Pov. Albrecht
Czkawka poleciał ratować Hermana jakieś dziesięć minut temu. Czyżby pogoda była jeszcze gorsza, niż zakładaliśmy, że tyle mu to zajmuje? Albo Herman znów chce zrobić coś po swojemu. Dobry z niego chłopak i idealny kandydat pod względem charakteru i umiejętności, ale chce wszystko robić po swojemu. Przez okno mało co było widać, jedynie zarys jego statku, na którym prawdopodobnie coś się działo. No nic, pozostaje tylko czekać. Postanowiłem udać się do Szczerbatka, który od jakiegoś czasu siedzi skulony w kącie, z łapami na uszach. Biedactwo, pewnie bez obecności Czkawki bardziej się boi. Nie zważając na zdezorientowane spojrzenie Stoika, który nadal siedział przy stole, usiadłem obok smoka.
-Spokojnie mały.- mówię do niego, zaczynając go delikatnie głaskać. -Tutaj jesteś bezpieczny, a burza na pewno zaraz przejdzie.
Powtarzałem te słowa wielokrotnie, aby jakkolwiek mu pomóc. Kiedyś Czkawka zaoferował mi pomoc z znalezieniu własnego smoka, ale uważam, że na aż taki duży krok nie jestem gotowy. Wystarczy jak na razie, że mam z nimi pokój. Smok z czasem przestał się trząść, ale nadal był zaniepokojony. Może myśl, że jego przyjaciel jest tam, w środku tego piekła sam. Siedząc przy Szczerbatku, spojrzałem na wodza Berk, który, oprócz odwrócenia głowy w stronę okna, nawet nie drgnął. Nadal podpierał się lewą ręką, a nogi miał skrzyżowane w kostkach. Aż tak intensywnie o czymś myśli? Aż tak jest ciekawy, co się dzieje z Jeźdźcem, że patrzy w to okno od jakiegoś czasu? Muszę z nim pogadać o tym wszystkim, w końcu jest moim przyjacielem. Co prawda myślałem, że będzie gorzej po pierwszym spotkaniu Czkawki ze Stoikiem po tylu latach, ale jak widać dzieciak postanowił go zignorować. Dobrze, że nie wpadł na jakiś szalony pomysł, jak to ma w zwyczaju i nie wyssał z niego krwi, czy nie zrzucił go z klifu. Z nim to różnie jest raz zachowuje się normalnie, a raz mu coś odbija. Jak tu ostatnio był, to chodził po krawędzi klifu, aż w końcu, od tak, skoczył w przepaść. Żeby było ciekawiej, to przemienił się dopiero niecały metr powierzchni. Wiem, bo widziałem to przez okno. Ale nie ma się też co dziwić, w końcu te wszystkie lata na Berk musiały mu się odbić na psychice. Do tego dochodzą regularne potyczki z Drago. No nie ma chłopak łatwo. Mimo, że uważam Stoika za przyjaciela, to nie wiem jak mógł być taki oschły i brutalny dla własnego syna. Jak mógł w ogóle pozwolić na takie traktowanie go przez mieszkańców wioski. O tym też muszę jakoś z nim na osobności porozmawiać, bo w obecności Jeźdźca jest bardzo milczący. Tylko przygląda mu się cały czas i przysłuchuje się naszym rozmową, jakby chcąc się czegoś dowiedzieć. Może mi się wydaje, ale on zachowuje się co najmniej dziwnie. A może boi się go i w ten sposób chce się czegoś dowiedzieć? W końcu Johann rozsławił dzieciaka po całym archipelagu zarówno w dobrym, jak i złym świetle. Nagle coś czarnego, niczym wicher wylatuje przez okno. Ciągnąc za sobą szarawy dym, z impetem uderza w ścianę, powodując wgniecenie i zmniejszając się, upada na podłogę. Wstałem szybko na nogi, w tym samym czasie co Stoik i Szczerbatek i szybko ruszyliśmy w kierunku zadymionych postaci. Jak się okazało, były to dwie osoby,nieruchomo leżące na podłodze. A więc to Czkawka, jako smok tu wleciał razem z Hermanem i w trakcie uderzenia przemienił się. Tylko o co chodzi z tym dymem, co się stało? Z naszej trójki jako jedyny podszedłem bliżej i ukląkłem przy leżących na podłodze. W tej samej chwili mój następca, przy którym stałem najbliżej, gwałtownie podniósł się do siadu.
-Na Thora, my jednak żyjemy!- wykrzyknął szczęśliwy z ogromnym uśmiechem na ustach.
Zignorowałem jego wybuch i przejrzałem się nieruchomemu wampirowi. Wszyscy zaraz po mnie również to uczynili. Usłyszałem skrzypnięcie podłogi, najpewniej to Stoik i Szczerbatek podchodzą bliżej, bo Herman nadal siedział.Jeździec leżał pod samą ścianą, twarzą do nas, na lewym boku, który całkowicie zasłaniał. Przyjrzałem mu się dokładnie i spostrzegłem, że to z niego pochodzi ten dym. Szczerbatek niepewnie ruszył w stronę swojego przyjaciela, kiedy nagle ten wykonał delikatny ruch. Wszyscy zamarliśmy.
-Nie Herman, ja żyję. Ty za to zaraz będziesz martwy.- mówi cichym, ale lodowaty głosem Czkawka.
Mówiąc to chłopak starał się powoli podnieść, ale coś go blokowało. Zdołał oprzeć się rękami o podłogę i spojrzeć w naszą stronę. Dolna część jego hełmu była ułamana, przez co było widać mu połowę lewego policzka, fragment nosa i prawie cały prawy policzek. Jednak największą różnicę robią jego oczy, a raczej lewe oko. Kiedy siedział z nami, przy stole, to było ono takie jak zawsze, zielone. A teraz jest szkarłatnie czerwone, a to nie zapowiada niczego dobrego. Z tego co wie, to albo jest bardzo zdenerwowany, albo głodny. Wszyscy w ciszy przerywanej tylko grzmotami piorunów, patrzyliśmy się na to, co zrobi. Po chwili Szczerbatek odważył się do niego podejść. Położył całą swoją głowę na podłodze, jakby dając swojemu jeźdźcowi podparcie. Czkawka położył na nim rękę i z nie małym wysiłkiem i pomocą smoka, wstał. Teraz naszym oczom ukazał się lewy boku, cały poparzony. Wyglądało to, jakby w niego piorun uderzył. Ale jak to możliwe, przecież nie mieli przy sobie niczego, co przyciągnęłoby błyskawicę. No chyba że.
-Nie patrz tak na mnie, wszystko tam zostawiłem!- wykrzyknął lekko wystraszony moim wzrokiem przyszły wódz.
Dobrze wiem, że czegoś zapomniał zostawić i jest winny spowodowania tego wypadku. Nauczył się chodzić cały czasu uzbrojony od Czkawki i jest duża szansa, że zapomniał o jakimś sztylecie.
-A z buta wyjąłeś?- zapytał zdenerwowany jeździec.
Herman nieśmiało zdjął prawego buta i wywrócił go do góry nogami. Nic. To samo zrobił z drugim, tylko tym razem o podłogę uderzył mały nożyk z gronkielowe żelaza. Wszędzie je poznam.
-A widzisz, jednak o czymś zapomniałeś.- powiedział z kpiną Czkawka, przyciągając ponownie całą uwagę na siebie.
Chłopak stał już na nodze, opierają się o smoka, bo jego proteza nadal leżała w kącie. Teraz jego rana była dobrze widoczna. Ciągnie się ona przez cały bok, a skóra przybiera przeróżne odcień od bladoróżwego na brzegach, przez krwiście czerwony, do czarnego na samym środku. Stamtąd powoli sączyła się małymi strumieniami jego ciemna krew. W słabym oświetleniu wyglądała na czarną, co dodawało chłopakowi bardziej mrocznego i niebezpiecznego wyglądu. Czkawka spojrzał się przelotnie na Szczerbatka, jakby dając jakiś znak i już po chwili był na jego grzbiecie.
-No to skoro wszyscy są cali i bezpieczni tutaj.- zaznaczył, patrząc na Hermana.- To proponuję iść spać, bo jest środek nocy.- powiedział tylko, po czym razem ze Szczebarkiem udał się do swojego pokoju, nie oglądając się nawet.
Staliśmy jeszcze może z pięć minut, starając się zrozumieć, jak on może jeszcze żyć. Znam go bardzo długo i wiem, że bywał w gorszych sytuacjach. Jak on może jeszcze normalnie funkcjonować po tym wszystkim? Czy zawsze zachowuje taki spokój? I czy zawsze pozwala być tylko Szczerbatkowi przy sobie? I tak nie dostanę teraz odpowiedzi na te pytania, więc postanowiłem zrobić jak mówił. Powtórzyłem, że czas wracać do pokoi i wypocząć, co też każdy, jakby wybudzony z transu, uczynił.Pov. Czkawka
Nie mam ochoty na dalszą rozmowę z nimi, więc daję dyskretny znak Szczerbowi, aby pomógł mi wyjść. On jak zawsze rozumie o co chodzi i pomaga. Mam teraz problem, przez tą lekkomyślność Hermana. Jestem osłabiony przez ranę i przez głód.Przecież nie zregeneruję się, jeśli nie pożywię się krwią. Skacząc na jednej nodze, czując przy tym ogromny ból, udaję się do szaf po jakąś koszulę, którą zatamuje powoli sączącą się krew. Im więcej jej ubędzie, tym słabszy będę. Szczerbatek jeszcze przelizuje moją ranę, pokrywając ją lepką i leczniczą śliną, która i tak mało co da. Owijam delikatnie najczystszą koszulą, jaką znalazłem cały bok i z pomocą Mordki udaję się na jego kamień. Jak zawsze w ciężkich chwilach, przyjaciel bierze mnie pod swoje skrzydło i przytula. Zamykam oczy z nadzieją, że rano już nie będzie tej paskudnej burzy, która po tym wydarzeniu zaczęła się powoli uspokajać.
CZYTASZ
Wszystko jest możliwe
Fiksi Penggemar"-Stoiku, czy jest coś bardziej niebezpiecznego niż Nocna Furia?- zapytał wystraszony Pyskacz. -Tak, mój przyjacielu. Wampir, który przyjaźni się z tym smokiem." Znienawidzony za to kim jest, wyśmiewany za zbyt dobre serce, bity za to, że próbuje pr...