudniejsze niż myślałam. Rzadko opuszczałam dom na dłużej niż parę dni, a teraz wyjeżdżam na cały rok, w dodatku cały czas będę bardzo daleko.

Kuba odchrząknął lekko, zmuszając mnie do spojrzenia na zegarek.

Cholera, musimy iść.

Agata pojawiła się akurat o czasie, co jest dość dziwne, bo zawsze była spóźniona. Z daleka widziałam jej uśmiech, jednak kiedy podeszła bliżej mogłam wyraźnie zauważyć jej opuchnięte i zaczerwienione oczy. Musiała pożegnać się ze wszystkimi w aucie.

Ostatni raz ucałowałam i uściskałam wszystkich na pożegnanie, odwróciłam się i szybkim korkiem ruszyłam przed siebie.

Nie odwracaj się.

Słyszę jeszcze jak Kuba i Krzysiek zapewniają moich rodziców, że wrócę w jednym kawałku i włos mi z głowy nie spadnie.

Nie odwracaj się.

Słyszę za sobą nawoływania młodszej siostry. Tak bardzo chcę podbiec do niej, żeby jeszcze raz ją przytulić.

Nie. Odwracaj. Się.

Biorę głeboki wdech, żeby się uspokoić i to po części działa, jednak wciąż chcę mieć to wszystko jak najszybciej za sobą.

Zacisnęłam mocniej dłoń na rączcę małej, różowej walizki, która toczy się za mną. Jeszcze bardziej przyspieszyłam kroku, a biedna ekipa ledwo za mną nadąża. Podchodzę do uśmiechniętej, młodej kobiety, pewnie niewiele starszej ode mnie, nad którą na niewielkim ekranie wyświetla się logo LOT, pod nim nazwa miasta, do którego lecimy i numer naszego lotu.

I M P O N D E R A B I L I AOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz