Kuba wyszedł, a ja zaczęłam przygotowywać się na imprezę. Póki co, planujemy wyjść na miasto, ale pewnie zrobimy mały afterek w pokoju. Czyli dokładnie tak, jak w dzień przylotu.
Imprezy każdego dnia w pokoju to chyba będzie nasza tradycja.
Poszłam pod prysznic, żeby trochę się odświeżyć. Po wyjściu wysuszyłam i zakręciłam włosy, umyłam zęby i owinięta ręcznikiem wyszłam z łazienki. Grzebałam w walizce, próbując znaleźć strój, o którym myślałam.
Coś słabo mi to idzie, ale no cóż.
W końcu wyciągnęłam to, co chciałam. Była to welurowa, czarna sukienka bodycon na cienkich ramiączkach. Miała dość spory dekolt w serek i długość mniej więcej do kolana. Do tego znalazłam jeszcze kabaretki z dużymi oczkami. Przebrałam się szybko i zabrałam za makijaż. Nie chciałam nic mocnego, poprawiłam brwi, nałożyłam na powieki jasnobrązowy cień i podkreśliłam usta ciemną szminką. Rzęsy pomalowałam ulubionym tuszem i byłam już prawie gotowa.
Dobrałam jeszcze biżuterię do stroju. Założyłam srebrną, grubą bransoletkę, okrągłe kolczyki, ukochany pierścionek po prababci i czarne lenonki.
Okulary przeciwsłoneczne wieczorem, why not.
Kiedy kończyłam swoje przygotowania, Agata wróciła z zakupów. Bez słowa zamknęła się w łazience z torbą wypełnioną ciuchami.
Nie no, spoko.
Też się cieszę, że cię widzę.
Znalazłam buty, które chciałam założyć i krzyknęłam Agacie, że wychodzę do chłopaków. Nie doczekałam się odpowiedzi.
Ugryzło ją coś na tych zakupach?
Wyszłam i skierowałam się do pokoju Kuby i Krzyśka, który był najbliżej, lecz i tak musiałam kawałek się przespacerować. Moje bordowe botki na słupku stukały o hotelową podłogę. Bardzo lubiłam ten dźwięk.
Zatrzymałam się przed drzwiami z numerem 362. Zapukałam delikatnie, a po chwili otworzył mi roześmiany Mojs. Zajrzałam do środka.
No nie. Before beze mnie?
Łajzy.
Rozejrzałam się po pokoju. W większości byli już nieźle podpici.
Ciekawe jak my dzisiaj trafimy do hotelu.
Usiadłam koło nich i bez słowa pociągnęłam z gwinta spory łyk czystej. Poczułam w gardle palącą ciecz, jednak nie skrzywiłam się.
Poczułam jak kilka par oczu próbuje przewiercić mnie na wylot. Odwróciłam się w stronę chłopaków i zaśmiałam się widząc ich miny. Przymknęłam Adamowi usta, które wcześniej miał otwarte ze zdziwienia i zapytałam, o co im chodzi.
-Ale to ty tak bez popity?-patrzył na mnie Forest z niedowierzaniem.
-A co w tym dziwnego? Lepiej wchodzi- mrugnęłam do nich i wstałam.
Przespacerowałam się po pokoju chłopców. Był bardzo podobny do mojego i Agaty. Utrzymany w jasnych kolorach, przestronny i funkcjonalny. Zmieściło się tu łóżko, kilka szafek, kanapa i dwa fotele, a do tego mini kuchnia i wciąż było mnóstwo wolnego miejsca.
W tym momencie do pokoju weszła Agata. Wyglądała świetnie. Miała na sobie błyszczący, srebrny kombinezon z półgolfem. Jego krótkie nogawki odkrywały jej smukłe, dość długie nogi. Wycięcie w dekolcie w kształcie łezki zakrywało to, co miało zakrywać, jednak wiem, że mężczyźni doceniają tego typu detale. Nie malowała się mocno, włosy związała w wysoką kitkę. Na stopach miała czarne, wiązane sandałki na szpilce.
CZYTASZ
I M P O N D E R A B I L I A
Fanfictionimponderabilia- rzeczy nieuchwytne i niedające się dokładnie zmierzyć lub obliczyć, mogące jednak wywierać wpływ na jakieś sprawy