Ostateczne starcie- część I

1K 98 22
                                    

Poranek był bardzo zachmurzony, jakby słońce symbolizujące Słoneczną wyspę chciało się schować, uciec jak najdalej od zbliżających się wydarzeń. Niektórzy brali to właśnie za znak, wielki znak od nieba, który mówił, że przegrają. Bo przecież skoro na wyspie, gdzie były całe lata, w których słońce cały czas świeciło, a teraz go nie ma, to na pewno musi być znak z góry. Tak więc, od samego rana ludzie zaczęli się ostatecznie przygotowywać do walki. Chodzili, łapali broń i oglądali ją, sprawdzając czy wszystko jest z nią dobrze. Niektórzy nawet udali się na chwilę do pobliskiego lasu, aby ochłonąć, oczyścić umysł, inni po prostu rozmawiali ze sobą. Nikt nie wiedział, czy za parę godzin ich znajomy, kolega, przyjaciel, brat, siostra, ojciec nie zginie w walce. Tyle ile ludzi zamieszkiwało tą wyspę, tyle można było znaleźć sposobów na spędzenie czasu przed bitwą. Także i ich nowy, co prawda jeszcze nie oficjalnie ogłoszony wódz- Czkawka Haddock III, który miał w zwyczaju sprawdzać wszystko około piętnastu razy, a nadzorował to wszystko razem ze swoją prawą ręką i jednocześnie najlepszą przyjaciółką, Seleną oraz najukochańszym na świecie smokiem, Szczerbatkiem. Cała ta trójka budziła powszechny szacunek wśród ludzi. Szanowali ich, wysłuchiwali dokładnie co mówią, a nawet odtwarzali pewne ich przyzwyczajenia. Dlatego mieszkańcy, zdając sobie sprawę z powagi sytuacji, dobrze wypoczęli i zjedli lekki posiłek tak, aby się najeść, ale nie obciążać. W końcu nie ma nic gorszego niż walka z pełnym żołądkiem, kiedy to wszystko podchodzi ci do góry, a tu trzeba unik zrobić. Można powiedzieć, że po raz pierwszy każdy z nich myślał rozsądnie. Ale nie tylko u ludzi ukazywało się zaniepokojenie tą sprawą, bo nawet wśród smoków panowało poruszenie całym tym wydarzeniem. Każdy z ich latających przyjaciół chciał pomóc w pokonaniu wspólnego wroga, przydać się w mniejszym lub większym stopniu. W końcu przecież smoki też chciałyby żyć w bezpiecznym miejscu i takie stworzyć dla swojego potomstwa. Nic więc dziwnego, że żaden rodzic nie chce, aby w czasie podróży jego dziecko nagle zniknęło, być może zostało zabite przez nie mówiących żadnego imienia ludzi. Wszyscy więc chcą walczyć o lepsze jutro, o bezpieczny świat. Jak gdyby nie patrzeć, byli ostatnią linią, która może zatrzymać przejmowanie wysp przez Drago. Nagle zabrzmiał dźwięk rogu wojennego, który ogłosił, że wrogie statki są już na horyzoncie. Wszyscy jak jeden mąż spojrzeli na horyzont, na którym faktycznie było widać ogromną ilość czarnych punkcików. Teraz czas jakby przyspieszył. Wszyscy łucznicy zaczęli się ustawiać na swoich stanowiskach, rozpalając malutkie ogniska przy sobie, aby w razie czego móc podpalić strzały. Emor zebrał wszystkich walczących ludzi, aby zabrali broń oraz tarczę i udali się w stronę zejścia z wyżyny, na której jest położona wioska. Od strony, od której płyną wrogie statki jest rozległa, lekko zarośnięta plaża, na której najprawdopodobniej rozegra się całe starcie. Powoli ustawiali się w szyk wojenny, który Emor opracował razem ze swoim przyjacielem i wodzem jednocześnie już parę lat temu. Ludzie z tej wyspy byli z reguły pokojowo nastawieniu, dlatego w przeciągu wielu lat nie walczyli. Jednak to nie oznacza, że nie byli doskonale przygotowani do walki. Podczas gdy każdy szykował się do obrony wyspy, piątka jeźdźców razem ze swoimi smokami na niewielkim wzniesieniu tuż za wioską szykowali się do ataku na flotę wroga. Zabrali ze zbrojowni ostatnie pięć bomb, które opracował Czkawka. Co prawda mogli by zrobić ich więcej, ale na zrobienie jednej są potrzebne całe dwa dni, a tyle niestety nie mieli, by uzupełnić te zapasy. Uzbrojeni, zaczęli dosiadać swoje ukochane smoki. Griblin dosiadł Zębiroga Zamkogłowego, wielkiego, jasnozielonego smoka o dwóch głowach, który był idealny podczas takich ataków. Dużo gazu, jedna iskra i ogromne zniszczenia. Nopar wsiadł na Koszmara Ponocnika, który ma intensywnie czerwone łuski. Selena pogłaskała swoją smoczycę, Śmiertnika Zębacza o niebieskozielonych łuskach, a Elina również Śmiertnika, tyle że swoją Safirę. Jako ostatni na swojego smoka wsiadł Czkawka, upewniając się prędzej, że wszyscy są uzbrojeni, po czym niczym błyskawice wzlecieli w powietrze i skierowali się w nadzwyczaj szybko płynącą flotę Drago. Chłopak walczył z nim wielokrotnie, broniąc różnych wysp, przez co dobrze znał pewien powtarzający się schemat jego ataków. Wiedział, że najpierw zaatakuje ogromną ilością wojowników, którzy są dopiero co po przeszkoleniu. Ich mu najmniej szkoda. Potem jest parę statków z wieloletnimi i zaprawionymi w boju wojownikami, którzy są niczym śmiercionośne maszyny, a na samym końcu płynie jeden statek, właśnie z nim. Szybko lecieli tuż nad taflą spokojnego oceanu. Nie było słychać żadnych dodatkowych rozmów, bo każdy doskonale wiedział, co ma robić. Ufali sobie i mogli się całkowicie skoncentrować na ataku. Po paru minutach byli już nad pierwszymi statkami wroga. Jak się spodziewali, w powietrze wyleciała ogromna ilość strzał, kamieni i sieci. Jednak oni znali ten schemat i wiedzieli, że zawsze na przodzie Drago stawia łuczników, bo oni są dla niego najmniej warci. Każdy, kto nie walczy z mieczem w rękach jest dla niego nikim. Tak więc zrzucili trzy z pięciu bomb, zatapiając pierwsze osiem statków, bo fala uderzeniowa była aż tak silna. Teraz rozpętało się prawdziwe piekło dla biednych żołnierzy Drago. Smoki razem ze swoimi jeźdźcami latały, co rusz strzelając i zatapiając kolejne statki. Strzał, huk i po statku. Tyle razy latali wspólnie w przestworzach, że unikanie strzał oraz strzelanie sprawiało im swego rodzaju frajdę. Nopar nawet dla większego efektu zaczął robić beczki w powietrzu. Szło im całkiem dobrze, aż w końcu zatopili ponad trzy czwarte statków. Czkawka spojrzał na Griblina, a gdy upewnił się, że ten go widzi, podniósł rękę do góry i zacisnął pięść, dając mu ustalony znak. Griblin kiwnął głową i szybko zanurkował w stronę przeciwnika. W błyskawicznym tempie przeleciał nad resztkami statków, a jego smok wypuścił gęsty, zielony gaz, który niemalże od razu podpalił, gdy tylko znaleźli się w bezpiecznej odległości. Można by powiedzieć, że szło im bardzo dobrze, no bo w końcu zniszczyli prawie że całą flotę wroga, ale niestety nie było nic bardziej mylnego. Jednak tuż poza zasięgiem fali uderzeniowej było sześć kolejnych statków, z czego jeden był wysunięty bardziej na przód. Na tym właśnie statku była jedna z bardziej niebezpiecznych osób, którą dostrzegł Czkawka, wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna z ogoloną na łyso głową. Miał on na twarzy wiele blizn, które niezwykle szpeciły i postarzały młodego mężczyznę. Na jego rozkaz w powietrze wyleciała ściana strzał. Jeźdźcy szybko wzbili się ponad chmury, unikając zagrożenia. Gdy tylko strzały wpadły do wody, Jeźdźcy ponownie pojawili się w zasięgu wzroku wroga. Na przód wysunął się Griblin, który chciał z pomocą swojego smoka zniszczyć ostatnie, jakimś cudem pominięte statki, jednak nie przewidział jednego. Łowcy tylko na to czekali. Znienacka w powietrze wyleciało kilka strzał, które wystrzelone z kuszy, leciały bardzo szybko w stronę Zębiroga Zamkogłowego, a do tego, tuż za nimi leciała gruba sieć. Niestety, nie udało mu się ominąć ani strzał, ani sieci i już po chwili smok ze swoim jeźdźcem zaczęli spadać w dół. Czkawka, widząc, że jego przyjaciel został najprawdopodobniej postrzelony, a smok złapany, szybko ustawił ogon Nocnej Furii na automatyczny, po czym skoczył w stronę spadającego przyjaciela. Szybko przemienił się w Nocną Furię i razem z Szczerbatkiem najszybciej jak potrafili, polecieli w ich kierunku. Reszta Jeźdźców, aby wykupić im więcej czasu, zaczęli atakować statek wroga. Ale to nie był koniec niespodzianek, bo gdy tylko Czkawka i Szczerbatek złapali Zębiroga, to łysy mężczyzna sięgnął po lekko wyższą od niego laskę i delikatnie nią poruszył. Nagle znikąd, tuż za nimi pojawił się ogromny Oszołomostrach. Jego skóra była biało-szara z czerwonymi znaczeniami, a grzebień z tyłu głowy miał z czarno czerwonymi końcówkami. Natomiast oczy tego smoka były niebiesko czerwone z czarnymi obwódkami, co dawało mu taki mroczny charakter. Olbrzymie ciosy miał zakute w wielkie, żelazne kajdany, które symbolizowały jego zniewolenie przez Drago. Gdy tylko wyłonił się spod tafli wody, głośno zaryczał. Swoim donośnym rykiem przywołał setki, a może tysiące smoków, które wyleciały nagle znad chmur. Ale jakim cudem, przecież prędzej ich tam nie było. Każdy, czy to smok, czy człowiek wiedział, że to Alfa, smok który ma władze nad innymi smokami, w tym w tej chwili również i nad Czkawką. Póki smoki miały jeszcze trzeźwe umysły i nie poddały się wpływom Alfy, skierowały się w stronę plaży. Po ich krzywym locie i ciągle zamykanych i otwieranych oczach, było widać, że walczą. Walczą by chociażby odstawić swoich Jeźdźców, przyjaciół na ląd, aby nie wpadli przypadkiem do głębokiej wody. Z ostatkiem silnej woli, gwałtownie wylądowali na plaży, nadal się szamocząc. Czkawka razem z Szczerbatkiem w miarę ostrożnie odstawili Zębiroga, który mimo widocznej, głęboko wbitej strzale, nadal próbował się uwolnić. Gdzieś pod jego skrzydłami wystawała ręka Griblina, lecz ona była nieruchoma. Czkawka, gdy tylko wypuścił ze swoich łap trzymanego smoka, natychmiast przemienił w swoją ludzką postać. Upadł ciężko na złoty piasek i dyszał. Bardzo głośno dyszał, bo nadal gdzieś w umyśle odczuwał bolesne drapanie, odczuwał echa głosu Oszołomostracha. On czuł echa, a ich smoki nie zdołały dłużej stawić oporu Alfie i uległy. Teraz nie ważne było, jak bardzo smok jest przywiązany do człowieka, bo pod wpływem Alfy, nawet Szczerbatek odleciał. Niestety dokładnie od teraz wszystkie smoki, jakie do tej pory były po stronie Słonecznej wyspy, pod wpływam Alfy przeszły na stronę Drago. To było coś, czego nie przewidzieli, no bo nikt nigdy nie widział drugiego Oszołomostracha. W oddali było widać nadpływające statki, które za jakieś dziesięć minut powinny dobić do brzegu. Bez pomocy smoków szanse mieszkańców wyspy Słońca gwałtownie zmalały.
-I co my teraz zrobimy. -wyszeptał przerażony Emor, podchodząc do Czkawki i pomagając mu wstać. -Ile jest statków?
-Większość zniszczyliśmy. -spojrzał na nadciągającego wroga. -Ale zostało sześć, na których tak jak zakładaliśmy są najlepiej wyszkoleni wojownicy.
-No i mają smoki. -dodała Selena, również wstając z piasku.
-Z ludźmi możemy walczyć, ale ze smokami nie zdołamy wygrać. -wyszeptał Nopar, widząc jak małe mają szanse w tym starciu.
-Wiem. -westchnął wódz. -Najgorsze jest to,że widziałem Dagara.
Na jego słowa dosłownie wszyscy mieszkańcy zamarli. Dagar był najlojalniejszym człowiekiem Drago, który poświęcił za niego całą rękę w jednym ze starć z Czkawką. Zawsze był posyłany na podbój wysp, przez co bardzo dobrze znał zielonookiego i wiedział, gdzie go uderzyć by najbardziej zabolało. W czasie ich rozmowy kilku mieszkańców zaczęło ściągać z Griblina sieć, którą podczas swojego szarpania się rzucił na niego Zębiróg. Delikatnymi ruchami, aby przez przypadek nie skrzywdzić dodatkowo nieruchome ciało chłopaka, próbowali przeciąć nadzwyczaj mocne liny. Po chwili, która dla nich była jak wieczność, udało się uwolnić chłopaka. Odpowiednio złapali jego nieruchome ciało i podnieśli, sądząc, że młodzieniec po prostu stracił przytomność na skutek uderzenia o ziemię. Nic bardziej mylnego. Gdy tylko podnieśli jego ciało, zobaczyli ogromną kałuże krwi i dwie strzały idealnie wbite w miejsce, gdzie Griblin ma serce. Szybko zawołali wodza oraz jego przyjaciół i poinformował ich o tym. Pierwsza ofiara zawsze jest najgorsza, zwłaszcza jeśli jest to najbliższa osoba, a na tej wyspie każdy z każdym znał się od wielu, wielu lat. W oddali było widać jak setki, może tysiące smoków ustawia się w coś w rodzaju muru za Alfą, oddzielając ludzi z Słonecznej wyspy od reszty świata. Statki przez cały ten czas zbliżały się nie ubłagalnie w stronę lądu, aż w końcu zacumowały. Ludzie szybko się przegrupowali, tworząc odpowiednie szyki. Na przodzie stał Czkawka z Emorem i Seleną, kawałek dalej Nopar z wojownikami, a gdzieś na samym końcu stała przerażona Elina, która drżącymi rękami trzymała miecz. Dagar zeskoczył ze swojego statku, lądując około piętnastu metrów przed mieszkańcami. Trzymał w rękach bardzo długą laskę, która przy najmniejszym ruchu grzechotała. W ten sposób, dzięki wieloletniemu terroryzowaniu i torturowaniu potrafił wydawać rozkazy Oszołomostrachowi, który przez tyle cierpień i bólu bał się nie wykonywać rozkazów. Bał się kolejnych ran, kolejnych dni w męczarniach. Patrząc na nich z wyższością, podniósł swoją laskę i dwoma specyficznymi ruchami nią poruszył. Nie minęły nawet trzy sekundy, a Alfa zaryczał. Jeden ze smoków zaczął lecieć w stronę wyspy. Jak się okazało była to najprawdopodobniej jedyna ocalała Nocna Furia, która w tej chwili kompletnie nie była w stanie zapanować nad swoimi ruchami. Zgodnie z rozkazem, smok wylądował na plaży, tuż obok Dagara, a ten zdrową ręką oparł się o niego.
-I co? -zapytał z drwiną. -Bez smoków to już nie jesteście tacy chętni do walki?
Z głośnym śmiechem ponownie podniósł swoją laskę.
-Nie tylko ty potrafisz panować nad smokami! -krzyknął w stronę Czkawki.
Krzyczał, jednocześnie machając swoją laską. Po chwili do jego krzyków doszedł ryk Alfy, który patrzył na Czkawkę swoimi niebiesko-czerwonymi oczami. Nagle chłopak złapał się za głowę, czując ogromny ból i słysząc w niej słowa "poddaj się", "nie walcz ze mną". Każdy z mieszkańców wiedział, że jako wampir, Czkawka potrafi zmieniać się w różne zwierzęta, w tym w smoki, a Alfa panuje nad smokami. Wniosek mógł być tylko jeden, jeśli chłopak nie wygra tej mini walki, wyspa Słońca zostanie bezpowrotnie zniszczona, zniknie pod wodą. Zielonooki, czując coraz to większy i większy ból, upadł na kolana. Doskonale wiedział, że to również musi być część planu Drago, który musi się po prostu bać, skoro aż tak bardzo chce, aby ktoś inny go zabił lub zmusił do zmienienia stron. Chłopak jednak nie ulegał, starał się jak najbardziej trzymać swojej ludzkiej strony, jakby odsunąć smoki na bok, bo wiedział, że tylko w ten sposób może wygrać z Alfą. Starał się myśleć jak najwięcej o Elinie, Selenie, Noparze, Albrechcie, Stoiki i wielu innych ludziach. Im bardziej o tym myślał, tym głos Alfy był cichszy, a ból ustępował. W końcu, ku zdziwieniu swojego wroga, wstał, tym samym dając nową nadzieję mieszkańcom. W głowie czuł jeszcze głos Oszołomostracha, ale były one tak odległe, niesłyszalne, że nie były w stanie mu zagrozić.
-To ci się nie uda. -powiedział z triumfalnym uśmiechem.
Łysy mężczyzna nie był w stanie wyjść ze zdziwienia, bo w końcu Drago się pomylił. Jeszcze zanim wypłynęli to powiedział mu, że ich plan A na pewno się powiedzie. Niestety, mylił się. Dagar cieszył się, że prędzej ustalili również plan B i C, więc wiedział, co powinien teraz zrobić.
-Może i nie uda mi się. -powiedział groźnie. -Ale jemu tak.
Ponownie podniósł laskę i pokazał Szczerbatka oraz Czkawkę. Ponowny ryk Alfy spowodował, że Szczerbatek przestał stać nieruchomo w miejscu, tylko niczym najbardziej zdziczały smok, wolnym krokiem ruszył w stronę Czkawki. Chłopak, aby nie zagrozić swojemu ludowi, zaczął delikatnie przesuwać się do tyłu, ale bokiem, tak, że jakieś pięć metrów od niego, po jego lewej stronie byli ludzie. Nigdy nie wątpił w swoją przyjaźń, nawet braterską miłość do smoka, ale w tej chwili, kiedy on nie był sobą, mogło dojść do najgorszego. Czkawka wystawił przed siebie ręce i uspokajającym głosem mówił do swojego smoka, ale ten nadal warcząc, podchodził do niego.
-Szczerbatku, wiem że nie jesteś sobą. -młodzieniec zaczął spokojnie.
Jednak nie robiło to wrażenie na Szczerbatku, który powoli wysuwał swoje ostre ząbki i przygotowywał się do ataku. Czkawka nadal powoli się cofając, mówił.
-Pamiętasz nasze pierwsze spotkanie nad Kruczym Urwiskiem? -pytał z nadzieją. -Albo nasze pierwsze łowienie ryb?
Smok zatrzymał się i spojrzał na niego jakoś.. niepewnie. Wydawał się być bardzo skołowany, jednak jeden, głośny ryk Oszołomostracha natychmiast przywrócił go do porządku.
-Nasz pierwszy wspólny lot? Ucieczkę z Berk? Wspólne wygłupy w powietrzu? -pytał dalej, widząc że coś się dzieje.
Źrenice smoka zaczęły szybko zwężać się i rozszerzać, co dawało Czkawce jeszcze większe pokłady nadziei.
-Nie! -krzyczał Dagar, widząc że jego plan B też powoli zaczyna się psuć.
-Pamiętasz ten czas, gdy byłem tak nieodpowiedzialny, że gdyby nie ty to wleciałbym w tą skałę? Pamiętasz jak mnie uratowałeś?
Widząc skołowanie smoka, chłopak z wyciągnięta dłonią zaczął do niego podchodzić. Wiele ryzykował, bo wystarczy jeden ryk Alfy i może zginąć, ale nie obchodziło go to. Chciał, by jego przyjaciel był z powrotem sobą.
-Pamiętasz jak byłem ranny i nikomu nie pozwoliłeś do mnie podejść? Nawet Elinie?
Alfa ponownie zaryczał, ale Szczerbatek był całkowicie skupiony na słowach swojego przyjaciela.
-Wróć do mnie.. bracie.
Gdy tylko wypowiedział te słowa, dotknął dłonią mordki smoka, tak jak osiem lat temu. Źrenice smoka zrobiły się całkowicie okrągłe i przyjazne, a smok rzucił się szczęśliwy na przyjaciela, liżąc go przy tym. Jednak szybko wstał, bo wiedział, że nie może zbyt długo się dekoncentrować.
-Ale.. jako to możliwe? -nie mógł w to uwierzyć Dagar.
Nie dość, że Czkawka sam nie dopuścił do zawładnięcia sobą, to do tego uwolnił spod tego wpływu swojego smoka, który miał go zabić. Ponownie cały jego plan się rozsypał.
-Zastraszając i torturując smoki, nie zyskasz ich zaufania. -mówiąc to, pogłaskał czule swojego smoka.
-Nie obchodzi mnie zaufanie! -krzyknął i podniósł swoją laskę do góry. -Zabij ich!
Oszołomostrach bez wahania nieznacznie zbliżył się do wyspy i zionął swym lodowym oddechem w stronę Czkawki i Szczerbatka. Smok, wiedząc że tylko on może jakkolwiek uratować swojego jeźdźca, tuż przed tym owinął się wokół niego. Po dosłownie sekundzie, w miejscu gdzie jeszcze przed chwilą stali, było już tylko kilka lodowych brył. Dagar roześmiał się, myśląc, że już ostatecznie wygrał,  no bo przecież nikt dotąd nie zdołał się wydostać z tej pięknej, chociaż niezwykle śmiercionośnej warstwy lodu. Nikomu, aż do teraz. Kiedy lud stracił nadzieję, a wróg myślał, że już wygrał, to nagle lodowa bryła zaczęła świecić na niebiesko. Nikt nie spodziewał się, że coś od środka może ją rozsadzić, a jednak. Z zniszczonej na drobne kawałki bryły lodu wyłoniła się czarna Nocna Furia, której łuski na grzbiecie i mordce nabrały błękitnego blasku, a pod nią był człowiek. Powoli, ale dumnie wstali, ponownie oszukując śmierć i stając do walki. Szczerbatek pełen nowej, nieznanej energii jaką dała mu chęć uratowania swojego najlepszego przyjaciela, wręcz brata, kiwnął głową na Czkawkę, a gdy ten wsiadł na jego grzbiet, wyleciał z gruzów tej lodowej bryły i wylądował na wysokim kamieniu nieopodal. Stanął zdenerwowany tym, że kolejny raz ktoś go próbuje rozdzielić z przyjacielem, ryknął donośnie w stronę alfy, jednocześnie rzucając mu wyzwanie. Nikt nie będzie mu rozkazywał i zmuszał do śmiertelnych w skutkach czynów. W końcu znalazł się ktoś, kto będzie w stanie walczyć z Alfą o wyższe i lepsze cele, a nie pomagał w podbojach wysp. Wiedząc, że najbliższa mu osoba jest tuż przy nim i go wspiera, stanął dumnie na skale, zaraz na wprost Oszołomostracha i nadal emitując niebieską poświatę, zaczął strzelać w Alfę. Strzelał swoją plazmą w równych odstępach cały czas, jednocześnie nie pozwalając przeciwnikowi złapać oddechu i zionąć. Inne smoki, przez rozkojarzenie Alfy wyzwoliły się spod jego wpływu i zaczęły odlatywać w różne stron. Całkowicie zdezorientowanie nie wiedziały co się dzieje. Szczerbatek już po trzech uderzeniach całkowicie się skoncentrował i po chwili zaczął jeszcze mocniej świecić na niebiesko. Kumulując całą swoją energię, wystrzelił ostateczny, plazmowy cios, powodując tym ukruszenie jednego z ogromnych, białych ciosów. Przestraszony przegraną smok, nie reagując nawet na wołania Dagara, uciekł pod wodę.
-Jesteś wspaniały. -wyszeptał tuż nad uchem smoka Czkawka.
Szczerbatek zamruczał przyjaźnie, po czym przez lekki skok ze skały, wylądował obok Emora i Seleny.
-Widzisz Dagar. -powiedział Czkawka, zsiadając ze smoka i wolnym krokiem idąc w jego stronę. -Nie wygrasz dzięki ciągłemu torturowaniu i grożeniu. -zbliżał się do niego coraz bardziej. -Bo wtedy nie wiesz, kiedy ktoś cię opuści.
Stał dosłownie metr od niego. W oczach Dagara było widać czyste przerażenie, bo wiedział, że ten młodzieniec jest w stanie zrobić wszystko dla osób, które kocha. Czkawka bez najmniejszego zawahania, płynnym ruchem wyjął swoje piekło z kieszeni spodni i wysuwając błyszczące ostrze, dosłownie przeciął Dagara na pół.
-Koniec cackania się! -odwrócił się i krzyknął do swoich ludzi. -Czas to rozstrzygnąć raz, na zawsze!
Wszyscy mieszkańcy wyspy Słońca oraz ludzie, którzy również dołączyli się do wspólnej walki podnieśli ręce do góry i z bronią ruszyli w stronę powoli wychodzących ze statków Drago przeciwników. Czas na walkę.





Wszystko jest możliweOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz