Rozdział 48

1.2K 130 29
                                    

Pov. Stoik

Poszliśmy za Eliną w stronę ogromnego, zbudowanego z ciemnego drewna i  białego kamienia budynku. Jak się po chwili okazało, była to tutejsza twierdza.  Przed nią były kamienne schody składające się z kilku stopni o szerokości prawie trzech metrów. Wrota były całe drewniane i była na nich wyrzeźbiona jakaś wyspa z górą, lasem, łąką, klifem i morzem, a tuż obok nich, po jednej i drugiej stronie stały duże, zbudowane z szarobiałego kamienia smoki. W każdym rogu na zewnątrz były ogromne kamienne belki. W sumie to całe półtora metra od dołu tej twierdzy było wykonane z kamienia, który był gładki, jakby wyszlifowany. Okna natomiast były wąskie, ale bardzo wysokie i szpiczaście zakończone. Gdyby nie to, że od razu musieliśmy wejść do środka, przyjrzałbym się każdemu rysunkowi, które były wyrzeźbione w drewnianej części. Jedyne co udało mi się zauważyć, to to, że przedstawiają one przeróżne smoki. Przeszliśmy przez drzwi i moim oczom ukazało się przestronne pomieszczenie z duża ilością prostokątnych stołów i krzeseł. Na ścianach były rozwieszone zwierzęce futra, wyłożone tak do połowy ściany. Na suficie widziałem wiele małych smoczków, które leżały na żelaznych belkach i delikatnie się świeciły. Czyżby to były te same smoki co u Czkawki na wyspie? Na wprost nas, tuż przy samej ścianie był jeden, wielki, okrągły stół z krzesłami. Nas jednak Elina poprowadziła do jednego z tych bocznych, prostokątnych stolików. Jednak nie da się zaprzeczyć, że całość prezentowała się bardzo okazale i przytulnie. Usiedliśmy, każdy na swoim krześle, które również miały siedzienie oprawione w futro. Te również drewniane krzesła miały nawet ozdobne podłokietniki.
-Macie bardzo piękną twierdzę. -pochwaliłem.
-Dziękujemy. -odpowiedziała Elina z delikatnym uśmiechem. -Twój syn ją zaplanował i w większości zrobił.
Wiele razy widziałem jego szkice, które przynosił mi Pyskacz z kuźni, ale jakoś specjalnie im się nie przyglądałem. Teraz tego żałuję.
-Ma talent do takich rzeczy. -dodała Astrid.
Na chwilę wszyscy zamilkliśmy i tylko patrzyliśmy się na siebie. Jednak tą ciszę postanowiła przerwać właśnie Elina.
-Mam nadzieję, że jesteście głodni, bo zaraz ktoś przyniesie nam obiad.
Wszyscy się ucieszyliśmy, bo od wczorajszej kolacji niczego nie jedliśmy. Jednak Smark nie potrafi zachowywać się i musiał coś skrytykować.
-No w końcu, już myślałem, że chcecie zagłodzić tak wspaniałego i walecznego Sączysmarka. -powiedział dumnie wypinając pierś jakby dopiero co wrócił z wygranej wojny.
Spojrzałem na niego gniewnie, dając mu do zrozumienia, żeby przestał się odzywać. Jednak to nie podziałało i gdy już miał się ponownie odezwać, Astrid po prostu uderzyła go bardzo mocno z łokcia.
-Dziękujemy za gościnę. -zacząłem, chcąc jakoś poprawić sytuację.
-Nie ma za co, jesteśmy bardzo gościnni. -odpowiedziała miło Elina, jakby puściła mimo uszu to, co Smark przed chwilą powiedział.
-Jednak chciałbym o coś zapytać. -zacząłem niepewnie.
Nadal jest parę pytań, na które chciałbym usłyszeć odpowiedz, bądź dowiedzieć się czegoś więcej. Dokładnie w tym samym momencie weszły przez boczne drzwi trzy średniego wieku kobiety w fartuszkach. Dwie miały na rękach ogromne talerze, a na nich sporych rozmiarów upieczonego dzika. Trzecia niosła talerze i sztućce. Z miłym uśmiechem wszystko rozstawiły na stole i życząc nam smacznego, wróciły tam, skąd przyszły.
-Kto to? -zapytał Mieczyk.
-Kobiety. -zaśmiała się Astrid. -Tak jakbyś nie zauważył.
Mieczyk już chciał coś, dodać ale Elina mu przerwała.
-One należą do takie grupki, która kocha gotować i nie ominie żadnej okazji by coś upiec i podać mieszkańcom.
-Ciekawa rola. -powiedziałem, biorąc do ręki nóż.
-Każdy tutaj ma swoją rolę.
Jako jedyny porządny mężczyzna w tym gronie zacząłem rozkrawać dzika na części i nakładać poszczególnym osobom na talerze. Gdy tylko sam założyłem sobie sporo porcje mięsa wziąłem do ręki chleb i zacząłem jeść.
-A ty jaką rolę tu pełnisz? -zapytał z szarmancko Smark.
Aż się zdziwiłem, że on tak potrafi.
-Zielarka, czasem pomagam tutejszej szamance. -wzruszyła ramionami. -Ogólnie można mnie zaliczyć do uzdrowicieli.
-Bo jesteś taka piękna i delikatna? -spytał.
-Jedz, bo ci zaraz to jedzenie ucieknie z talerza. -warknęła.
No niemożliwe, Smark zaleca się do Eliny, a Astrid do Czkawki. Z tego nie wyjdzie nic dobrego. Nie wtrącając się, zacząłem dalej pałaszować zawartość swojego talerza. Mmm.. nie dość, że cudny aromat, to do tego mięso bardzo soczyste i idealnie doprawione, nie to co u Albrechta. Delektowałem się każdym kęsem, gdy nagle otworzyły się wrota od twierdzy. Wszyscy od razu spojrzeliśmy w tamtą stronę. W sali pojawiły się trzy osoby, a dokładnie dwóch chłopaków i jedna dziewczyna, wszyscy byli w wieku zbliżonym do Czkawki. Pierwszy chłopak był krótko obcięty, miał czarne włosy i delikatny zarost. Był również dobrze zbudowany, a na sobie miał zwiewną, żółta koszulę i czarne spodnie. Drugi był brunetem o również krótkich włosach, ale o bardziej delikatniejszych rysach twarzy niż ten pierwszy. Był również ciut niższy i tęższy. Miał na sobie czerwoną bluzkę i brązowe spodnie. Ostatnią osobą była młoda dziewczyna z długimi prawie jak Szpadka włosami splecionymi w dwa warkocze ułożone z przodu, które były blond. Ubrana była w obcisłe spodnie i bluzkę koloru fioletowego. Szybkim krokiem podeszli do naszego stołu i usiedli na przeciwko Eliny, obok której zostawili jedno wolne miejsce.
-Nawet nie wiesz jak się cieszę, że w końcu wróciliście. -zaczyna rozmowę blondynka.
-A co, aż tak bardzo macie dość mojego brata. -zaśmiała się Elina.
-Nawet nie wiesz jak bardzo. -spojrzała niepewnie po swoich towarzyszach. -W końcu prawie Noter zginął. -wyszeptała.
-Lepiej tego nie mówcie Czkawce, bo znowu zrobi Emorowi wywód jaki to on jest nieodpowiedzialny. -przewróciła oczami odkładając swój widelec i nóż na bok.
-Lepiej go przekonaj żeby przejął rolę wodza, bo nadaje się do tego stokroć bardziej niż twój brat. -dodał czarnowłosy chłopak.
-Chyba prędzej zje twoje ciasto, niż się na to zgodzi. -odburknęła Elina.
-Też fakt. -powiedziała załamana blondynka. -A tak w ogóle to kto to?
-No to faktycznie. -spojrzała na nas. -Zapomniałam przedstawić was. Tak więc, od lewej ten, czarnowłosy to Nopar, potem mamy Griblin i Selene. -wskazała nowo przybyłe osoby. -Są to moi i Czkawki najlepsi przyjaciele. -teraz skierowała swoją rękę w naszą stronę. -A to są od lewej Śledzik, Mieczyk, Szpadka, Astrid, Sączysmark i Stoik.
-To są ci ludzie z Berk? -zapytał Griblin.
-Taa.. -powiedziała Elina, po czym szybko zmieniła temat. -A tak w ogóle ro wy nie jesteście głodni?
-Nie, niedawno jedliśmy przyszła mamusiu. -zażartowała Selena.
Elina momentalnie posmutniała i już chciała coś odpowiedzieć, ale w tym samym momencie drzwi ponownie się otworzyły i przeszedł przez nie Czkawka. Rozejrzał się po pomieszczeniu i gdy tylko nas dostrzegł, od razu jakby zmaterializował się przy Elinie. Dobra, to było trochę straszne.
-O czym tak gawędzicie. -zapytał z uśmiechem.
Bijąca od niego radość chyba udzieliła się także Elinie, bo od razu się uśmiechnęła. Odwróciła się w jego stronę i delikatnie się czerwieniąc, dała mu szybkiego całusa w policzek.
-Obgadujemy cię. -odezwała się wesoło Selena. -Wielki wodzu. -dodała ze śmiechem.
-Ja ci dam wodzu! -krzyknął.
Szybko rozejrzał się po stole, a gdy tylko jego spojrzenie wylądowało na dziku, uśmiechnął się szatańsko. Wstał i bez najmniejszego problemu oderwał jego nogę, po czym rzucił ją delikatnie w stronę Seleny.
-Osz ty! -wysyczała, gdy tylko mięso wylądowało na jej sukience. -Wczoraj to prałam!
-Trzeba było nie zaczynać. -zaśmiała się do niej Elina. -Wiesz jak on tego nie lubi.
-Ale czy to powód by mnie brudzić?
-Do tego nawet nie potrzeba powodu. -odezwał się Czkawka, po czym wystawił jej język.
-Jaki mają dłuższe i się nie chwalą. -odezwała się naburmuszona Selena.
-Skąd wiesz, skoro się nie chwalą? -zapytał Czkawka, kładąc swoją lewą rękę na oparciu od krzesła Eliny. -Sprawdzałaś?
-Dobra przestańcie, bo zaraz więcej mięsa poleci. -zaczął Griblin. -Lepiej powiedz Czkawka, jak tam finał tej sprawy.
-A no wiesz. -zaczął. -Pogodzili się.
-Nie gadaj. -zdziwiła się Elina. -W sumie zawsze się godzą, by potem za dzień czy dwa znów się pokłócić.
-No też racja. -dodała Selena.
-No właśnie nie. -Czkawka oparł się o stół. -Konflikt rozwiązany raz, na zawsze.
Selena, Elina, Griblin i Nopar zrobili oczy wielkie jak talerze ze zdziwienia.
-Nie, to niemożliwe. -zaczął Griblin.
-Musiałbyś chyba być cudotwórcą. -dodał Nopar.
Czkawka tylko wzruszył ramionami i ponownie oparł się o krzesło.
-Sęk w tym, aby wiedzieć, kiedy ujawnić tajemnicę.
-Jaką tajemnicę? -zaciekawiła się Elina. -Myślałam, że nie mamy przed sobą tajemnic. -dodała z wyrzutem.
-Skarbie, przecież byłaś wtedy. -wywrócił oczami. -Chyba musisz sobie wyhodować jakieś ziółka na pamięć czy coś. -powiedział, po czym dał jej pstryczka w nos.
Dziewczyna oburzyła się i od razu obróciła w drugą stronę. Zielonooki szybko objął ją ramieniem, a ona od razu się o niego oparła.
-Ale wyjaśnić możesz, bo my nic nie wiemy. -pośpieszyła Czkawkę Selena.
-W sumie to już większość wie. -zaczął. -Od paru miesięcy siedzę z Nau w kuźni.
-No ale po co? -zapytał Nopar.
-Dzieciak ma talent, tylko brakuje mu osoby, która wskaże odpowiednią drogę i coś poprawi. -odpowiedział Czkawka.
-I mam rozumieć, że ty przez ten cały czas robiłeś mu za takiego mentora? -zapytała Selena.
-Aaa, faktycznie, już pamiętam! -przypomniała sobie Elina. -Było coś takiego.
-Ale co to ma wspólnego z rozwiązaniem ich problemu? -jak widać Griblin nic nie zrozumiał.
-Po prostu pokazałem mu, co jego syn zrobił, a ten jak widać zrozumiał. Można powiedzieć, że zaakceptował wybór Nau. Co więcej, zaczął go wspierać.
-Widać Czkawka, że będziesz dobrym ojcem. -zaczęła Selena. -Nie dość że cierpliwy, to jeszcze wyrozumiały. Dobrze wybrałaś Elina. A właśnie, skoro dziecko w drodze, to kiedy planujecie ślub.
Momentalnie Elina pobladła, a jej oczy wypełniły się łzami. Szybko wstała i chciała chyba wybiec z twierdzy, ale zielonooki zdążył ją złapać za rękę.
-Zostaw mnie  w spokoju! -krzyknęła zapłakana.
Spojrzałem na przyjaciół mojego syna i zobaczyłem na ich twarzach, że również nie rozumieją co się właśnie dzieje.
-To nie była twoja wina.. -powiedział słabo Czkawka.
-Była.. -wydukała. -Proszę..
Chłopak puścił dziewczynę, która od razu wybiegła na dwór. Czkawka oparł łokcie na stole i ukrył twarz w dłoniach.
-Czy powiedziałam coś złego? -zapytała cicho Selena.
-Tak. -westchnął smutno Czkawka.
Po chwili podniósł głowę i spojrzał na dziewczynę, która siedziała na wprost niego. Ja widziałem go delikatnie od boku, ale byłem na tyle blisko, że dostrzegłem w kącikach jego oczy łzy. Całkiem sporo łez.
-Nie ma już żadnego dziecka. -wyszeptał. -Elina poroniła przez tego rozbitka, który okazał się być Łowcą Smoków.
To Elina była w ciąży? Będę, a raczej mogłem być dziadkiem? Wystał i bez słowa wyszedł z twierdzy zostawiając nas wszystkich w osłupieniu.

Wszystko jest możliweOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz