chapter eighteen. bruises

700 55 55
                                    

28 maja, Gotebörg

-Czy ty nie potrafisz się powstrzymać?! Naprawdę musisz zabrać mi każdą dziewczynę, którą poznam?! Pierdolony przyjaciel od siedmiu boleści.

Przeciągam się na łóżku i ziewam. Kto śmie tym razem zakłócać mój sen?

-Opozdę ci przecież zostawiłem. No i patrz, sama spierdoliła. Nawet twojego psa ci zabrała. Jakbyś miał jaja, jak prawdziwy facet, to dawno byś to wszystko wyjaśnił. A ty tylko marudzisz i pokazujesz całemu światu, jaki to biedny jesteś, bo cię jakaś dziwka zostawiła, żało...

-Nie nazywaj jej tak- słyszę odgłosy szarpaniny, jakiś mebel obija się o ścianę, coś spada na podłogę i się tłucze- Jeśli tak wygląda przyjaźń, to ja bardzo, kurwa, dziękuję. Już wolę do końca życia zadawać się z dziwkami niż z takimi fałszywymi kurwami jak ty!

Mocne wyznanie, Krzysiek.

Wzdycham ciężko i schodzę z łóżka.

Trzeba ich rozdzielić zanim się pozabijają.

No i zdemolują wszystko wokół.

Przy okazji zauważam, że obok nie ma Agaty. No i nie słychać nikogo oprócz Kuby i Krzyśka.

Poszli sobie, ale mnie to już nie wzięli. No pięknie.

Wsuwam stopy w moje ulubione, futrzaste klapki i szczelnie owijam się satynowym szlafrokiem. Wygładzam włosy, żeby wyglądać jak człowiek i opuszczam swój pokój. Nasłuchuję, z którego pomieszczenia dochodzą głosy ich kłótni.

No tak. Pokój Kuby.

Wdech. Wydech. Naciskam klamkę i wchodzę do pomieszczenia. Tam zastaję przepychających się mężczyzn, którzy dodatkowo obrzucają się coraz to gorszymi wyzwiskami. Nie zauważają mojej obecności, ale nic z tym nie robię. Dam im jeszcze chwilkę.

W końcu muszą się wyładować. Inaczej będą zachowywali się jak baby z okresem, a tego nie wytrzymam.

Mija parę minut, nim Kuba zauważa moją obecność. Gwałtownie odsuwa się od Krzyśka i nieruchomieje. Kondracki zauważa nagłą zmianę w zachowaniu Queby, dlatego odwraca się i jego szare oczy napotykają moje. Jest wyraźnie zakłopotany, chyba chce nawet zacząć się tłumaczyć, ale nie potrafi wydusić z siebie ani słowa.

Wzdycham ciężko i opieram głowę o framugę, ale nie spuszczam z nich wzroku.

-No śmiało, czekam na wyjaśnienia- krzyżuję ręce na piersiach.

Mierzą się wzrokiem, żaden nie chce się odezwać jako pierwszy.

-Dalej czekam- rzucam niby od niechcenia, oglądając swoje paznokcie.

-Tu nie ma co wyjaśniać, my tak ciągle...- zaczyna Kuba.

-Aha, czyli mam zrozumieć, że tak sobie regularnie organizujecie przepychanki w ramach okazywania sobie miłości? Serio myślisz, że jestem taka głupia i to łyknę? Nie tym razem, Grabowski.

-To następnym może łykniesz, ale już coś innego- Kuba zaczął poruszać brwiami jak jakiś chory napaleniec.

No tego już za wiele.

Robię kilka kroków do przodu i staję parę centymetrów od Grabowskiego. Unoszę głowę i patrzę mu w oczy.

A po chwili moja dłoń z impetem ląduje na jego policzku.

I M P O N D E R A B I L I AOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz