chapter twenty one. let's face it

633 47 23
                                    

Zamykam oczy z nadzieją, że skoro ja nie będę widzieć ich, to oni nie będą widzieć mnie.

Nadzieja matką głupich.

Poprawiam miękki, kremowy ręcznik, którym jestem owinięta i zawzięcie dłubię skórki przy moich paznokciach.

Cokolwiek, byle nie patrzeć na nich.

Jedenaście par oczu wpatruje się we mnie, czekając na to, co im powiem.

A ja próbuję udawać, że w ogóle ich nie zauważam.

W przestronnym salonie panuje cisza jak nigdy dotąd. I choć normalnie lubię ciszę, ta jest nie do zniesienia. Wpatruję się w jeden punkt. Wspomnienia z tamtego dnia przelatują mi przed oczyma jak film w zwolnionym tempie, klatka po klatce. Czuję zimny pot oblewający moje ciało.

Nie chcę. Tego. Pamiętać.

A jednak wspomnienia powracają do mnie, zupełnie jak bumerang. A w szczególności powracają do mnie wszystkie emocje, które tam odczuwałam.

Przerażenie.

Chęć ucieczki.

Poczucie zagrożenia życia.

Poczucie niesamowitej beznadziei.

Próbuje odgonić od siebie myśli związane z tym feralnym dniem, jednak one wciąż wracają.

Jak natrętne muchy.

Poza tym, każda z osób stojących nade mną chce wyjaśnień.

Tyle, że ja nie chcę im ich dawać.

Biorę głęboki wdech, zbieram się w sobie i w końcu mierzę ich wszystkich wzrokiem. Zatrzymuję się na Krzyśku, w którym szukam wsparcia, więc posyłam mu błagalne spojrzenie. On jednak nie może zbyt dużo zrobić, podchodzi tylko do mnie i kładzie dłoń na moim barku, by swoją bliskością dodać mi otuchy.

Jednak tym razem to za dużo nie daje.

- No powiesz coś wreszcie?- ciszę przerywa zniecierpliwiony Maciek.

- Mądry ty jesteś? Daj dziewczynie zebrać myśli- gani go stojąca obok Wiolka, na co starszy Grabowski unosi ręce do góry.

Wdech, wydech.

Wdech, wydech.

- Ja...- biorę kolejny głęboki oddech- Pamiętacie, jak się pokłóciliście?- zwracam się do Krzyśka i Kuby- Wtedy, w Gotebögru. Po tej kłótni praktycznie wybiegłam z mieszkania- Quebo przytakuje mi, na znak, że pamięta tę sytuację- Poszłam posiedzieć nad tamtejszym kanałem. Przechodnie raczej mnie omijali, nie zwracali na mnie uwagi, więc miałam spokój, a w dodatku czułam się bezpiecznie, bo ciągle było przynajmniej parę osób w pobliżu. Jednak zaczęło padać i wszyscy pouciekali, żeby się schować. I wtedy...- przerywam swój monolog, zamykam oczy i znów biorę parę głębokich wdechów- Wtedy obok usiadł jakiś facet, na oko mniej więcej w waszym wieku, może młodszy niż wy. Przysiadł się i zaczął bełkotać coś po szwedzku. Chciałam go zbyć, powiedziałam mu, że go nie rozumiem z nadzieją, że da mi spokój. Ale on nalegał, żebym poszła z nim, bo przecież cała przemoknę, będę chora. Zrobił się nachalny, więc stwierdziłam, że wracam do domu. Zaczęłam iść, a wtedy... a wtedy zasłonił mi nos jakąś śmierdzącą szmatką, jak się tego nawdychałam to w końcu zemdlałam. Ocknęłam się w jakiejś piwnicy pełnej sex-zabawek, grubych sznurów i takich innych. Chwilę później on przyszedł do mnie. Nie chciałam iść, więc ciągnął mnie po tej podłodze za włosy- głos mi się załamuje, czuję też zaciskającą się na moim ramieniu dłoń Krzyśka- Cały czas mnie bił, bo się stawiałam. W pewnym momencie nadstawiłam specjalnie głowę. Nie chciałam tego pamiętać.

W tym momencie po prostu zaczęłam głośno szlochać, mimo że praktycznie zawsze płaczę tak cicho, jak tylko mogę. Jednak tym razem nie potrafiłam się powstrzymać. Krzysiek uklęknął przede mną, po czym zamknął mnie w niedźwiedzim uścisku. Głaskał moje włosy i szeptał do ucha słowa, które pewnie miały mnie uspokoić, ale nic z nich nie rozumiałam, ponieważ wciąż nie mogłam przestać płakać.

Albo raczej wyć.

- Chodź, mała, pójdziemy do pokoju i się położysz. Dobrze?

Kiwam twierdząco głową i pozwalam Krzyśkowi się zaprowadzić do naszej sypialni. Po drodze nie podnoszę głowy nawet na moment, bo boję się tego, co mogę zobaczyć w oczach któregoś z członków ekipy.

Odraza?

Obrzydzenie?

Wstręt?

Po wejściu do pokoju, nie kładę się na łóżku, a kieruję się do łazienki. Każę Kondrackiemu wyjść, chcę pobyć chwilę sama.

Staję pod prysznicem i odkręcam gorącą wodę, która kaskadami spływa po moim ciele. Nie przejmuję się tym, że mnie parzy. Znów próbuję ból psychiczny zagłuszyć fizycznym. Spoglądam w dół, na swoje ciało. Siniaki mają żółto-brązowy kolor, robią się coraz bledsze, ale wciąż są widoczne. Co więcej, są niemal na całym ciele.

Po zbyt długim prysznicu, wychodzę z łazienki otulona miękkim ręcznikiem. W pokoju zastaję Alę, dziewczynę Mojskiego. Zatrzymuję się wpół kroku.

Nie spodziewałam się żadnych gości.

Dziewczyna widzi moje zawahanie. Wstaje z łóżka i delikatnie się uśmiecha.

- Przyszłam, bo chciałam z tobą pogadać, ale jeśli nie masz ochoty to rozumiem. Nic na siłę.

Ruszam się z miejsca i siadam na łóżku obok mojego gościa.

- O czym?- pytam, chociaż doskonale wiem.

- Pomyślałam, że...- waha się przez chwilę- Wiem, że Krzysiek się tobą ciągle zajmuje, ale może damskie towarzystwo i rozmowa ci się przydadzą.

Uśmiecham się do niej. To naprawdę miłe z jej strony.

- Bardzo możliwe, dziękuję. Normalnie za dużo dziewczyn tu nie ma, tylko moja przyjaciółka, ale musiała wrócić na trochę do Polski. W sumie byłam przygotowana na to, że będę tu sama ze stadem facetów- śmieję się cicho- Wiedziałam, że ktoś ma przyjechać, ale nie pytałam kto, no a nawet do głowy mi nie przyszło, że przyjedzie ktoś inny niż kolejna grupa chłopaków.

- Z jednej strony spoko, że tyle tu facetów, jest w czym przebierać- śmiejemy się- Ale z drugiej, ja chyba długo bym tak nie pociągnęła. Z facetami nie pogadasz o damskich sprawach... No i faceci to faceci, co tu dużo mówić.

Przytakuję Ali z uśmiechem. Nie mogę zaprzeczyć, damskie towarzystwo zdecydowanie dobrze mi teraz zrobi. Dziewczyna rozkręca się i nawija tyle, że nawet nie zauważam Mojsa, który przyszedł po swoją dziewczynę po paru godzinach naszych pogaduszek. Lusia przeprasza mnie i wychodzi z Adamem jednocześnie obiecując, że któregoś dnia spędzimy całą noc przy winie, no i oczywiście plotkach.

- Tak w ogóle to za jakąś godzinę chłopaki chcą zrobić małą imprezę- rzuca przez ramię Mojs- Przyjdź- dodaje z uśmiechem.

Przytakuję mu i macham Ali na pożegnanie.

Chwila.

Czy on się do mnie uśmiechnął?

_________________
Krótko, no i po długiej przerwie, ale przy takiej długości rozdziałów chyba zostanę.

Chociaż jeszcze wyjdzie w trakcie, zobaczymy.

Przepraszam za tak długą przerwę, ale weny braaak;(

I M P O N D E R A B I L I AOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz