chapter twenty two. tea

381 32 10
                                    

Siedzę wpatrzona w drzwi, za którymi chwilę wcześniej zniknęli Ala z Adamem. Wciąż nie mogę uwierzyć, że mężczyzna zaprosił mnie na imprezę z uśmiechem na ustach.

Który, nawiasem mówiąc, wyglądał całkiem naturalnie i autentycznie.

Na pewno jest to spowodowane obecnością jego drugiej połówki. Nie mógłby pozwolić sobie na chamskie zachowanie wobec mnie przy Ali. Do tego doszła też pewnie sytuacja z dzisiaj, gdy tłumaczyłam wszystkim, co zaszło w Szwecji. Jednak w dalszym ciągu wydaje mi się to dziwne, bo pamiętam jego niechęć zarówno do mnie, jak i do Agaty. Nawet kiedy mieliśmy wypadek, wszyscy coś robili, a on jedynie stał i przyglądał się z boku, gdy ja nie byłam przytomna.

A mniejsza o to.

Kładę się na łóżku. Odpływam do krainy wyobraźni. Wyimaginowanej rzeczywistości, w której wszystko idzie po mojej myśli, w której zawsze jestem bezpieczna. Odpływam. I zostaję tam do jutra.

Następny dzień.

- Dzień dobry, śpiochu- rzucam do Krzyśka, którego najwidoczniej obudził zapach przygotowanego przeze mnie posiłku- Nieźle wczoraj zabalowaliście, już prawie trzynasta. A ty jesteś pierwszym, który się podniósł z wyra.

Krzysiek śmieje się krótko, siada przy wielkim, szklanym stole i uważnie przegląda się temu, co robię.

- No, impreza była niezła, szkoda, że nie chciałaś przyjść. A tak by the way, co tam gotujesz? To wygląda jakbyś musiała wykarmić co najmniej cały garnizon.

- No cóż, tyle was tu teraz jest, że w sumie do garnizonu dużo nie brakuje- prycham- Poza tym, lubicie jeść różne rzeczy, no i nie chcę, żeby ktoś został głodny. Albo niezadowolony. No i to jest też świetny pretekst, żeby nauczyć cię czegoś nowego i poeksperymentować. Większość tych dań robię pierwszy raz, ciekawe czy będą zjadliwe. Mam nadzieję...- nie jestem w stanie dokończyć, bo z góry słychać krzyki Natalii i Wojtka.

Spoglądam wymownie na Krzycha. Ten od razu wie, o co mi chodzi i niechętnie wstaje od stołu i drepcze po schodach na górę.

Mam nadzieję, że jeszcze nie zdążyli wszystkich obudzić, bo nie skończyłam gotować.

Jakby pół godziny nie mogli poczekać.

Parę sekund później kłótnia przenosi się na korytarz na piętrze.

No teraz to na bank wszyscy wstaną, świetnie.

Krzysiek okazuje się być całkiem dobrym negocjatorem, sprowadza wciąż spierającą się parę na dół. Wyraźnie więc słyszę, o co chodzi.

- No i świetnie, może mi jeszcze powiesz, że spałeś z tą pizdą? Jak ją spotkam to rozerwę ją na strzępy, przysięgam! Szkoda tylko, że wcześniej nie wiedziałam, że taki z ciebie fuckboy, bo nie musiałabym zmarnować z tobą tylu lat, śmieciu!

Oj Agata, skarbie, ale namieszałaś.

- Nie jestem żadnym fuckboy'em, nie spałem z nią, idiotko, czego ty nie rozumiesz, do kurwy nędzy? Ile jeszcze razy mam ci to powtarzać? Zresztą sama święta nie jesteś, już zdążyłaś zapomnieć jak nieudolnie podbijałaś do Kuby? Jaki ja byłem głupi, że cię wtedy nie zostawiłem, miałbym teraz może normalną dziewczynę, a nie panienkę co wyżej sra niż dupę ma!

Shit, to było mocne.

Zapanowała mocno niezręczna cisza. Natalka nie wie, co odpowiedzieć, Wojtek chyba sam jest zszokowany tym, co powiedział, Krzysiek i ja również jesteśmy w szoku. W pewnym momencie dziewczyna wbiega na górę, skąd zaraz dochodzą nas różne donośne odgłosy.

Czyżby się pakowała?

Jedna gęba do wykarmienia mniej.

Dosłownie pięć minut później Natalia stoi na dole z walizką w rękach i łzami w oczach.

- Miło było poznać- rzuca w moją stronę.

Odwraca się na pięcie i opuszcza willę. Kieruje się w prawo i idzie żwawym krokiem. Nie spogląda w tył.

- O stary- Kondracki głośno wypuszcza powietrze z płuc- Co to właściwie, kurwa, było?

- Chyba... chyba się rozstaliśmy.

Wojtek patrzy w drzwi, za którymi chwilę wcześniej zniknęła Natalka. Wpatruje się w nie, jakby sam nie był pewny, co przed chwilą się wydarzyło.

- Chyba na pewno, Wojciu. Chodź, zrobię ci herbaty.

Patrzę na niego wyczekująco, on dopiero po chwili reaguje na to, co do niego powiedziałam. Posłusznie podchodzi i siada przy stole, a Krzysiek zajmuje miejsce tuż obok niego. Ciszę przerywają jedynie odgłosy robienia napoju. Parę minut później przed mężczyzną stoi wielki kubek pełen herbaty z imbirem i miodem. Dziękuje mi skinieniem głowy, a ja znów mam warunki, by w ciszy i spokoju dokończyć ten gigantyczny śniadanio-obiad, więc korzystam, póki tylko mogę. 

Kiedy już prawie wszystko mam gotowe i stół jest nakryty, na dół schodzi Kuba. Przeciera oczy i głośno ziewa. Staje na skraju kuchni, marszczy brwi, jakby nad czymś się zastanawiał, ale nic nie mówi. Rozgląda się po pomieszczeniu, wygląda na zdezorientowanego.

- Firma cateringowa anulowała nasze zamówienie, że sama gotujesz?

- Słucham? Jaka firma cateringowa?

- No, zamówiłem nam jedzenie. Z firmy cateringowej, wiesz, żeby dobre było. I nikt nie musiał robić- dopowiada szybko- Anulowali? Mówili czemu?

Zaraz.

Wybuchnę.

- Nie, Kuba, nie odmówili. Nie raczyłeś nikomu...

Przerywa mi dzwonek do drzwi.

- Uduszę cię kiedyś, Kuba. Oskóruję i wykręcę jaja- cedzę przez zęby.

__________________
SIEMA LUDZIE!!!
dawno nie było mnie tu
ale jestem
wiec radujmy sie bo chuj wie na ile tu zostanę
*pewnie dość krotko*
tak czy siak, mam nadzieje, ze miło się czytało
wybaczcie, ze krotki 🤷🏻‍♀️
Chcecie jakies q&a czy coś znowu? Jak tak to piszcie pytania, jak będzie trochę to zrobimy!!

I M P O N D E R A B I L I AOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz