chapter seven. Прывітанне з Беларусь

1.1K 59 54
                                    

16 maja, Mińsk

Otwieram leniwie oczy. Wzdycham ciężko i sprawdzam godzinę. Jest dość wcześnie, więc staram się jeszcze nie budzić Agaty. Wyplątuję się z jej uścisku najdelikatniej jak potrafię. Sięgam po czyste ubrania i idę na palcach do łazienki.

Zdejmuję z siebie różową bluzkę z atomówkami, czarne, materiałowe szorty i bieliznę. Wchodzę szybko pod prysznic i odkręcam ciepłą wodę. Pozwalam, żeby dokładnie ogrzała moje ciało. Biorę ziołowy szampon do włosów i dokładnie wcieram go w skórę głowy. Spłukuję pianę i sięgam po ręcznik, którym dokładnie wycieram ciało. Wciąż owinięta ręcznikiem umyłam zęby, rozczesałam i podsuszyłam lekko włosy. Już miałam zacząć się ubierać, kiedy usłyszałam pukanie do drzwi.

Chwyciłam z wieszaka biały, satynowy szlafrok z małym logo hotelu i szczelnie się nim owinęłam. Przechodzę szybko przez pokój i otwieram drzwi. Witają mnie szerokie uśmiechy chłopaków.

Nie pamiętam żebyśmy organizowały jakiś zjazd w naszym pokoju.

Jednak kiedy orientuję się, że zbyt uważnie mi się przyglądają, zapraszam ich do środka, budzę szybko Agatę, a sama idę do łazienki, żeby się ubrać. Ich wzrok mnie krępował, ale cóż, w końcu są tylko facetami, a ten szlafrok ledwo zakrywał mój tyłek.

Zakładam świeżą bieliznę, czarne rurki, białą bluzkę oversize z krótkim rękawem i beżowy kardigan. Na stopy wsuwam puchate klapki. Wygrzebałam z kosmetyczki krem bb, korektor pod oczy i tusz do rzęs, po czym delikatnie się pomalowałam. Uznałam, że nie ma sensu robić mocniejszego makijażu, skoro do nagrywek pomaluje mnie profesjonalistka. Wtedy poświęcony temu czas i moje starania poszłyby na marne. Po drodze złapałam jeszcze gumkę do włosów i wychodząc z łazienki zrobiłam sobie niedbałego, luźnego koka.

Usiadłam na hokerze, dokładnie naprzeciwko chłopaków. Z wielkim entuzjazmem rozmawiali o dzisiejszym dniu. Agata prześlizgnęła się koło mnie do łazienki i zamknęła się tam na czas bliżej nieokreślony.

Ale pewnie dość długi.

Gdy chłopcy wszystko już omówili, zaczęli narzekać jak bardzo są głodni. Wymieniali nawet, co mają ochotę zjeść. Już po chwili miałam wrażenie, że gdyby mogli, to zjedliby wszystko, co się da.

-Ja mógłbym zjeść coś, co jest w tym pokoju- powiedział niezbyt głośno Krzysiek, patrząc na mnie.

Przełknęłam głośno ślinę i za wszelką cenę próbowałam się nie zarumienić. Chłopaki zdawali się nie słyszeć tego, co powiedział Kondracki. Na całe szczęście, właśnie w tym momencie Agata wyszła z łazienki i wszyscy, jak jeden mąż, poszliśmy na śniadanie.

Ustawiłam się w kolejce za Agatą i w międzyczasie oglądałam czekające na nas przysmaki. Chyba każdy by tu coś dla siebie znalazł. Kiedy nadeszła moja kolej, wzięłam sobie dwa tosty i trzy muffiny z szynką, serem i papryką posypane szczypiorkiem. Dołożyłam do tego odrobinę sałatki z bliżej nieokreśloną zieleniną, pomidorkami koktajlowymi, smażonym boczkiem i jajkiem. Wzięłam także szklankę z sokiem pomarańczowym i skierowałam się w stronę stolika, przy którym siedziała już część ekipy.

A co sobie będę żałować.

Za hajs Queby baluj.

-Smacznego-powiedziałam i sama zabrałam się do jedzenia.

Usłyszałam za sobą ciche "wzajemnie" i inne pomruki, no bo w końcu to faceci zajęci jedzeniem. Czego innego by się tu spodziewać?

Jak pies je to nie szczeka, bo mu miska ucieka.

I M P O N D E R A B I L I AOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz