Obudziłem się gwałtownie, zlany potem. Nie mam pojęcia co mi się śniło, jednak oddychałem ciężko, jak po długim biegu. Usiadłem i spróbowałem uspokoić oddech, jednak nie mogłem. Rozejrzałem się dokoła i zrozumiałem gdzie jestem.
Z braku wolnych miejsc do spania, zostałem ulokowany w opuszczonym pokoju Lottie, w którym czas jakby stanął w miejscu. Jej plakaty, pościel, przybory rozrzucone na biurku- gdyby nie gruba warstwa kurzu można by wywnioskować, że dziewczyna tylko skoczyła do kuchni po coś do picia, przerywając pracę. Bo mama bała się tu cokolwiek przestawiać. Nie zaglądała tu od trzech lat, nawet żeby posprzątać lub pożyczyć jakiś drobiazg, całkiem jakby wierzyła, że pewnego dnia Lottie po prostu wróci ze szkoły, rzuci się na łóżko i zacznie śpiewać piosenki rockowych zespołów, których plakaty zakrywały prawie każdą wolną powierzchnię pokoju.
Więc, delikatnie mówiąc, spanie w tym miejscu było dla mnie nieco creepe. Miałem wrażenie, że Lottie jest obok mnie, lecz gdy obracałem głowę by na nią spojrzeć okazywało się, że to tylko moja zawiedziona wyobraźnia. Ile bym dał, by naprawdę mogła siedzieć obok mnie i rozmawiać o głupotach, jak za dawnych, dobrych czasów. Poświęciłbym nawet siebie, byleby wyzwolić ją od tego cholerstwa, które zdemolowało ją i jej życie.
Chociaż nie wiem, czy byłbym wart oddać swój nędzny żywot dla niej. Ona była potrzebna- pomagałaby mamie w kuchni zmywać po kolacji, pocieszała bliźniaczki w chwilach zawahania i dzwoniłaby do mnie co najmniej raz w tygodniu, by poprawić mi humor paplaniną i teoriami spiskowymi na temat jej ukochanych zespołów.
A ja? Czego ja byłem wart? Nikt oprócz biednej Jay nie potrafi mnie kochać, a ja jestem dla niej tylko dodatkowym problemem. Nie potrafię już nawet dobrze śpiewać, zawsze znajdzie się coś co spieprzy ciężką pracę całej grupy. Czasami zdawałem sobie sprawę, że to ja jestem tym najmniej utalentowanym, i najlepiej by było, gdybym w ogóle nie trafił do zespołu. Mogłem dalej żyć jako "chłopak, który nie przeszedł w X factorze". Lub najlepiej w ogóle się nie urodzić. Wszyscy mieliby mniej problemów.
Kto wie? Może mama nadal byłaby z Troyem, bez głupiego pięciolatka plączącego się między nogami? Może Harry tworzyłby teraz szczęśliwy związek z innym chłopakiem z zespołu i nie musiałby na niego krzyczeć i wywalać z mieszkania? Może Lottie nadal żyłaby normalnie, bez psychicznej przeszłości?
I wtedy w pełni do mnie dotarło. Lepiej byłoby, gdybym nie żył. Po prostu zniknął, bezboleśnie i szybko. Chociaż taki gnój jak ja powinien cierpieć i odpokutować swoje wszystkie grzechy.
Lou, przestań!
Nie powinienem tak myśleć. Jesteś silny. Jak tata podczas walki z chorobą.
I masz dla kogo żyć.
Tysiące, jeśli nie miliony dziewczyn na całym świecie są gotowe mnie wspierać i być ze mną w tych najgorszych momentach. Bliźniaczki, dla których zawsze już będę starszym braciszkiem i z którego będą brać przykład. Mamę, która potrzebuje wsparcia. Nie mogę myśleć o sobie w taki sposób. Muszę być silny.
Tylko, że trudno jest uwierzyć w siebie bez kogoś, kto codziennie rano będzie utwierdzał cię w tym przekonaniu. Czyli w moim przypadku bez Harrego, który potraktował mnie jak potraktował. Każde wspomnienie o tym boli, jest jak kolejna rana na sercu, która otwiera się i pogrąża cię w smutku i załamaniu.
Chociaż rany kiedys się zagoją, pozostawiając tylko blizny i zle wspomnienia.
I właśnie dlatego muszę być silny. By żadne złe myśli, ani niczyj brak nie mógł mnie zmienić i sprowadzić na dno. Jak najszybciej otrząsnąć się z żalu i ruszyć dalej. Samotnie, ale w dobrym kierunku.
I może trochę dlatego, żeby nie dać tej drugiej osobie satysfakcji z mojego załamania i porażki... Bądź co bądź, w show biznesie patrzą na reputację, więc warto być nienagannym i nie przejmować się innymi.
Sam nie wiem kiedy, zacząłem kaszleć. Suchy, urywany napad kaszlu rozrywał mi płuca swą intensywnością. Musiałem podeprzeć się ręką, by nie upaść. Nie pamiętam, bym podczas przeziębień miał takie napady. Zwykle były to łagodne kaszlnięcia lub katar, a teraz napady kaszlu jak u gruźlika. Gdy już nieco się uspokoiłem, wziąłem w drżące ręce telefon i wyklikałem we wszechwiedzącego wujka gogle "czego objawem jest kaszel?"
I to chyba oczywiste, że pierwszym wynikiem wyszukiwania była gruźlica.
Niby jest to choroba dziedziczna, ale u mnie prawdopodobieństwo na nią jest znikome. Przeszedłem szereg badań i szczepień antygróźliczych, które zmniejszyły ryzyko wystąpienia tej choroby do 1%. Poza tym, na gruźlicę choruje tylko 10% zakażonych, więc można ją wykluczyć.
Następną opcją był rak, i to w tym momencie przestałem myśleć o sobie jak o chorym, a zacząłem wpłacać pieniądze na fundacje. Parę razy łezka mi się zakręciła w oku, gdy czytałem o marzeniach tych bezbronnych dzieciaków, których ze względu na chorobę nie mogą spełnić.
Tej nocy przelałem na konta fundacji około piętnaście tysięcy funtów, bo dla mnie te pieniądze to namiastka moich miesięcznych dochodów, a dla tych kilku osób mogą być szansą na normalne życie. I to właśnie dla nich chcę żyć. I im pomagać.
"Pomagajmy" napisałem na Tweeterze, odpisałem na kilka tweetow od fanów i spełniony i szczęśliwy położyłem się s powrotem spać, zapominając o kaszlu i przeziębieniu.
Ale przypominając sobie o Harrym.
-Oh, Styles...- powiedziałem na głos, całkiem jakby mógł mnie usłyszeć.- Co ty ze mną zrobiłeś? Myślałem że jestem uzależniony tylko od fajek, a tu taka niespodzianka! Mam też uzależnienie na punkcie Ciebie, lokowanego bruneta z najlepszym głosem, bez obrazy Liam.-zaśmiałem się sam ze swojego dość kiepskiego żartu, który miał rozluźnić atmosferę między mną a wymyślonym Harrym... Boże, jak to sobie tłumacze, to jest to jeszcze głupsze.
-Znaczy się...- ponownie rozpocząłem swój monolog - ja nadal tęsknie. Bo to nie tak, że po prostu przestałem. Nie da się tak. Ale ja jestem silny. Albo lepiej, próbuję być. Bo sam wiesz jakim człowiekiem jestem. Potrafię się przejąć o byle gówno, a co dopiero o coś poważniejszego. Bożeee, do dziś pamiętam jak nie odzywałem się do Ciebie przez tydzień, bo przytuliłeś Zayna o pół sekundy dłużej niż mnie...- zaśmiałem się do siebie na wspomnienie tych dawnych chwil, szukając ręki Harrego.
Ale uświadomiłem sobie, że go tu nie ma.
I pewnie już nie będzie.
Nigdy.
A ja jestem tylko debilem w przepoconej koszulce przeprowadzającym dziwne rozmowy sam ze sobą, nocą, w pokoju młodszej siostry.
Nie dziwie się, że zerwał z takim psycholem.
Dobranoc psycholu.
Dobranoc psychole 🌞🔫

CZYTASZ
Strong | l.s. //zakończone
FanfictionHarry i Louis byli parą praktycznie od zawsze. Ciężko było wyobrazić sobie ich osobno. Lecz ta z pozoru idealna para nie miała się tak łatwo, jak może się wydawać. Jakoż iż obaj byli mężczyznami, musieli ukrywać swoją młodzieńczą miłość, która jedn...