Rozdział 10

2.9K 198 2
                                    

Pov. Czkawka

Przez całą noc nie mogłem zmrużyć oka. Za oknem było ciemno, był środek nocy, a ja czułem się wypoczęty, jakbym dopiero co wstał. Czy to oznacza, że wampiry nie śpią? Postanowiłem dokończyć czytanie, być może będą tam odpowiedzi na inne pytania. Wziąłem ponownie książkę do rąk i zacząłem czytać. Mijała godzina za godziną, aż w końcu, gdy skończyłem czytać, zaczynało świtać. Dowiedziałem się wielu przydatnych rzeczy, na które sam bym nie wpadł. Wiem już , ze wampiry zostały stworzone przez Lokiego, który pragną pokazać swojemu ojcu- Odynowi, że również potrafi rządzić swoim światem. Jednak szybko pozostawił swoje stworzenie, gdyż w Asgardzie wybuchła wojna. Wampiry jednak na drodze adaptacji do warunków środowiska, miedzy innymi zbyt dużego nasłonecznienia, zaczęły przekształcać się w coraz bardziej żywe istoty- ludzi. Stali się oni bardziej delikatni, śmiertelni, pozbawieni mocy. Jednak nadal istnieją pierwotni- wampiry tylko z jednym sercem, bez żadnych uczuć i słabości, istoty pierwotnie stworzone przez Lokiego. Wiem również, że najpotężniejszym wampirem jest ten, który wypije krew smoka, ma on wtedy czerwone lewe oko, pierwotnego można poznać po czarnym lewym oku, a zwykłego, czyli żywiącego się krwią ludzką- po fioletowym. Wampiry żywiące się zwierzętami nie mają zmian w kolorze oka. Wiem również z kim lepiej nie zadzierać- z wampirem Alfą. Jest to wampiry, który wypił krew smoka Alfy. To bardzo rzadki gatunek posiadający władzę nad innymi smokami. Dzisiejszy dzień postanowiłem spędzić ze Szczerbatkiem i wypróbować moje wykształcające się dopiero moce. Jest ich ogólnie cztery- szybkość, siła zmiennokształtność i widzenie niedalekiej przyszłości. Z czego jedna moc dominuje nad resztą. Ciekawe jaka będzie u mnie dominowała. Odłożyłem książkę na podłodze przy łóżku i szybko wstałem, i ubrałem się w mój codzienny zestaw, zieloną tunikę, brązowe spodnie, kamizelkę i buty. Udałem się na dół i od razu skierowałem w stronę drzwi wyjściowych, omijając kuchnię szerokim łukiem. Nie zamierzam powtarzać wczorajszego błędu. Niestety na moje nieszczęście tata siedział jeszcze w kuchni. Dlaczego on już nie śpi, przecież dopiero wschodzi słońce.
-A gdzie to się wybieramy z rana, hmm?- zapytał wrednie.
Już ja znam ten ton, będzie nie mała awantura.
-Chciałbym spędzić trochę czasu na dworze, na świeżym powietrzu.- odpowiadam bezkonfliktowo.
-Będziesz się ukrywał jak mysz pod miotłą? Całe życie chowasz się przed wszystkim. Jesteś słaby i do tego pokazujesz to publicznie.- przecież wczoraj tylko on to widział, wiec nie rozumiem o co mu chodzi.- Nie takiego syna chciałem.
Powiedział, po czym wstał z krzesła i zbliżył się od mnie.
- Jesteś moją największą porażką, Czkawka. Jesteś po prostu nikim dla mnie.- wysyczał w moją stronę z złowrogim wyrazem twarzy i obojętnością w oczach.- Ten smok mógł zabić ciebie, a nie Valkę.
Po tych słowach najzwyczajniej w świecie mnie uderzył w twarz, ale nie tak jak zawsze. Nie było to uderzenie z otwartej dłoni jak zawsze, tylko z pięści. Pod wpływam uderzenia upadłem na ziemie, a obraz zaczął stawać się niewyraźny i zaciemniony. Dopiero teraz poczułem się naprawdę jak śmieć. Niechciany, nieszanowany. Usłyszałem jeszcze tylko kroki i skrzypniecie drzwi, po czym nastała cisza. Leżałem nieruchomo na podłodze, starając się dojść jakoś do siebie, jednak czułem strużkę ciepłej krwi, która spływała po mojej twarzy. Nie mogę tak tu dłużej leżeć, z każdą chwilą rośnie prawdopodobieństwo pojawienia się bandy Smarka, gdy będę chciał udać się do lasu. Muszę iść, muszę być silny. Nie po to dostaje szanse w postaci przemiany, żeby jej nie wykorzystać. Powoli wstaje i chwiejnym krokiem wychodzę z domu. Z każdą chwilą zaczynam czuć się lepiej, aż nagle zauważam, że zaczynam biec. Nie patrząc na nic przyspieszam, aby tylko dostać się do Kruczego Urwiska i w końcu poczuć się bezpiecznym. Jak burza dosłownie wpadam do upragnionej doliny, lądując obok jeszcze śpiącego smoka. Leżał on na wypalonej trawie, z której czułem jeszcze ciepło. Uchylił powieki i spojrzał na mnie, po czym od razu szybko wstał. Zaczął obchodzić mnie dookoła, dokładnie oglądając.
-Nie martw się, tak było zawsze odkąd pamiętam.- posyłam mu blady uśmiech, nie chcąc pokazywać jak bardzo mnie to boli, boli psychicznie.
Przez te wszystkie lata dawałem radę znosić upokorzenia, które zaznawałem przez mieszkańców wioski, ale mój tata przesadził. Nigdy nie było mi tak źle, nigdy tak się nie czułem. Potrzebuję zmian. Usłyszałem ciche, zaniepokojone warknięcie. Odwróciłem głowę w stronę smoka, a ten przekrzywił mordkę, jakby oczekując wyjaśnienia.
-Naprawdę nie ma o czym mówić Szczerbatku. Nie warto.
Smok spojrzał na mnie ze współczuciem, po czym podszedł do mnie i położył swoją mordkę na moich kolanach i zaczął mruczeć. Zaszokowany spojrzałem na niego, po czym poczułem potrzebę wygadania się przed kimś.
-Ale to nie jest przyjemna opowieść.- uprzedziłem, na co w odpowiedzi usłyszałem pomruk, jakby zachęcający.- A więc moja mama i ja jesteśmy wampirami, to znaczy ona była, bo już nie żyje, a ja dopiero przechodzę przemianę.- nie widzę u niego żadnego zaskoczenia, więc widocznie wyczuł, że nie jestem człowiekiem.- Kiedy już podrosłem, tata przestał się mną opiekować a wioska zaczęła tratować jak śmiecia. Ot tak. Nawet dorośli wikingowie kierowali złośliwe uwagi w moją stronę, co po niektórzy uderzyli. Najgorsi byli moi rówieśnicy, dla nich byłem jak chodzący worek treningowy. Właśnie przez jednego z nich miałem ostatnio te siniaki i złamaną rękę.- widziałem w jego oczach delikatny gniew.- Znosiłem to wszystko, w końcu nie miałem wyboru, jednak dzisiaj stało się coś, przez co naprawdę czuję się bezwartościowy.- Szczerbatek uniósł się i spojrzał pytająco w moje oczy.- Powiedział, że jestem dla niego nikim i że wolałby, abym to ja zginął zamiast mamy.- powiedziałem szeptem, a pojedyncza łza spłynęła po moim policzku.
Szczerbol wtulił we mnie swoją mordkę, okazując mi całkowite wsparcie. To takie przyjemne uczucie wiedzieć, że jest jednak ktoś na tym złym świecie, komu na mnie zależy. Otaczam go rękami, oddając uścisk.
-Czasami chciałbym zacząć wszystko od nowa.- szepcze.- Wyrwać się stąd. Tylko jak?
Szczerbatek natychmiast po usłyszeniu tych słów odsuwa ode mnie i odchodzi kilka metrów dalej. Patrzę zdziwiony na jego poczynania. Smok pokazuje na swój ogon, jakby podkreślając brak lotki. Próbuje również wzbić się w powietrzę, ale po krótkiej chwili ląduje na ziemi.
-Chcesz mi powiedzieć, że możemy razem stąd uciec, tylko trzeba coś zrobić, abyś mógł znów latać?- pytam go, na co on kiwa głową.- Chyba mam pomysł.
A jednak te lata nauki u Pyskacza nie pójdą na marne. Miałem już w głowie projekt sztucznej lotki, ale jeszcze trzeba wymyślić mechanizm sterowania nią. Uśmiechnąłem się pod nosem. Smok podszedł do mnie z powrotem i usiadł przede mną ponownie, jakby chcąc kontynuować rozmowę. Jednak ja byłem zamyślony. Chcę zmian, naprawdę chcę zmian. Jakichkolwiek.
-Czy złą rzeczą jest wykorzystywanie tego co daje los?- smok spojrzał się na mnie dziwnie, w końcu zacząłem gadać sam do siebie.- Przecież skoro teraz staję się inny niż kiedyś.. Mogę to wykorzystać?- skierowałem zmotywowany wzrok na smoka.- Czas wziąć się za siebie.
Szczerbatek uśmiechnął się po swojemu, popierając moją decyzję. Czyli teraz pozostaje tylko w dzień ćwiczyć z przyjacielem zarówno kondycję, jak i moce, a w nocy pracować nad lotką. Nie mogę się doczekać dnia ucieczki. To będzie piękny dzień, bo wyruszę w poszukiwanie lepszych miejsc i przygód wraz z najlepszym przyjacielem.

Wszystko jest możliweOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz