Rozdział 54

1.1K 103 27
                                    

Pov. Czkawka

Przeszedłem przez stół i usiadłem na jego krawędzi, tuż obok Eliny, tak, że jedna noga swobodnie mi zwisała, a druga była ugięta i oparta o krawędź stołu. Czując coraz to bardziej narastający ból w lewym ramieniu, delikatnie się skrzywiłem.
-Co tam wyczytałaś? -zapytałem ciekawym, ale sztucznym tonem.
Mam nadzieję, że nikt nie zauważy. Elina podniosła kartkę, na które były jakieś symbole układając się w jedno słowo.
-A co tu pisze? -pytam, nie rozumiejąc.
Czasem mi się wydaje, że ona zapomina, że nikt inny nie potrafi tego odczytać. Lekko przechyliłem głowę na lewą stronę i przypatrzyłem się kartce, myśląc, co może to oznaczać. Były to jakieś kreseczki przecinające się pod różnym kątem. Dla mnie to wyglądało jak jakieś bohomazy. Elina spojrzała na mnie z łzami w oczach, a to nie wróży nic dobrego.
-Przegraliście.
Usłyszałem jak Damar bierze szybki wdech, a reszta zamarła w bezruchu, ja także. Czy to jakaś wiadomość? Jakiś przekaz, sugestia? Niee.. chociaż.. tylko skąd on mógł wiedzieć, że akurat z tego statku zabiorę te dokumenty.
-To musi być jakaś wiadomość od niego. Znów coś planuje. -powiedział stanowczo Alan, uderzając pięścią w stół. -Jak ja nienawidzę tego drania.
-Może, no ale pomyśl. -zaczęła Joaha. -Jak Czkawka mówił, on leciał po tą fiolkę, Nawet nie szukał Łowców..
-Sugerujesz, że on to wszystko zaplanował? -przerwał jej Albrecht.
Zaczęli prowadzić ożywioną dyskusję na ten temat i chętnie bym się do niej przyłączył, ale przez chwilę zrobiło mi się bardzo słabo, aż musiałem się podeprzeć, żeby czasem nie spaść ze stołu. Cała reszta była na szczęście nadal była zajęta rozmową, ale Szczerbatek uważnie mnie obserwował i podszedł do mnie zaniepokojony.
-Hej. -trącił mnie delikatnie mordką. -Jak się czujesz?
Spojrzałem na niego smutno. Nie chcę go okłamywać, ale też nie chcę aby się martwił. Chociaż.. on wie co się stało.
-Boli. -warknąłem cicho. -Ale jest do wytrzymania.
Smok położył swoją mordkę na moim udzie, domagając się pieszczot. Uśmiechnąłem się, drań wie, co jest w stanie mnie pocieszyć i uspokoić.
-Czkawka! -krzyknęła mi Selena tuż koło ucha.
Aż podskoczyłem w miejscu. Na Thora, ale się wystraszyłem!
-Co? -pytam zdezorientowany.
Delikatnie się obracam i widzę, że oczy wszystkich są utkwione we mnie. Chyba coś mnie ominęło.
-Słuchasz choć trochę? -zapytała zła, zakładając ręce na piersiach.
Ciekawe kiedy zdążyła wstać. Kurde, chyba jednak trochę mnie ominęło. I znów ten dylemat, powiedzieć prawdę, czy skłamać? A co mi szkodzi, gorzej i tak nie będzie.
-Nie. -odparłem, wzruszając ramionami.
To nie był dobry pomysł. Momentalnie poczułem tak rozrywający ból, że odruchowo złapałem się za ramię i nieznacznie skuliłem. Nawet nie chce wiedzieć jak ta skóra tam wygląda.. Niestety nie uszło to uwadze wszystkich zebranych.
-Dobra, bez żadnych kłamstw i niedomówień. -zaczęła Selena groźnym tonem. -Co tam się stało?
Zauważyłem, że Johann się zaczął rzucać na krześle, więc ignorując pytanie Seleny, zeskoczyłem ze stołu i podszedłem do niego. Nawet nie domyślałem się jak bardzo mogę pożałować tego, że wyciągnę mu ścieżkę z ust.
-On tu płynie. -wyrzucił z siebie zasapany. -Już nic nie zostanie z tej wyspy.
Co?
-Co ty mówisz? -zapytał Albrecht, wstając.
Okey.. robi się coraz to dziwniej.
-Nawet nie wiecie, jak on dobrze się bawi w tą grę. -powiedział mocno obniżonym głosem, jakby chciał nas zastraszyć. -Wszystko było zaplanowane, każdy ruch, każda ofiara. -spojrzał na mnie. -Te dokumenty i pułapka także.
Roześmiał się na cały głos, jednocześnie mnie wkurwiając przy tym. Po jaką cholerę gadać o tym drobnym wypadku przy pracy. Nie wahając się ani sekundy, przypierdoliłem mu prawą pięścią z całej siłą jaką mam w twarz. Poleciał z całym krzesłem na ziemię, a jego głowa oderwała się od reszty ciała pod wpływem mojego uderzenia i poleciała gdzieś w głąb tego pomieszczenia.
-O co chodzi? -zapytała cicho Elina.
Nadal stałem no nich wszystkich tyłem, zastanawiając się czy mówić im o mojej małej wpadce.
-Nic takiego skarbie. -powiedziałem przez zaciśnięte zęby.
Byłem niesamowicie wkurwiony, a mojego stanu nie poprawiał coraz to bardziej promieniujący ból. Z zaciśniętymi ze złości ustami ruszyłem z powrotem do stołu i usiadłem na swoim miejscu.
-Wiesz, że ukrywanie prawdy nam nie pomoże? -zapytał Rofal. -Wiem.. wiemy. -poprawił się. -Że chcesz wszystko zrobić samemu, ale nie ochronisz przez to wszystkich. -zastanowił się chwilę. -Kurde, w mojej głowie to jakoś mądrzej i ładniej brzmiało.
-Nie ważne jak brzmi, ważne co przekazuje. -odezwał się Albrecht. -Czkawka, nie ma sensu niczego ukrywać.
Mężczyzna położył mi swoją dłoń na ramieniu, jakby próbując mnie wesprzeć lub zmotywować do mówienia.
-Sami tego chcieliście. -powiedziałem zrezygnowany.
Prawą dłonią zacząłem szukać suwaka, aby poluźnić i zdjąć górną część mojego kombinezonu. W sumie jak tak na niego patrzę, to nie zaszkodzi mu małe czyszczenie i zszywanie w niektórych miejscach. Nadal siedząc, zacząłem zdejmować górę i wyjmując najpierw prawą, a potem z trudem lewą rękę. Już po chwili górna część ubioru leżała na moich kolanach. Nie miałem odwagi spojrzeć im w oczy, więc patrzyłem na fakturę stroju, szukając jakiś dziurek.
-Co ci się stało? -zapytała przerażona Elina, delikatnie dotykając mojego ramienia.
Wziąłem głęboki wdech.
-Dopiero w chwili, gdy opuściłem tamten statek, zdałem sobie sprawę, jak bardzo jesteśmy udupieni.
-Nie rozumiem. -zaczął Damar. -Przecież..
-Nie mówiłem ci o tych listach, które dostały poszczególne wyspy. -przerwał mu Albrecht. -Masz za dużo na głowie, a jakby to doszło..
-Nie o to chodzi. -westchnąłem, opierając się całym ciężarem o krzesło i patrząc bez celu przed siebie. -Wracaliśmy z Mglistej wyspy ze Szczerbatkiem, bo ja wiem coś około czwartej nad ranem. Jakoś tak się złożyło, że chwilę tam posiedzieliśmy. -Szczerbatek warknął za mną, potwierdzając. -No i wylatujemy i lecimy.. lecimy.. lecimy dobre dziesięć?
-Piętnaście. -poprawił mnie.
-No, piętnaście minut i nagle widzimy łódź, bez żadnego znaku, no czysty biały żagiel. Ciekawość zwyciężyła i po cichu wylądowaliśmy z Mordką na pokładzie, tuż obok jakiejś ściany i okna. I wiecie co? Usłyszeliśmy rozmowy, Johanna i jakiegoś mężczyzny..
-Ja pierdole i kto to był? -nie wytrzymała Selena.
-Poczekaj. -kontynuuję spokojnie. -No to słuchamy. Ten facet pyta się Johanna: "A on tutaj na pewno przyleci?" -próbowałem naśladować gruby, ciężki głos owego mężczyzny. -A Johann mu na to: "Na pewno, w końcu Drago podał nam tą lokalizację, tylko pamiętaj, jak tylko tu wyląduje, to masz mi grozić mieczem. On jeszcze się niczego nie domyśla.". No i w tej chwili moja ciekawość nie wytrzymała i popełniłem największy błąd jaki można było zrobić.
-Wszedłeś tam. -stwierdził Albrecht. -Typowe.
-Dokładnie tak. No i w moją stronę poleciało pięć strzałem z czarną mazią na wierzchu z czego oberwałem tylko jedną. Johann udawał wielce zdziwionego, a ten mężczyzna nie wiedząc co ma zrobić, zaczął uciekać. Wkurwiony od razu go zabiłem, a Szczerbatek przypilnował Johanna. Zacząłem sprawdzać całe to pomieszczenie, całą łódź i zabrałem wszystko, co uznałem za potrzebne, a nie było tego dużo. No i tak oto jestem.
Chciałem na zakończenie podnieść ręce, pokazując jak bardzo mnie zdenerwowała ta sytuacja, ale lewej nie byłem w stanie podnieść. Nie wiem czy to ma związek z jakimś paraliżującym działaniem tej trucizny czy jak.
-Wiesz chociaż co było w tej strzałce? -zapytał zmartwiony Alan.
-Smoczy korzeń i jakaś bardzo ciekawa trucizna. -muszę jakoś zmienić temat. -Więc wynika z tego wszystkiego, że on planował to od początku.
Moją aluzję chyba podłapał Albrecht, bo zobaczyłem wyraz zrozumienia w jego oczach. Dobrze wie, że nie lubię opowiadać o czymś, co mi po prostu nie wyszło.
-Wiesz, listy były wysyłane co dwa dni na każdą wyspę. -powiedział. -No ale to nie ma sensu trochę.
Zacząłem się powoli z powrotem ubierać, bo przecież nie będę chodził z wielką, jak moja dłoń, czarną i krwawiącą raną. Ileż to zła może wywołać mała trucizna. No cóż, do wesela się zagoi jak to mówią. Kiedy znów się ubrałem, spojrzałem na stół, na którym nadal były rozmaite kartki.
-Poczytasz je jeszcze? -zapytałem Elinę, dając jej przy tym buziaka w czoło na zachętę. -Może być tam coś jeszcze ważnego.
Dziewczyna kiwnęła głową i od razu zabrała się za przeglądanie papierów. Coś czuję, że jak wrócimy do domu to mnie nieźle ochrzani za to wszystko. Jakoś tak kątem oka zauważyłem podpis Drago na jednej z kartek. Szybko ją zabrałem i dokładnie się przypatrzyłem.
-No nie wierzę. -wyszeptałem. -Chodźcie na stół. -zaprosiłem każdego wodza ruchem ręki, jednocześnie samemu wchodząc. -Nie bójcie się, nie złamie się.
Wodzowie niepewnie weszli również na stół i wszyscy zebraliśmy się tuż obok zaznaczonych przeze mnie nożami na mapie wyspach.
-Czy ten podpis czegoś wam nie przypomina? -zapytałem, podając kartkę Albrechtowi.
Na niej był podpis Drago składający się ze zwykłej litery D, tyle że miała na dole zakręcony ogonek.
-Jak po kolei były wysyłane listy? -zapytałem modląc się, abym nie miał racji w tym co zacząłem podejrzewać.
Pierwszy podniósł głowę Rofal.
-U mnie był pierwszy.. dokładnie dziesięć dni temu.
-U mnie drugi. -powiedział Alan.
Spojrzałem na mapę, porównując ją z podpisem Drago. Jak na razie wszystko się zgadza.
-Potem wysłał do ciebie, Damar. -brązowowłosy pokiwał głową. -Następnie była wyspa Łupieżców i na koniec Kwitnącej Róży?
Każdy z nich pokiwał głową, potwierdzając to czego najbardziej się obawiałem.
-A tu, na samym końcu jest wyspa Słońca. -pokazałem na mapie. -Wychodzi na to, że on planował to już prędzej.
-Czekaj, czekaj.. -powiedział wystraszony Alan. -Czy to możliwe, że on teraz atakuje nasze wyspy, a my jesteśmy tu zebrani i.. -pomyślał chwilę i jakby dopiero zrozumiał o co chodzi. -Jutro zaatakuje wyspę Słońca?!
-Nie atakuje waszych wysp, to jest pewne. Ale tą może. -wyszeptałem, siadając na stole, dokładnie na mapie, a reszta wodzów postąpiła podobnie. -Wysyłał listy co dwa dni, wczoraj dostała go Joaha. Dzisiaj przypłynęliście. A do tego wszystkiego zastawił na mnie pułapkę na łodzi.
Czegoś mi tu brakuje. Nagle na stół weszła również Selena z Eliną.
-Patrzcie na to. -powiedziała, kładąc przed nami kartki z różnymi znaczkami.
-O co chodzi? -zapytał Damar.
Elina przysiadła się obok mnie i schyliła nad kartkami.
-Zobaczcie. -powiedziała, wskazując pierwszą kartkę. -Przegraliście. -pokazała drugą. -Już nikt was nie ochroni.-pokazała trzecią. -Nawet Skoczy Jeździec zginie. -i ostatnia. -Poddajcie się.
-Nie zaatakuje waszych wysp. -wyszeptałem, łącząc fakty. -Tylko całą swoją flotą zaatakuję wyspę Słońca.
-Skąd ta pewność. -zapytała Joaha. -Nikt nie wie, co on planuje dokładnie.
Usłyszałem jak Nocna Furia również wskakuje na stół i podchodzi do mnie, trącając mnie w zdrowe ramię nosem.
-A pamiętasz co się działo ostatnio? -zapytał.
Odwróciłem się delikatnie w jego stronę.
-Chyba myślimy o tym samym, wiesz? -spojrzał na mnie niepewnie, chyba samo boi się uwierzyć w to, że tak perfidnie daliśmy się oszukać. -No bo spójrz. -usiadłem na wprost niego, mówiąc nadzwyczaj głośno. -Najpierw podsyła tu Łowce, żebym skłócił się z Eliną. Musiał wiedzieć, że nie będzie mnie w pobliżu, gdy zacznie wysyłać listy, a do tego, chciał sprawić, żebym nawet się o tym nie dowiedział. -to wszystko układało się w logiczną całość. -Wiedział, że Albrecht nie będzie chciał dokładać mi roboty. Potem, jakimś cudem wie, że polecę na Mglisty wyspę i wysyła tam statki. -smok spojrzał na mnie dziwnym wzrokiem. -Te, których się wtedy pozbyliśmy. -załapał o co chodzi. -Potem wymordowuje Śnieżna wyspę i nas złapał. Wiedział, że jak uciekniemy, to będziemy na tej wyspie.
Wstałem i zaczęłam chodzić dookoła. Dosłownie zaczął mnie przerażać to, jak perfekcyjnie to zaplanował. Nagle stanąłem i spojrzałem na smoka.
-A pamiętasz jak byliśmy u niego dwa miesiące temu, co mówił że jego czas już powoli nadchodzi? -zapytałem smoka, a ten pokiwał głową. -Drań wie, że tylko ja mogę mu przeszkodzić, bo resztę wampirów wymordował. Ja pierdolę, a ja się tak łatwo dałem złapać w jego pułapkę.
Usiadłem z powrotem z naszym mini kółeczku. Nadal nie mogłem uwierzyć w to, jak łatwo dałem sobą manipulować.
-Spokojnie Czkawka, nas też oszukał. -powiedział Alan, starając się mnie pocieszyć. -Każdy z nas zawalił po części sprawę.
Niby tak, ale to wszystko moja wina. Gdybym tylko wtedy tak szybko nie wyleciał z tej wyspy. Gdybym tylko został i od razu wyjaśnił to z Eliną, to może nie doszło by do tego wszystkiego tak szybko. Jedno jest pewne, jeśli ma jutro zaatakować, to nie może tu być nikogo. Każdy mieszkaniec, każdy smok ma uciekać stąd. Nie pozwolę by ktoś z nich umierał za moje błędy, sam to wszystko zrobię.
-Selena. -powiedziałem rozkazującym głosem. -Zbierz wszystkich mieszkańców, każ im wsiadać na smoki i macie stąd w przeciągu dwóch godzin odlecieć.
-Co? -zapytała nie rozumiejąc.
-To co słyszałaś. Weź Elinę, ona wam pokaże gdzie jest Mglista wyspa i macie się tam schować. -spojrzałem na moich przyjaciół, na Alana, na Joahe, na Rofala, Damara i na zastępującego mi ojca- Albrechta. -A wy odpłyńcie. Nie chcę nikogo narażać. Nie chcę żebyście płacili za moje błędy życ..
-Czkawka. -przerwał mi Albrecht. -Z całym szacunkiem, ale chyba cię popierdoliło i to porządnie. Myślisz, że pozwolę ci stanąć do walki z Dragi i jego ludźmi samemu? Kiedy wiem jaka jest sytuacja? -już chciałem mu coś odpowiedzieć, ale nie pozwolił mi. -Zapomnij, ja tu zostaje i walczę.
-Ja też. -powiedziała ochoczo Joaha. -Ty nam pomogłeś, to ja tobie również.
-I ja. -odezwał się Alan. -Gdyby nie twoja pomoc nie było by mojego ludu.
-Na mnie też możesz liczyć. -powiedział Damar. -Pomagałeś mi, nawet kiedy nie miałem niczego, pomogłeś podnieść się z samego dna. Nie pozwolę byś był w takiej chwili sam.
-Ja też w to wchodzę. -odezwał się Rofal. -Przyjaciół nie zostawia się na lodzie, prawda?
-No i to, co najważniejsze. -zaczęła Selena. -Myślisz, że wszyscy mieszkańcy tej wyspy tak łatwo odejdą od ciebie w takiej chwili? -miałem już powiedzieć, ze skoro chcieli mnie na wodza, to powinni się posłuchać, ale dziewczyna nie pozwoliła mi się wtrącić. -Wiem co chcesz powiedzieć i nawet nie myśl, że w takiej kwestii cię posłuchają. Zobaczysz, jeszcze staną w pierwszej linii i będą walczyć dzielnie u twojego boku. Z resztą. -wskazała na wszystkich tutaj. -Jak my wszyscy.
Spojrzałem po nich wszystkich i poczułem prawdziwe wsparcie przyjaciół.
Pamiętaj przyjaźń.
Nagle Szczerbatek skoczył na mnie, przez co teraz leżałem praktycznie w środku naszego małego kółeczka i jak gdyby nigdy nic zaczął mnie lizać po twarzy.
-Mnie też się nie pozbędziesz, bracie. -powiedział między kolejnymi lizami. -Za dużo razem przeszliśmy, bym cię teraz zostawił. Zarówno ja, jak i inne smoki nie pozwolimy ci walczyć samemu.
Pamiętaj rodzinę.
W końcu Mordka zeszła ze mnie i szczęśliwa usiadła na wprost mnie. Spojrzałem na Elinę, która przypatrywała mi się od dłuższego czasu.
-Widzisz, każdy stoi za tobą murem. -zaczęła się do mnie przybliżać. -Ja również i mimo że nie umiem zbyt dobrze walczyć, to chcę pomóc. -dała mi szybkiego całusa w policzek. -Nie mogę pozwolić ci zginąć, bo co wtedy z naszym ślubem.
Zaśmiałem się, a reszta razem ze mną. Jeśli ktoś potrafi poprawić mi humor jakimiś teatralnymi minami i słowami to tylko ona. Szczerbatek jeszcze jej nie dorównał w tej kwestii i wątpię, że osiągnie taki poziom.
Pamiętaj swoją miłość.
Chciałem wstać, aby poinformować mieszkańców, ale za sobą usłyszałem ciężkie kroki jakiegoś wikinga. Okazało się, że Stoik również postanowił dołączyć do nas. Jak gdyby nic podszedł do mnie i kucając, położył mi rękę na prawym ramieniu.
-Dopiero co los dał mi szanse na naprawienie starych błędów i nie pozwolę, by ta szansa przeszła obok mnie. -uśmiechnął się miło, co odwzajemniłem. -Razem z bandą Smarka ci również pomożemy.
Jeśli to przeżyjemy to chyba postaram się odbudować z nim relację, chociaż w jakimś tam stopniu.
Pamiętaj swoją przeszłość.
Pełen nowej nadziei wstałem i spojrzałem na tych wspaniałych ludzi.
-No to czas szykować się do bitwy. -powiedziałem, uśmiechając się przy tym.
-Wygramy to! -krzyknęli równo, po czym wszyscy się zaczęliśmy śmiać z tej synchronizacji.
Pamiętaj kim jesteś.

***

Następny rozdział będzie w sobotę na 100%, a potem dwa finałowe. Jeśli mi się uda to wstawię je w niedziele, jeśli nie to (według planu co dwa dni) oba będą w poniedziałek. I to będzie już koniec tej części.. aż mi się smutno robi.. tyle czasu minęło. O tym, kiedy finał dowiecie się na koniec sobotniego rozdziału.
Pozdrawiam serdecznie i do następnego <3

Wszystko jest możliweOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz