Rozdział 1

4K 206 4
                                    

Pov. Valka

Minął już dobry miesiąc od narodzin Czkawki. Jestem taka szczęśliwa z tego powodu i mam wrażenie, że Stoik także się cieszy, mimo że dziecko nie jest człowiekiem. Wiedział dobrze, że planując ze mną przyszłość, a tym bardziej dzieci, są spore szansę że będą takie jak ja. Ale widać, że nie liczy się dla niego to, kim jest i kocha go bezgranicznie. Wydaje mi się, że na wyspie także dobrze przyjęli tą wiadomość, choć są tacy, którym to trochę nie na rękę. No przecież to kolejny wampir, potwór, morderca i takie tam inne pieszczotliwe przezwiska. No cóż, bywa, w końcu kto by się tym przejmował, przecież na rodzinnej wyspie nic mu nie grozi. Jest w sumie szóstym dzieckiem narodzonym w tym roku, więc będzie miał się z kim bawić, kiedy podrośnie. Jak gdyby nie patrzeć, to będzie wychowywany w tradycji wikingów, co ułatwi mu kontakt z plemieniem, lecz pozna też parę rzeczy o naszej tradycji, tradycji wampirów. Ale przecież to nie będzie kolidowało z obyczajami tutaj. W końcu nie będziemy praktykować corocznego konkursu demolki wysp czy konkursu kto zabije więcej ludzi. Moje rozmyślenia nad sposobem wychowania Czkawki przerwał Stoik, który wszedł ciężkim i zmęczonym krokiem przez próg domu.
-Obiad masz na stole.- mówię szybko, ale cicho, by nie obudzić Czkawki.
Młode wampiry potrzebują bardzo dużo snu i spokoju na wczesnym etapie rozwoju. Teraz następuje najwięcej przemian w jego organizmie, wstępna przebudowa układu pokarmowego i powstaje miejsce na wydłużające się  kły. Organizm szykuje się już teraz do przemiany, jaka nastąpi za kilka lat. Zerkam dyskretnie na męża, który stara się jak najciszej kroić mięso i nie siorbać przy piciu. Nie ma sensu teraz wypytywać go, co ciekawego dzisiaj się działo w wiosce, bo byłoby za dużo hałasu. W czasie gdy Stoik spokojnie jadł obiad, ja patrząc na synka, zaczęłam wspominać całe swoje dzieciństwo. Pierwsze polowanie na królika, a później na sarnę, pierwsza przemiana w nietoperz i pierwszy lot, który był oczywiście pod okiem nadopiekuńczego tatusia. Nie można pominąć też pierwszych przyjaźń i miłości. Na mojej wyspie było po równo wikingów i wampirów, przez co każdy z każdym się zaprzyjaźniał. Tutaj, pamiętam na początku byłam dziwadłem, czymś nowym i nieznanym. W końcu większość życia spędziłam na wyspie oddalonej stąd o prawie że miesiąc drogi statkiem, a to i tak najbliższa wyspa, na której żyją jakiekolwiek wampiry. Ahh.. Wyspa Księżyców, moja rodzinna wyspa, tyle wspomnień. To tam były najpiękniejsze pełnie księżyca jakie kiedykolwiek w życiu widziałam. Trochę tęsknię za nią, w końcu pozostawiła tam matkę, ojca, brata i wielu przyjaciół. Powinnam im nareszcie wysłać list przez Johanna Kupczego i powiedzieć o Czkawce.
-O czym tak intensywnie myślisz, Kochana?- spytał mnie szeptem Stoik, zapewne zauważył mój zamyślony wyraz twarzy.
-Wspominam swoją młodość i wyspę Księżycową.
-Ciężko Ci było ją opuścić, prawda? Ją i swoich pobratymców, ale przecież tu nie jest Ci tak źle?- pyta.
-Wiesz, że byłam zmuszona opuścić ich przez nadwrażliwą skórę.- zrobiłam krótką pauze, myśląc jak opisać moje pierwsze dni na Berk.- Na początku czułam się tu bardzo zagubiona i inna, przecież jestem pierwszym i jedynym wampirem na jakiego do tej pory trafiliście. Ale po paru miesiącach, kiedy przestałam być atrakcją i nowością tutaj, czułam się jakbym mieszkała tu od zawsze, jakbym znów była na wyspie Księżycowej. Ludzie są tacy mili, pomocni, jakby każdy był sobie bratem.- na mojej wyspie było coraz więcej światła słonecznego, przez co byłam zmuszona przedstawić się na bardziej nocny tryb życia. Nigdy go nie lubiłam, dlatego postanowiłam się przenieść na inną wyspę.
-Wiem, pod tym względem tutaj je..- Stoik nie zdążył dokończył zdania, bo Czkawka wybudził się ze snu i zaczął płakać.
Usiadłam szybko na kanapie, na której uprzednio leżałam z Czkawką obok i wzięłam go na ręce. Zaczęłam cichutko śpiewać, aby uspokoić maluszka.
-Gdy słońce chętnie idzie spać,
i gwiazdy już wychodzą z mórz.
Pojawiasz się Ty,
i zasypiasz w mig,
by za dnia polować na wrogów swych.- jak zawsze działa i po chwili maluch już spał.
Stoik patrzył jak zaczarowany na nas. W końcu jesteśmy najniebezpieczniejszymi istotami na świecie, zaraz po smokach oczywiście.
-Nie mogę się nadziwić, jak pięknie a zarazem niebezpiecznie wyglądasz w roli matki.
Nic nie powiedziałam tylko dalej wpatrywałam się w synka i w jego spokój na twarzy. Stoik podszedł do nas i usiadł obok. Niemo poprosił, abym mu dała go na ręce, co też uczyniłam. Lekko się zaśmiałam na ten widok- wielki, masywny wiking trzymający drobniutkiego chłopczyka. Uroczy widok.
-Zostawię Ci go na jakiś czas, dobrze?- pytam, chcąc udać się do sypialni i skończyć pisanie książki, w której spisuje całą swoją wiedzę na temat wampirów.
-Znów idziesz pisać?- pyta mnie Stoik lekko zmartwiony.- Wyjaśnisz mi chociaż dlaczego?
-Mam złe przeczucie po prostu.- odpowiadam i szybko idę na górę.

Pov. Stoik

-Oj młody, naprawię nie wiem, co ubzdurało się tej twojej zwariowanej mamuśce.- mówię ze śmiechem do synka i jednocześnie z czułością w głosie.
Minęło już trochę czasu od narodzin młodego, a ja nadal nie mogę uwierzyć, że Czkawka wdał się tak bardzo w matkę. Nie dość ze wampir, to do tego ma tak samo jak Valka brązowe włosy i piękne, soczyście zielone oczy. Co prawda nie mam nic przeciwko temu, nie podoba mi się tylko to, że jest tak  bardzo chudy i mały. Wyglądem wcale nie przypomina wikinga i syna wodza. Stwierdziłem, że nie  ma co siedzieć samemu w salonie i udałem się na górę do żony. Czkawka nadal spał na moich rękach, co jakiś czas bardziej się wtulając i ściskając swoimi małymi, drobnymi rączkami kawałek mojej brody. Powoli wchodzę po schodach, aby nie zbudzić małego. Otwieram drzwi i widzę Valkę pochyloną nad stołem i szybko zapisującą coś w tej swojej książce.
-Postanowiłem jednak przyjść do ciebie.- mówię.
Nawet nie drgnęła. Musi być bardzo skupiona, skoro nawet przy czulszych zmysłach nie zareagowała na moją obecność. Postanowiłem podejść bliżej i zerknąć jej przez ramię.
-Nie ładnie podglądać.- powiedziała, po czym zamknęła pisaną przez siebie książkę.
-Skończyłaś?-pytam, mając nadzieję, że naprawdę po tygodniu pisania skończyła.
Nic nie odpowiedziała tylko podeszła do mnie i zabrała Czkawkę. Szybko poszła w stronę kołyski, w której zawsze w nocy śpi Czkawka  i odłożyła go tam, całując w czółko i przykrywając dodatkowym kocykiem. Obserwowałem bacznie każdy jej ruch, myśląc co ona zamierza zrobić. Szybko wróciła do mnie i chwytając za mnie brodę, zaczęła namiętnie całować.
-Owszem, skończyłam.- wyszeptała między pocałunkami.- I w końcu mamy chwilę dla siebie, skarbie.
Jednak przerwał nam krzyk ludzi na dworze.
-Smoki atakują!

Wszystko jest możliweOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz