16

274 13 3
                                    

Maraton 4/? Upewnijcie się, że czytaliście poprzednie części

Teraz, podczas tej dziwnej rozmowy, gdy siedział naprzeciw mnie ze wzrokiem błądzącym po moim chorym ciele, odczuwałem lekkie de ja vu.

-Skarbie...- użył tego sformułowania po raz pierwszy od bardzo długiego czasu, dlatego w moim sercu pojawiła się nadzieja.- Ty mnie nadal kochasz?

Jedyną odpowiedzią z mojej strony było skinienie głową i wpatrywanie się w te hipnotyzujące tęczówki. Oczekiwałem na to co się stanie jeszcze bardziej niż kiedykolwiek.

-Musisz przestać- stwierdził twardo.- Kiedyś byłeś żartownisiem i podrywaczem, a teraz jesteś jedną wielką kupą nieszczęść.- odwróciłem wzrok, by nie musiał oglądać moich łez, które nagle zapiekły moje policzki. Nie odezwałem się, dlatego on musiał ciągnąć.

-Zapomnij o mnie, proszę.-spojrzał na swoje dłonie i zaczął się im dokładnie przyglądać, jakby były sto razy ciekawsze od rozmowy z kimś, kto go kocha i nie radzi sobie samemu.- Zacznij iść do przodu, umawiaj się z kimś, nie wiem. Rób coś co cię uszczęśliwia.

Ty mnie uszczęśliwiasz, Harry. Ale przecież Ci tego nie powiem.

-Graj w piłkę, ucz dzieci grać na fortepianie, cokolwiek.- zaczął się wyraźnie irytować, a widząc moje puste spojrzenie pełne łez, chyba zaczął żałować nawet znajomości ze mną. Też bym żałował.

Chciałem zacząć wrzeszczeć. Krzyczeć. Błagać go, by do mnie wrócił, że się zmienię. Wypominać mu nasze dobre czasy, te najlepsze. I zapytać, czy nic dla niego nie znaczyły. Czy ja nic dla niego nie znaczyłem?

Jednak nie miałem siły psychicznej.

-Okej. -Tylko tyle byłem w stanie wydusić, gdyż moje gardło było ściśnięte od powstrzymywania płaczu.

A Harry... On po prostu wstał i wyszedł, bez jakiegokolwiek słowa. A ja przestałem wątpić w szczerość jego słów. I w to, że rozmawiał ze mną z własnej, nieprzymuszonej przez Jay i chłopaków z zespołu woli. Zacząłem nawet wyobrażać sobie, że Zenek sprowadził go tutaj, ale kogo ja do cholery próbuje oszukać?

I zrobiło mi się jeszcze bardziej smutno niż przed chwilą, ale nie płakałem.

Na to też nie miałem siły.


Teraz każdy dzień wygląda podobnie. Moment przebudzenia jest najgorszy. Nie mam motywacji, by wstać z łóżka. Jednak w końcu udaje się. Mocna kawa, której nie powinienem pić i śniadanie złożone dietetycznego kleiku. Później plan dnia jest różny. Czasem są to wywiady, czasem wizyty u doktor Patterson. Lub cały dzień spędzam w domu. Wtedy najczęściej zaszywam się pod kołdrą i myślę. Naprawdę dużo. O Harrym, tacie i całym zespole. Zawsze dochodzę to tego samego wniosku. Lepiej dla wszystkich byłoby, gdybym się nie urodził. Lub zniknął. Potem zmuszam się do wepchnięcia w siebie jakiegoś fit obiadku, lecz z każdym kęsem mam ochotę zwymiotować. Jeżeli byłem poza domem, wracam. Może kiedyś uwielbiałem włóczyć się nocą po Londynie, wpatrywać się w gwiazdy i po prostu cieszyć się chwilą. Zmieniłem się. Możliwe, że cierpię na dziwny rodzaj hikkimori, lub boje się, że go spotkam. Kolejna kawa, zwykle piąta lub szósta. Tak, doskonale wiem, że mam zakaz. Mogę nawet umrzeć. Ale w ostatnich dniach, śmierć to jedyne o czym marzę. Czasem nie mam już siły myśleć, więc próbuję zasnąć. Tylko nie potrafię. Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia kiedy pojawił się problem z bezsennością, bo stała się częścią mojego gównianego życia. Najczęściej wtedy piszę. Piosenki, teksty, wiersze. Wszystko i nic. W końcu zasypiam, ale nie jest to zdrowy sen. Budzę się zlany potem, kaszląc i drżąc od dreszczy, które owładnęły mnie już na dobre. Mam wrażenie, że wypluję płuca, jednak nie sięgam po lekarstwo. Mam szczerą nadzieję, że z czasem mnie to zabije. I powoli to odczuwam.

Codziennie czuje się martwy, z sekundy na sekundę coraz bardziej.

Kiedyś jeszcze miałem nadzieję, że z tego wyjdę. Ale teraz widzę, że to nie miałoby sensu. Jestem zbyt zużyty psychicznie, by żyć normalnie, w normalnym świecie pośród normalnych ludzi. Pośród Harrego, jego słów i reakcji. Bo mimo, że uzależniłem się od jego miłości, każdy najdrobniejszy kontakt z nim mnie pogrąża.

Chociaż nie jestem pewien, że to do końca przez niego. Choroba też zrobiła swoje, a moje podejście do niej tylko wszystko pogarsza. I to nie tak, że nie chcę z tego wyjść. Gdzieś w głębi serca mam pokusę, by komuś powiedzieć, pójść na leczenie i żyć znów normalnie. Tylko, że nie mam dla kogo. A poza tym, nie jestem wart współczucia. Po tym co zrobiłem...

Chociaż, co ja tak właściwie zrobiłem?

Tylko kochałem.

A może aż kochałem...

Dla niektórych miłość to za dużo. A moja miłość nic nie znaczy, jest śmieciem, nikomu nie potrzebnym uczuciem. Moje życie jest niepotrzebne i bezwartościowe. Po co w ogóle się urodziłem? Mieszam tylko i wszystko psuję, nawet Zenek przestał do mnie przylatywać.

Straciłem jedynego przyjaciela, jedynego towarzysza, jedynego kumpla i ziomeczka. Ale patrząc na kalendarz, za kilka dni mam okazję spotkać się z dawnym kolegą. Dzień spotkania z Zaynem zbliża się wielkimi krokami. Ciekawi mnie, czy tego dożyję.

Mam naprawdę okropne samopoczucie, które z myśli na myśl się pogarsza. Ne wiem, czy boli mnie fizycznie, czy psychicznie. Coraz częściej nie potrafię złapać oddechu czy utrzymać się na drżących wciąż nogach. Płaczę i drżę jak niemowlę, czując się jak umierający starzec.

Umieranie. Śmierć.

Zacząłem nałogowo używać tych dwóch słów. Poza tym, nie potrafię przestać o tym wszystkim myśleć.

Jak wygląda umieranie? Czy pewnego dnia się nie obudzę, a moje martwe ciało odkryje pokojówka, sporadycznie wpadająca do mojego mieszkania. A może nawet nie zauważą, że umarłem? Nikt nie przejmie się moją śmiercią, a ja będę szczęśliwą gwiazdą? Samotną, ale szczęśliwą.

Boje się śmierci, jednak wiem, że na mnie czyha. Codziennie się w tym utwierdzam, kaszląc krwią i płacząc. Leki i tak nie pomagały zapomnieć, mi już nic nigdy nie pomoże.

Nawet Harry, nawet gdyby chciał.


Jak to mówi Niall, "Still a flicker of hope"

Jeszcze jest nadzieja

Chyba.

Strong | l.s.  //zakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz