Rozdział 52

1.3K 92 24
                                    

Proszę o dokładne przeczytanie notki pod rozdziałem, bo zawiera dużo istotnych informacji (kursywa najważniejsza).

Pov. Czkawka

Zeszliśmy ostrożnie po stromych schodach na dół trzymając się za ręce. Weszliśmy do dużego salonu, w którym była przynajmniej pięcioosobowa kanapa z oczywiście ogromną ilością poduszek, no bo przecież Elina nie wytrzymałaby, gdyby nie mogła uszyć czegoś do domu. Na podłodze było kilka całkiem ładnie komponujących się dywaników, które moja ukochana ciągle poprawiała, bo coś jej nie pasowało. Mi tam obojętne czy one są, czy ich nie ma. Oczywiście było też kilka regałów z półkami, gdzie było wszystko to, co nie mieściło się u mnie w pokoju, no i parę pierdół Eliny. W salonie przy całkiem sporym stole siedział Stoik razem z Seleną i po cichu o czymś rozmawiali. Już mieliśmy do nich podejść, kiedy to nagle zatrzymałem się. Ej zaraz, zaraz.. od kiedy my mamy tutaj kwiatka?
-Elina? -spojrzała na mnie pytająco, a ja wskazałem moje nowe odkrycie palcem. -Od kiedy my mamy tutaj tego chwasta?
Dziewczyna uderzyła się ręką w głowę i łapiąc mnie za ramię, zaprowadziła do tego zielonego czegoś.
-To mój kochany jest drzewko cytrynowe w doniczce.
Spojrzałem na nią jak na debilkę.
-A po co ci to? -zapytałem nadal nic nie rozumiejąc. -Nie możesz wziąć z wspólnego ogródka?
Nie o to mamy za wioską pół łąki zagospodarowane na uprawy tego wszystkiego, by ona ściągała mi połowę roślin do domu. I do do tego do domu, do środka, a nie do ogródka. Połowa kuchni to jakieś jej zielska, a w salonie ma już maliny w doniczce i chyba agrest, ale nie pamiętam. Nie jem to się nie znam, proste.
-Nie marudź. -rzuciła, kończąc temat.
Chyba już nic nie mam do powiedzenia w tym domu. Spojrzałem na cytryny, które wchodziły lekko na drzwi od łazienki.
-Długo tutaj nie pobędziesz.. -szepnąłem tak cicho by mnie nie usłyszała, ale chyba mi nie wyszło.
-Co ty tam jeszcze gadasz?
-Nic, nic skarbie. -głupie chwasty, jeszcze się policzymy.
Ruszyłem do stołu i stanąłem obok Eliny, łapiąc ją w talii. Spojrzałem na obecne tu dwie osoby. Dobra, Selena może tu być nie ma problemu, ale Stoik? Po co on tutaj?
-To co tutaj robicie? -zapytałem ciekawy.
Błagam, tylko dobre wieści. Kątem oka zauważyłem, że na stole leży sterta papierów, które to szybko jeszcze piętnaście minut temu dałem Selenie.
-On będzie u ciebie spał. -wskazała wodza Berk palcem.
Nie no to musi być jakiś bardzo nieśmieszny żart. Na pewno.
-Że co proszę?
-To, co słyszysz Czkawka. Nikt z nas nie ma więcej wolnych pokojów, a że ty i tak jak już jesteś tutaj to spędzasz czas w pokoju Eliny, więc nie widzę żadnego problemu.
Zamrugałem kilka razy, nadal patrząc się na nią z otwartymi ustami. Elina zaśmiała się z mojej miny i delikatnym ruchem złapała mnie za brodę, zamykając mi usta. Zaraz po tym, jak gdyby nigdy nic udała się do kuchni. A bynajmniej chciała, bo ją zatrzymałem.
-A ty dokąd co? -zapytałem.
-Trzeba zrobić coś na kolację, bo jakbyś nie zauważył to wieczór się zbliża.
Spojrzałem na okno, za którym na pochmurnym niebie było widać delikatne różowoczerwone smugi sugerujące, że słońce niedługo zajdzie za horyzont.
-Jest jeszcze czas. -stwierdziłem, opierając się ramionami o oparcie drewnianego krzesła.
-Nie jesz to ci się nie spieszy. -zaśmiała się Selena.
Podszedłem do niej i pacnąłem ją delikatnie w głowę.
-Po czyjej jesteś stronie. -zapytałem jak obrażone dziecko, zakładając ręce na piersiach.
Selene spojrzała na Elinę i po chwili obie się chytrze uśmiechnęły.
-Okey. -podniosłem ręce w geście poddania się. -Nie wnikam.
Elina poszła tym razem już bez przeszkód do kuchni, a ja usiadłem przy stole, mając po lewej stronie Selene, a naprzeciwko Stoika.
-I jak ona się trzyma? -zapytała zaniepokojona. -Tak wyprułeś, że chyba musiało się coś stać, prawda?
Westchnąłem i odchyliłem się delikatnie do tylu, kładąc obie dłonie na karku.
-Było źle, ale teraz można powiedzieć, że wszystko jest już po staremu. -zastanowiłem się, czy mówić jej prawdę. A co mi tam szkodzi. -W sumie to nawet lepiej niż zawsze.
Spojrzała na mnie podejrzliwie.
-Czyli? -dopytywała jakby wiedząc, że coś ukrywam.
-Możesz nam już ślub i wesele planować. -powiedziałem od niechcenia.
Gdy tylko to usłyszała, zaczęła piszczeć i przewracając krzesło, pobiegła do kuchni, najpewniej dopytać o więcej szczegółów Elinę. Zaśmiałem się pod nosem.
-Tylko jej nie uduś, że szczęścia! -krzyknąłem w stronę kuchni.
Mając wolną chwilę, usiadłem już normalnie przy stole i chwyciłem za nieszczęsne papiery leżące dziwnym trafem przy mnie. Czy one czasem nie były trochę dalej? Z głośnym westchnieniem podniosłem pierwszą kartkę i już miałem ją czytać, gdy nagle Stoi postanowił się odezwać.
-To prawda? -zapytał.
Podniosłem na niego wzrok i spojrzałem pytająco.
-Wiesz, ten ślub, bycie wodzem..
Już miałem odpowiadać, gdy jak wicher przez salon przebiegła Selena i prawie wyważając drzwi, wybiegła na dwór. Oboje spojrzeliśmy na drzwi, które zamknęła z hukiem. Wzruszyłem ramionami, bo już nie raz coś jej odwala.
-Owszem prawda, a co, aż tak ciężko ci uwierzyć, że ta pokraka jak ja jest w stanie w ogóle coś osiągnąć? -zapytałem chamsko.
Zobaczyłem, że lekko posmutniał. Może faktycznie, nie powinienem go aż tak atakować, no ale cóż, tak jakoś wyszło.
-Nie chce się kłócić synu..
-Nie jestem już od ośmiu lat twoim synem. -powiedziałem twardo.
Posmutniał jeszcze bardziej, kiedy to powiedziałem.
-Wiem, że popełniłem błąd.. błędy. -miałem go gdzieś i zacząłem przeglądać papiery dotyczące spraw mojej wioski. -Żałuję tego bardzo mocno i chciałbym chociaż po części odbudować nasze relacje.. wiesz..
Nie, nie wiem, więc postanowiłem mu chamsko przerwać.
-Będziesz musiał się bardzo postarać, żebym w ogóle mógł uznać, że twoje intencje są szczere.
-W to nie wątpię. Obiecuję, że będę lepszym ojcem.
Wywróciłem oczami. Rudowłosy już otwierał usta, aby coś jeszcze powiedzieć, ale na szczęście przyszła Elina z talerzem kanapek, ratując mnie przed jego kolejnymi wywodami. Położyła duży talerz z kanapkami na środku stołu oraz dwa mniejsze przed nim i przed sobą.
-No dobra. -spojrzała na stół. -To jeszcze herbatka. -i znów jej nie było.
Widziałem jak mężczyzna patrzy się wygłodniałym wzrokiem na te kanapki, ale chyba jakaś wewnętrzna siła zwana dobrymi manierami nie pozwoliła mu się na nie rzucić.
-Nie wstydź się i jedz. -powiedziałem zachęcająco.
Mogę go wewnętrznie nienawidzić, ale nie wiedzieć widząc jego głodny wzrok, zrobiło mi się go szkoda i no.. tak jakoś wyszło, że zrobiłem się nagle miłym. To musi naprawdę śmiesznie wyglądać, najpierw chamski i pełen nienawiści ton, a po chwili miły i łagodny. Może to wpływ Eliny? Nie wiem.
-Proszę bardzo. -położyła przed nim ogromny kubek, a przed sobą taki sam, tyle że z cztery razy mniejszy.
-Czyżby twoja popisowa herbatka?-zapytałem wyczuwając intensywny aromat malin, mięty, cytryny i miodu.
-Mam dobry humor, to ją zrobiłam. -odpowiedziała szczerząc swoje białe ząbki.
Wywróciłem oczami. I pomyśleć, że wystarczyło jej powiedzieć datę ślubu oraz obiecać zostanie na wyspie, a od razu jej się humor poprawił.
-Dla ciebie też coś mam. -powiedziała tajemniczo, znów udając się do kuchni
Z uśmiechem pokręciłem głową i ponownie wróciłem do przeglądania papierów, ignorując głośne chrapanie Szczerbatka i mlaskanie Stoika. No dobra, co my tutaj mamy. Spis złowionych ryb, przeczytane, podpisik i do odkładam na kupkę do spraw żywieniowych. Co dalej? Oo, lista smoków, które urodziły się na wyspie i które umarły ze starości. Hmm.. no dobra wszystko jasne, podpisik i na inna kupkę. Co tu jeszcze mamy.. oo, raport ze spiżarni. Hmm.. coś mało owoców i suszonego mięsa, a trochę za dużo ryb. Szybko na osobnej karteczce zanotowałem, aby pamiętać, żeby zmniejszyć ilość wpływających na morze rybaków, a zwiększyć ilość ludzi idących do ogrodu na zbiory owoców i tych polujących na zwierzęta tutaj. Dobra, dalej, dalej, bo to nawet jeszcze nie połowa. Złapałem kolejnych parę kartek połączonych ze sobą. Okazało się, że to był traktat pokojowy z wyspą Salopam, zarówno podpisany z wodzem naszej wyspy, jak i ze mną jako Smoczym Jeźdźcem. Ciekawie, musiał tu wpaść przez przypadek, bo z tego, co kojarzę to na takie traktaty miała być osobna półka. No chyba, że Emor znów pomieszał wszystko, a to jest bardzo prawdopodobne.
-Proszę bardzo kochanie. -powiedziała Elina, stawiając mi kubek jeszcze parującej, czerwonej cieczy obok lewej ręki.
-A co to takiego. -zapytałem z lekkim zawahaniem biorąc kubek do ręki.
Wyczułem zapach świeżej krwi z dzika połączonej z jakimś gorącym naparem, chyba z mięty i.. porzeczki?
-Mój nowy specjał. -wyszczerzyła się siadając. -Krew z naparem z liści mięty i aronii z naszego ogródka.
Aaa, to to jest aronia. Nie miałem nigdy okazji tego spróbować, bo na Berk to nie rosło.. chyba. Spojrzałem na nią z niepewnością w oczach.
-Ale pamiętasz jak to się ostatnio skończyło, prawda? -upewniłem się.
Prawie dwa miesiące temu, gdy dowiedziała się, że nie znam ponad połowy jej ulubionych smaków owoców, zaczęła eksperymentować. Tyle razy jej mówiłem, tłumaczyłem, a ona nadal nie może zrozumieć, że ja mogę się już tylko sama krwią żywić, bez żadnych dodatkowych, owocowych soków czy innych pierdół. Niestety podrażniają one mój żołądek, a raczej jego pozostałości, powodując tym samym złe samopoczucie i wymioty, ale jak widać Elina się nie poddaje i szuka takich proporcji, które mi nie zaszkodzą.
-Tym razem dałam o ponad połowę mniej. -uśmiechnęła się pokrzepiająco. -Zobaczysz, nic ci nie będzie, a dzięki temu poznasz nowe smaki.
Spojrzałem niepewnie na kubek, jakby miał mnie zaraz zabić, a potem na Elinę. Myśl Czkawka, myśl! Na pewno można to jakoś odwlec w czasie, a potem jak nie zauważy, to wylać gdzieś. Może do tego mini drzewka cytrynowego? To nie głupi plan.
-No dalej, próbuj. -ponagla mnie Elina.
Myśl, myśl, myśl!
-Ale musi przestygnąć. -jestem geniuszem wymówek. -Zobacz jak paruje.
Usłyszałem stłumiony śmiech Stoika i ciche prychnięcie Eliny, która w końcu wzięła jedną z kanapek i zaczęła jeść. Dobra, no to mogę wracać do pracy. Odłożyłam traktat na tyle daleko od tego kubka, żeby go czasem przez przypadek nie polać, kładąc go jednocześnie w zasięgu wzroku wodza Berk. Niefortunnie spojrzał na to.
-Macie sojusz z Salopam? -zapytał zdziwiony.
Jak wiadomo jest to bardzo wpływowa wyspa na północy. W sumie to jedna z bardziej wpływowych, bo jest tuż za wyspą Słońca.
-Tak. -odpowiedziałem, nie patrząc na niego.
-Nie lubię tej wyspy. -żachnęła się Elina.
-Czemu? -spojrzałem na nią zdziwiony, bo zawsze mówiła pozytywnie o tej wyspie.
-Dobrze wiesz czemu. -oburzyła się.
Na chwilę odłożyłem trzymaną kartkę i zamyśliłem się o co może chodzić. Niee..
-Chodzi ci o to jak tamtejszy wódz próbował mnie na siłę swatać ze swoją córką? -zaśmiałem się, przypominając sobie jego i jej nieudolne próby.
-Taa.. -wsadziła sobie kolejną kanapkę do buzi.
-Wiesz, że nie musisz być zazdrosna? -zapytałem kładąc na jej dłoń swoją dłoń.
-Wiem. -delikatnie uśmiechnęła się, ale chyba nie była do tego przekonana.
-No błagam cię, przecież ona była brzydka jak tyłek jaka.
Wybuchnęliśmy głośnym śmiechem. Po chwili w ciszy i spokoju każdy wrócił do swoich zajęć. Oni jedli, a ja czytałem. Jednak nie zauważyłem jednego istotnego szczegółu, a do tego zacząłem w końcu czytać coś ciekawego, bo był to raport z ostatniej wyprawy na Salopam. Ponoć mieli jakieś problemy ze smokami.
-Czy Berk też może mieć z wami i z Tobą również pokój? -zapytał z nadzieją Stoik.
-Tak. -odpowiedziałem automatycznie, nawet nie zastanawiając się nad tyk, czego dotyczy pytanie i kto je zadaje.
Usłyszałem tylko jak Elina coś szepcze do rudowłosego.
-A dałbyś się pociąć na kawałki i usmażyć? -zapytała złośliwe dziewczyna.
-Tak. -nadal nie słuchałem.
-Nie słucha nas. -roześmiała się i rzuciła we mnie jedna z kanapek.
-Ej no! -krzyknąłem, kiedy kawałek mięsa wylądował mi na twarzy i spadł na raport, najciekawszy ze wszystkich dotychczasowych.
-Pij, nie marudź.
Panicznie rozejrzałem się dookoła. Kurde, nie ma żadnej drogi ucieczki, której ona by nie zauważyła, wszystko jest na widoku. Skubana usiadła w dobrym miejscu. Teraz chyba pozostało mi tylko modlić się o jakiś cud. W tej samej chwili, gdy moje palce zacisnęły się na uchwycić od kubka, do naszego salonu jak szalona wpadła Selena z Emorem, ratując mnie przy tym przed wypicie tego czegoś.
-Stary, ale się cieszę! W końcu tu będzie jakieś wesele! -krzyknął radosny Emor.
-I w końcu będziemy mieć porządnego wodza! -dodała Selena.
Krzycząc to, dosłownie podbiegli w moją stronę i ze szczęścia rzucili się na mnie. Efekt tego wydarzenia mógł być tylko jeden, złamane krzesło i ja pod dwójką najlepszych przyjaciół.
-Gratuluje siostra! -krzyknął z podłogi Emor. -W końcu go okiełznałaś.
Prychnąłem głośno, przez co przypomnieli sobie o mojej obecności. Szybko wstali zmieszani, a blondyn podał mi rękę, która chętnie złapałem. Gdy byłem tylko na nogach spojrzałem na podłogę.
-Kurde, lubiłem to krzesło.. -westchnąłem.
-Ty lubiłeś każde krzesło, które zrobiłeś. -zaśmiała się Elina.
-Ale to było wygodne. -również się zaśmiałem. -Siadajcie. -powiedziałem do przyjaciół. -Jeszcze mamy kanapki.
Chętnie usiedli do stołu, a ja szybkim krokiem udałem się po jedno z krzeseł będących w pokoju Eliny. Gdy już miałem to, co chciałem, to wróciłem do salonu i postawiłem krzesło w dokładnie tym samym miejscu, w którym było poprzednie.
-Ej w ogóle. -zaczęła zaciekawiona Selena. -Otwierałeś ten list?
Na śmierć o nim zapomniałem..
-Jaki list? -dopytywała Elina.
-Jeszcze nie, ale dobrze, że mi o nim przypominasz.
-Ale jaki list?
-Zaraz się dowiemy. -uspokoiłem ciekawość narzeczonej.
Włożyłem rękę do kieszeni spodni i wyciągnąłem z niej lekko pognieciony list. Prostując kartkę, zacząłem czytać na głos.
-"Do prawdziwego wodza Słonecznej wyspy i Smoczego Jeźdźca." -już od początku nie dane mi było skończyć tego bez żadnego komentarza.
-Widzisz, nawet ten człowiek tak uważa.
-Emor, dasz mi skończyć? -zapytałem lekko zdenerwowany.
-Chciałem tylko powiedzieć, że wiadome jest to, ze ty powinieneś tutaj być wodzem. -rozpoczął dyskusję Emor.
-Dobra zamknij się, bo się zaciekawiłam. -uciszyła go Selena. -Czytaj dalej.
-Dziękuję. -chrząknąłem. -A więc, w ostatnim czasie aż pięć wysp (wyspa Darmar, Kwitnącej Róży, Froggi, Stekrów i nasza-Łupieżców) z północnego krańca archipelagu dostało krótki list od Drago. Jak wiesz synu, nie oznacza to nic dobrego. Treść każdego z nich była taka sama i brzmiała następująco: "Nieuchronnie zbliża się wasz koniec i nic ani nikt was nie obroni. Stracicie wszystko i będziecie zmuszeni złożyć mi przysięgę wierności.". W związku z tym pozwoliłem sobie zorganizować pilną naradę tylko tych wysp, które dostały te listy i to u Ciebie, Czkawka. Nie mamy dużo czasu, więc uzgodniłem wszystko z wodzami tych wysp i razem przypłyniemy dokładnie jutro około południa, bo coś czuję, że to będzie długa narada. Straszliwiec powinien dolecieć do Ciebie tego samego dnia, tyle że wieczorem.
Do zobaczenia, Albrecht."
Przeczytałem ten list jeszcze ze trzy razy, cały czas nie wierząc w to, co tam jest napisane.
-Skarbie.. -chciała coś powiedzieć Elina, ale jej nie pozwoliłem.
-Jutro w twierdzy odbędzie się narada, proszę was abyście wszystko przygotowali. Mapy, wszystkie papiery i pokoje dla gości, nie wiem jak to zrobicie, ale ma być gotowe na jutro. -rozkazałem stanowczym tonem. -Ja muszę jeszcze coś załatwić w związku z naradą.
-Gdzie? -zapytała Selena, wstając.
-I kiedy wrócisz. -dodała Elina.
-Nie wiem, zapewne nad ranem albo przed południem. -powiedziałem, również wstając i kierując się do smoka, który już od jakiegoś czasu nie spał. -Wszystko ma być gotowe, bo mogę wrócić na ostatnią chwilę. Szczerbatek, chodź.
Szczerbol wstał, podszedł do mnie i już chwili byłem na jego grzbiecie. Szybko wylecieliśmy przez drzwi tarasowe, otwierając je z rozpędu.
-Kierunek Mglista wyspa Mordko. -szepnąłem. -Skoro wojna się zbliża, to muszę coś stamtąd zabrać.

***

Powoli zbliżamy się do finału, a tym samym do końca tej części. Tak myślałam, liczyłam, dzieliłam.. i wyszło mi, że jeszcze około trzy (nie licząc tego) rozdziały do finału, który będzie w dwóch częściach wstawionych tego samego dnia. Czyli w sumie do końca około pięć rozdziałów zostało.

Ten rozdział wyszedł mi akurat dłuższy (2410 słów), ale przynajmniej cały plan na niego został zrealizowany. Trochę bez sensu wstawiać (taki jak ten) rozdział podzielony na pół, bo nie da się ukryć, jest nudny. No ale sami oceńcie. Co do tego rozdziału, jak myślicie, po co poleciał Czkawka? Czy zdąży wrócić? Co się może wydarzyć po drodze?
Do wtorku ;*

Wszystko jest możliweOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz