2.

383 21 4
                                    

Obudził mnie mój własny kaszel. Świetnie, po prostu super. Nie dość, że jestem niewyspany, to w dodatku przeziębiony! A wieczorem mamy z chłopakami nagrania do nowej piosenki- muszę wyzdrowieć.

Z ociąganiem wstaję z kanapy i kieruje się w stronę kuchennej szafki z lekami. Jak wszyscy wiemy, jestem niski, więc muszę stanąć na palcach, by do niej dosięgnąć i wyciągnąć jaskrawe pudełeczko z lekarstwami na kaszel.  Od razu biorę te najsilniejsze i popijam wodą. Sięgam jeszcze po tabletki na chore gardło i chrypkę,jednak po zagłębieniu się w ulotkę doczytuje, że kapsułek nie można brać na czczo. Odkładam je na blat i otwieram lodówkę wyciągając z niej jakieś niskokaloryczne gówno. Nienawidzę tego, ale muszę to jeść, bo broń boże przytyję. Sprawdzam godzinę- o kurde, powinienem jeść dwie godziny temu... Kolejna zasada, która jakoby utrzymuje mnie w formie, regularne posiłki to podstawa zdrowej i zbilansowanej diety... A pieprzyć to. Zjem teraz, bo jestem głodny. Poza tym, już nie ma dla kogo się starać.

Jednak zanim usiądę przy stole i zacznę jeść "truskawkową przyjemność" (która nie smakuje truskawkami, ale nie mnie to oceniać) to zaparzam sobie herbatę. Czarną. Moją ulubioną. Dorzucam jeszcze cytrynę i imbir, ponoć pomagają na przeziębienie. Osobiście nie wiem, nigdy nie lubiłem chemii, więc się na tym nie znam.

Jem, jem, i mam wrażenie, że zaraz zwymiotuję. Nie dam rady więcej tego przełknąć... Wstaję z krzesła kierując się ponownie do lodówki i wyciągam dżem od mojej mamy. Jabłkowy. Z cynamonem. Kładę go na blacie i schylam się po chleb, jednak czuję, że tracę stabilność. Chwytam się pierwszej lepszej rzeczy, żeby nie upaść, co i tak nie pomaga. Drzwiczki szuflady, za które złapałem, otwierają się i wypadają z zawiasów, przez co i tak upadam na chłodne kafelki.

Może jednak Harry miał racje, a ja przestałem o siebie dbać do tego stopnia, że zrobiła się ze mnie łajza i cielepa?

Chociaż nie sadzę. Może to z powodu głodu lub zmęczenia... Ta myśl motywuje mnie do wstania z zimniej posadzki i do zrobienia sobie śniadania. Porządnego śniadania. Z dżemu z prawdziwych jabłek z naszego rodzinnego sadu. Biorę pierwszy kęs i od razu odpływam we wspomnienia. Ten smak... Tak smakowały kanapki, które mama codziennie robiła mi do szkoły. Pamiętam, że nienawidziłem ich za to, że codziennie były takie same. Dosłownie. Przez sześć lat, codziennie, dostawałem do szkoły chleb z tym samym dżemem jabłkowym z cynamonem. Gdy podrosłem i sam zacząłem robić sobie śniadania do szkoły, byłem z siebie dumny, że nie są z tym durnym musem, jednak nadal miałem z nim styczność. Jednak teraz, gdy jestem już dorosły i mieszkam daleko od mamy i domu, doceniam jego smak na nowo. Kojarzy mi się z przedwcześnie zakończonym dzieciństwem, z którego zostałem wprost "wyrwany" do świata show biznesu, z którego jednak pragnąłem się jak najszybciej wydostać. Im dłużej o tym myślałem, do coraz smutniejszych wniosków dochodziłem.

Ludzie stając się celebrytami, przestają być ludźmi. Zaczynają być tylko osobami z idealnym życiem, masą przyjaciół i genialnymi możliwościami. Znaczy się, teoretycznie.

Tak naprawdę to ich "idealne życie" utkane jest z miliona łez, hejtu i problemów.

Możliwości... Nie wiem jak to ująć. Niby są, a jednak ich nie ma... Zawsze będą za tobą żenujące początki i porażki, a ty zawsze będziesz kojarzony jako "ten pedał z One Direction"

Przyjaciele są nimi tak długo, aż mogą się promować lub aż ty przestaniesz być "fejmem". Mówiąc " fejmem" mam na myśli chwilowy sukces, ulotny jak chwila. Wtedy przyjaciół masz bez liku, zostajesz zauważony na forach społecznościowych, ale po miesiącu, gdy pojawia się nowy hit nowej gwiazdy, twoi przyjaciele nagle znikają.

Dlatego Harry był wyjątkowy. Kochał mnie , gdy jeszcze byłem nikim. Kochał mnie nawet, gdy nie pisano o mnie w gazetach. Kochał mnie, gdy byłem "nudny"
Kochał mnie mimo wszystko. 

Strong | l.s.  //zakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz