Rozdział 35

1.8K 134 28
                                    

Pov. Stoik

Olbrzymie, białe stworzenie z piekielnymi oczami rzuciło się agresywnie w stronę Wynna. Wszyscy ze strachem zamarliśmy, patrząc na to, co zaraz się wydarzy. Nie powiem, bo po opowieściach o tym lesie czułem lekki strach, ale to nie to samo, kiedy ujrzy się prawdziwe zagrożenie. Znam zachowania smoków, bo walczyłem latami z nimi, ale to jest dla mnie nowe, nieznane, przez co nie wiem co mam robić. Dobrze, że trafił nam się taki, a nie inny Smoczy Jeździec, bo mimo tego, co zrobiliśmy to chce nas ochronić. Przynajmniej na tyle żebyśmy nie zostali zabici przez nawiedzone zwierzęta. Mimo wszystko podziwiam chłopaka, i to bardzo, bo nawet w takiej sytuacji nie odsunął się, ale wręcz nas zasłonił swoim ciałem. Nawet nie drgnął ze strachu, zupełnie jakby był przyzwyczajony do takich lub nawet gorszych sytuacji. To była kwestia sekundy, kiedy to on także zaczął biec w stronę wilka. Wariat. Z rozpędu, ze trzy metry od przeciwnika, wzbił się w powietrze i dosłownie rzucił się całym swoim ciężarem na wilka, tym samym powalając go. Zaczęła się walka w parterze. Miałem wrażenie jakby zaczęli się, tak po parę centymetrów odsuwać od nas. Czy to znak, że mamy jednak uciekać? Nawet jeśli byśmy chcieli, to nie dalibyśmy rady, bo ta walka była wręcz hipnotyzująca. Po prostu nie dało się oderwać od nich wzroku. Wynn będąc w formie ludzkiej miał chyba małe szansa, bo po chwili został zrzucony przez białego wilka i wylądował na pobliskim pniu. Wstał, patrząc z motywacją na wilka, który był odwrócony tyłemdo nas i zawarczał niczym smok, po czym zmienił się w dokładnie takiego samego wilka, tyle że koloru brązowego. Kolor ten był niemalże identyczny jak jego włosy. Zaczęli ponownie walczyć, gryząc się i drapiąc. Zauważyłem, że Jeździec próbował bardziej gryźć aniżeli drapać, a wilk robił dokładnie na odwrót. Może jest to związane z tym, że te wilki mają w pazurach jad, truciznę, czy o czym tam mówił. Bynajmniej w ten sposób byli prawie na równi, bo jeden unikał drugiego, atakował i odwrotnie. Czy ktoś w końcu zwycięży? Głupio tak stać i oglądać tą mimo wszystko fascynująca walkę, ale wolałbym wiedzieć czy zginę, czy może jednak przeżyję. Nagle Wynn został powalony w walce ponownie na ziemię, przemieniając się w ludzką postać. Wilk nie czekając z impetem uderzył łapą w prawa część jego twarzy i jadąc pazurami z góry do dołu, niszczył mu przy tym maskę. On to ma chyba pazury ze stali. Chłopak znieruchomiał, a z jego twarzy zleciała połamana maska, odsłaniając mu przy tym twarz, której nie mogliśmy ujrzeć przez mgłę przy ziemi. Po chwili wilk trącił go łbem, a gdy ten nie ruszył się, to zszedł z niego. Zabił go? Cwaniak, gdy tylko poczuł, że nie ma ciężaru na brzuchu, podniósł się i rzucił ze zdwojoną siłą do ataku. Nie kłamali mówiąc, że jest nieprzeciętnie inteligentny, sam nie wymyślił bym lepszego planu w tak stresującej sytuacji. Nie zmienia to jednak faktu, że nieźle się przestraszyliśmy. Przeturlali się przez klika metrów, znów schodząc nam z oczu, ale na szczęście nie byli aż tak daleko, abyśmy nie zdołali nie zobaczyć ich konturów. Wampir siedział okrakiem na zwierzęciu, przygwożdżając je do ziemi.
-I co, teraz nie jest ci tak wesoło. -usłyszeliśmy jego zachrypnięty głos.
Po tych słowach schylił się, przybliżając się do szyi zwierzęca. Czy on zamierza.. Nagle cały las wypełnił dźwięk niemiłosiernego piszczenia cierpiącego zwierzęcia. Wilk szarpał się z całych sił, starając się drapnąć i sparaliżować ofiarę, ale nie szło mu to za dobrze. Nagle usłyszeliśmy jeden, długi pisk, o czym ponownie nastała martwa cisza. Chłopak podniósł się znad ciała chyba już martwego wilka i ruszył wolnym krokiem w naszą stronę. Z niewiadomych przyczyn mgła w tamtym miejscu zaczęła gęstnieć, czyżby miał się zaraz pojawić tam duch, który wyszedł z ciała tego wilka? Nie wiem, ale nasz wzrok skierował się w stronę postać, która powoli wyłaniała się z mgły. Wynn z każdym krokiem był coraz bliżej nas, dzięki czemu można było zobaczyć więcej szczegółów. W końcu był na tyle blisko, że mogliśmy dokładnie zobaczyć jego twarz. Zamarłem. On, jakby nas ignorując, udał się w miejsce, gdzie uprzednio leżał i schylił się, szukając czegoś we mgle. Gdy tylko znalazł, jak się okazało swoją maskę, podniósł się i patrząc na nią, zaczął iść w nasza stronę.
-Trzeba będzie zrobić nową. - szepcze.
Skieruje swój wzrok na nas, po czym rozejrzał się jeszcze.
-Chodźcie, zanim zbierze się tu ich więcej.
Rusza szybko przodem, nie pozwalając się jeszcze bardziej przyjrzeć swojej twarzy. Słyszę wycie z oddali, co motywuje nie tylko mnie do przyspieszenia kroku i wstrzymania się z pytaniami. Ale jedno wiem na pewno, to jest Czkawka, mój syn. Całokształt widzianej twarzy daje mi tą pewność, że bardzo myliłem się co do niego. Ciekawe czy kiedykolwiek mi wybaczy.. Dzięki jego szybkiemu tempu wyszliśmy z tego strasznego lasu w parę minut. Zatrzymał się dopiero dziesięć metrów od najbliższej mgły. My również się zatrzymaliśmy, czekając na to jak to wszystko się potoczy. Powoli zaczął się obracać do nas przodem, pokazując w nikłym świetle swoją bladą, wampirzą twarz. Teraz widzę ją dokładnie i mam czas dopatrzeć się każdego, nawet najmniejszego szczegółu. Jak widać nie tylko ja go rozpoznałem, bo bliźniaki i Saczysmark również wpatrywali się w niego z niedowierzaniem.
-To ty..?
-Ale.. niemożliwe..
-Jak..?
Milczy. Milczy i patrzy tylko na mnie ignorując wszelkie komentarze. Również patrzę na niego i widzę dokładnie jego piękne, soczyście zielone oczy, takie same jak miała Valka. Widzę również tą małą bliznę, którą zrobił mu smok w dniu śmierci jego matki. Dokładnie w tym samym miejscu, na brodzie, pokrytej teraz trzydniowym zarostem.Widzę te wyostrzone rysy twarzy wojownika, a nie bezradnego dziecka za jakiego zawsze go miałem. I te włosy, które za młodu w świetle tak rzadko wychodzącego słońca miały rudą poświatę. Ciekawe czy teraz też je mają. No i teraz doszły nowe, świeże rany, z których sączyła się powoli gęsta, ciemnoczerwona krew. Z tego co pamiętam, to będzie miał po tym bliznę. Rozcięcia były po jego prawej stronie twarzy, jedna była cienka i ciągnęła się przez brew, a dwie pozostałe, mniejsze przez policzek.
-Czkawka.. synu.. -zdołałem wydukać stłumionym przez emocje głosem.
Nie wiem, co powiedzieć, jak go przywitać. Czuję ogromne szczęście, miłość, dumę, ale jednocześnie strach i wstyd. Niby przez tyle lat myślałem, że umarł, no bo w końcu smoki zabijają ludzi bezlitośnie, ale gdzieś w głowie, gdzieś naprawdę głęboko wierzyłem, że żyje, że smok go nie zabił i że ten Tajemniczy Jeździec, odważny, waleczny Jeździec z opowieści Johanna to naprawdę mój syn. I oto moja niepewna myśl stała się prawdą. On jest tu, jest przede mną cały i zdrowy.

***

No więc w końcu Czkawka, choć przez przypadek, ujawnił swoją tożsamość XD Normalnie od niedzieli nie mogłam się doczekać, aż opublikuję ten rozdział :D Co do rozdziału, jest krótki, nawet bardzo w porównaniu do poprzednich (bo tylko 1082 słowa samego rozdziału, ale norma jest więc nie jest aż tak źle xD). W planach miałam jeszcze przedstawić dalsze zdarzenia (było to w szkicu), ale wyszło mi prawie 3000 słów, więc stwierdziłam, że to będzie przesada XDD Jeszcze Was zanudzę.. W każdym razie, ciąg dalszy w niedzielę, więc do następnego <3

Wszystko jest możliweOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz