4.

324 19 7
                                    

Powroty zawsze są trudne. Powrót do Harrego byłby trudny nie tylko ze względu na to co mi powiedział. Po prostu ktoś taki jak on nie wchodzi dwa razy do tej samej rzeki, jeśli wiecie o czym mówię.

Tak samo powrót do Glasgow był trudny. Byliśmy na miejscu o świcie i chciałem jak najszybciej zobaczyć Jay i bliźniaczki, jednak nie chciałem ich budzić. Chociaż... Najpierw sam musiałem się obudzić. Dokładniej to zrobił to Bob wychodząc z wozu na papierosa. Obiecał, że na razie stanie tu na poboczu, a później najwyżej pojedzie do hotelu przenocować na noc lub dwie. Przystałem na tę propozycję i podszedłem niepewnie do drzwi frontowych.

Kiedyś miałem do nich klucze, gdybym teraz je miał, to mógłbym wejść po cichu i zrobić dziewczynom niespodziankę. Jednak nie miałem, a z tego co pamiętałem, to i tak skrzypiały niemiłosiernie, więc tak czy siak obudziłbym cały dom.

Podniosłem drżącą dłoń do dzwonka i nacisnąłem go krótko. Nic nie nastąpiło, a ja stałem drżąc lekko z zimna i ze zdenerwowania. Koniec końców nie mam pojęcia, czy Glo dobrze sprawdziła kalendarz. Inna sprawa, że przyjechałem o dzień za wcześnie.

Jednak moje wszystkie obawy zostały rozwiane otwarciem drzwi, w których stała zaspana Jay. Bardzo się zmieniła od naszego ostatniego spotkania. Postarzała się, włosy jej posiwiały, a skóra zmarszczyła się w okolicach oczu i na czole. Jednak na mój widok jej twarz rozjaśnił najpiękniejszy uśmiech, który po chwili zmarkotniał.

-Kochanie, co się stało?- zapytała drżącym głosem wpuszczając mnie do środka. Dopiero teraz zauważyłem, że płaczę. Łzy spływały po moich policzkach pozostawiając na nich malownicze smugi mieniące się w świetle nieśmiałych promieni wdzierających się przez zasłony.

Nie wiedziałem co powiedzieć, więc po prostu stałem w ciasnym przedpokoju, a słona ciecz skapywała po moich policzkach. Mama zamknęła drzwi i mocno mnie przytuliła. Objąłem ją w ramiona i wtuliłem się w jej włosy. Może i jestem kurduplem, ale moja mama jest niższa ode mnie, co jest naprawdę rzadkie, dlatego mogłem wdychać zapach jej włosów bez większego wysiłku. Pachniały kawą i cytrusami.

-Mamo...- zacząłem łamiącym głosem

-Tak skarbie?

-Zrobisz mi kawę? Z cytryną?- wypaliłem kierowany zachęcającym zapachem jej włosów.

-Kawę z cytryną?- spojrzała na mnie pytająco, jednak pociągnęła mnie w stronę kuchni. Padłem na kuchenne krzesło opierając się o stół i zmuszając swoje oczy do powstrzymania łez, a mama skierowała się w kierunku szafek wyciągając z nich odpowiednie pojemniki.

-Skarbie, mam pytanie... -zaczęła szukając czegoś w szufladach, a ja zacząłem przygotowywać się psychicznie na te rozmowę - Ta kawa to ma być rozpuszczalna czy ekspresso? Bo parzona może jest zbyt gorzka na cytrynę, ale nie wiem... Szczerze mówiąc nie spotkałam jeszcze osoby pijącej kawy z cytryną, więc doradź mi co i jak mam zrobić.

-Sam nie wiem... Powiedziałem to pod wpływem impulsu, bo miałem smak na obie te potrawy... -odetchnąłem z ulgą.

-Kawa to nie potrawa, tym bardziej cytryna.- stwierdziła Jay stawiając je głośno na stole.

-Już zapomniałem, że uwielbiasz łapać za słówka- zaśmiałem się.- To niech będzie zwykła kawa.

-A ja, gdyby nie twoje piosenki, to zapomniałabym twojego głosu- wyznała szczerze nalewając do czajnika wody.- Tak na marginesie, co cie sprowadza w me skromne progi?

-Rozmawiałem wczoraj z Glorią i wyznałem jej, że przyjadę dziś wieczorem.

-A jesteś rano- stwierdziła kładąc dwa kubki z parującą substancją na stole przede mną.

-Mieliśmy mały, dość nieprzyjemny incydent w zespole... -wyznałem nie patrząc jej w oczy- Poza tym uznałem, że nie wytrzymam dłużej w tak wielkim mieście. Muszę chwilę odpocząć od londyńskiego stylu życia.

-Dlatego przyjechałeś sam? Chodzi mi bez Harrego, to taki przemiły chłopak! Jest tu  mile widzianym gościem, i niech o tym pamięta! Ale rozumiem, skoro potrzebowałeś chwili dla siebie- szanuje to. Tylko następnym razem przyjedzcie razem, dobrze?- zapytała wpatrując się we mnie swoim świdrującym spojrzeniem.

Zawsze zastanawiałem się, skąd ona to wszystko wie. Może widziała w moich oczach, że coś jest nie tak, a może to matczyna intuicja podpowiadała jej, że między mną a Harrym jest coś nie w porządku. Dlatego dalsze oszukiwanie jej byłoby niemożliwe.

-Chciałbym. Tylko, że on chyba wolałby zapomnieć o mnie i wszystkim co ze mną związane...- wyjąkałem spuszczając ponownie wzrok i zanurzając usta w gorącym napoju, jednak nie czyąc potrzeby picia go. Musiałem po prostu zająć czymś drżące ręce.

-Oh, przepraszam. Nie miałam pojęcia...- zawstydziła się Jay.

-Nie, spokojnie- posłałem jej słaby uśmiech.- Nie miałaś jak wiedzieć, to wydarzyło się niedawno, bardzo niedawno, i ja...

-Rozumiem. Trudno ci o tym rozmawiać.- przerwała patrząc mi w oczy.

-Jesteś zawiedziona?- spojrzałem na nią niepewnym wzrokiem, a w jej oczach pojawiło się zdziwienie.

-Ja? Zawiedziona? Dlaczego miałabym być zawiedziona?

-Bo...-zacząłem się jąkać- Bo ty zawsze kibicowałaś naszemu związku. Mówiłaś, że Harry jest dla mnie idealny, a my do siebie pasujemy pod każdym względem. Chciałaś naszego ślubu i ...

-Louis, kochanie, czy ty oszalałeś?- zapytała spokojnie przerywając mój słowotok. -Masz racje, według mnie ty i Harry byliście mocnym związkiem i chciałam, żeby było dobrze. Ale nigdy nie będzie dla mnie niczego ważniejszego od Twojego szczęścia, pamiętaj o tym.- wyznała kładąc swoją dłoń na mojej w geście pocieszenia i uspokojenia. -Nigdy nie będzie niczego ważniejszego od Twojego szczęścia.

-Ale moim szczęściem był i jest Harry.- wyznałem powstrzymując łzy.- Nie potrafię być szczęśliwy, bez niego wszystko straciło sens. Nie potrafię śpiewać, gdy  jego spojrzenie pełne pogardy spoczywa na mnie całkiem jakby chciał mnie zniszczyć. Nie mam po co żyć, nie mam po co wstawać rano na próby. Nie mam z kim wyjść na imprezę, pisać do czwartej nad ranem ani komu przygotowywać śniadanie. Moją jedyną motywacją do życia jesteście Wy i moi fani. I może świadomość, że może jeszcze kiedyś go odzyskam.

I opowiedziałem jej o wszystkim. Zaczynając od nocy sprzed paru dni, kończąc na prawdziwym powodzie mojej wcześniejszej wizyty. Łzy były nie tylko w moich oczach. Jay też płakała niedowierzając, że Harry zrobił mi coś takiego.

-Ale staram się być silny i iść dalej z uniesioną głową.- skończyłem tamując skapujące łzy.

-Jesteś najsilniejszym mężczyzną jakiego znam- wzruszyła się mama- Kocham Cię synu.

- Ja Ciebie Też, mamo.

-Ja ciebie tes, Luiś.

-I ja tesz.

Kiedy one tu weszły? Dopiero teraz zauważyłem wyszczerzone siedmiolatki w identycznych piżamkach w różowe kwiatki i w identycznych, kasztanowych włosach splecionych w warkoczyki.

-A co wy tu robicie, wy małe urwiski? -zapytałem wystawiając ręce do uścisku, ocierając ukradkową łzę z kącika oka.

-Siedzimy- stwierdziły bliźniaczki wskakując mi na kolana i wtulając się we mnie.

-Fajne pachniesz- stwierdziła Lili.

-Wujkiem Harrym- dodała Glo.- On też przyjechał?

-Niestety nie mógł, ma naprawdę dużo pracy- odpowiedziałem patrząc porozumiewawczo na mamę. Na szczęście dziewczynki przestały drążyć temat i zaczęły bombardować mnie setką innych pytań, co bardzo mnie rozweseliło. Jay przyglądała nam się z rozczuleniem i wybuchała śmiechem przy niektórych pytaniach bliźniaczek, jednak było widać, że coś ją gryzie. Bolała mnie świadomość  że to z mojej winy, jednak dobrze, że wie. Nienawidziłem jej oszukiwać lub nie mówić całej prawdy.

Gdy za oknem świt zaczął przemieniać się w ranek, a niedopita kawa była zimna i przez to niesmaczna, wzięła kubki wylewając ich zawartość do zlewu, a sama wzięła się za robienie śniadania, na które zaserwowała najpyszniejszą jajecznicę.

Strong | l.s.  //zakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz