Maraton 3/? Upewnijcie się, że przeczytaliście poprzednie dwie części
Wróżono mi kilka lat, a teraz szczerze wątpiłem, czy wytrzymam kolejną sekundę. Co rano wstawałem budzony kaszlem, który z dnia na dzień robił się intensywniejszy i coraz bardziej wykańczający. Nawlekałem na siebie kilka warstw grubych swetrów, jednak i tak lądowałem z kołdrą przytulony do kaloryfera i płakałem.
Każdy atak był okropny. Nie potrafiłem trzymać się pewnie na nogach, traciłem kontrolę nad swoim ciałem i upadałem drżąc w dreszczach i spazmach płaczu i kaszlu. Musiałem pogodzić się z leżącym trybem życia, który był dla mnie najbezpieczniejszy. Dlatego skończyłem z podróżami i ograniczyłem kontakt ze światem pozałóżkowym do minimum.
I coraz częściej myślałem o śmierci. Bałem się jej, cholernie się bałem. Tylko, że nie potrafiłem o niej nie myśleć. Możliwe, że przesadzam, ale chwilami czułem się martwy. Od tych trzech miesięcy czułem się martwy.
Lekarze załamywali ręce. Dziura w płucach powiększała się z dnia na dzień, a oni nie mogli tego w żaden sposób spowolnić lub zatrzymać. Bywały momenty, że nabierałem powietrze czując się jak w próżni. Żadnego powietrza czy tlenu. Przed oczyma pojawiały mi się mroczki a kaszel wypływał z moich ust jak bolesny wodospad.
Coraz rzadziej spokojnie sypiałem. Budziłem się o wiele za często, zlany potem lub drżąc z zimna. Ze łzami w oczach przeżywałem każdy kolejny dzień, ale miałem nadzieję. Naprawdę wierzyłem, że moje życie wróci do normy. Znów będę mógł śpiewać, spotykać się z przyjaciółmi i śmiać się nie obawiając się kaszlu.
A skoro o przyjaciołach mowa, dosyć często telefonowałem z Niallem. Starał się w delikatny sposób wyciągnąć ze mnie prawdziwe powody odejścia. A ja za każdym razem wpychałem mu te same kity, że znudziło mi się życie jako część zespołu. Jednak on wiedział, przeczuwał lub po prostu za dobrze mnie znał. Jednak jakoś udaje mi się go oszukiwać. Naprawdę nie chcę, by ktokolwiek odkrył moją chorobę.
Nawet Jay myśli, że to przez Harrego, jednak wszystko rozumiała. Popierała mnie w mojej każdej decyzji, nawet gdybym zrobił źle ona wierzyła, że dam radę z tego wyjść. Była i jest moją największą fanką. Zawsze byłem dla niej powodem dumy, dlatego tak bardzo bałem się jej zawieść. Dla niej starałem się być jak najlepszym synem.
I może sprawiam wrażenie zawiedzionego swoim życiem i wprost depresyjnego, jednak choroba wydobyła ze mnie ukryte dotąd pokłady szczęścia z małych rzeczy, które kiedyś nie miały dla mnie szczególnego znaczenia. A ostatni przytulas z Harrym przywrócił mi nadzieję.
Zaprzyjaźniłem się z małym, szarym ptaszkiem, który zaczął przylatywać do mojego kuchennego okna. Znaczy się, przylatywał tu od zawsze, tylko że ja zawsze go przeganiałem. On jednak się nie zrażał i co rano przyfruwał na mój parapet wpatrując się we mnie czarnymi oczkami.
I pewnego dnia zrobiło mi się go żal. Całe życie go odtrącałem. Więc otworzyłem delikatnie okno wpatrując się w niego z uśmiechem. Najpierw chyba nie dowierzał w to co się dzieje, ale przekroczył ostrożnie próg znajdując się na wewnętrznym parapecie. Podsunąłem mu kilka okruszków chleba, które z uśmiechem wpałaszował. Teraz sytuacja powtarza się co rano. Zenek siada naprzeciw mnie na stole i dziobał okruszki, które spadły z mojej kanapki. Trochę głupio karmić jedynego przyjaciela odpadkami z własnego śniadania, ale jemu to chyba odpowiadało.
To bardzo dziwny przyjaciel. Milczący i żarłoczny. Jednak potrafi słuchać jak nikt inny. Zwykle siadam naprzeciw niego z kubkiem ulubionej herbaty i opowiadałem mu o Harrym, o tym, co kiedyś nas łączyło i o smutnym końcu. Wysnuwałem teorie na temat jego wybuchu złości i wspominałem piękne momenty, przepełnione miłością i uczuciem. Miał takie samo zdanie o Haylor jak ja. Gdy pokazałem mu ich wspólne zdjęcia, wypluł okruch i skrzywił się z niesmakiem. Rozbawiła mnie jego reakcja, przez co sam wyplułem jedzony przeze mnie kawałek jajecznicy.
-Zenuś, wiesz co?- zacząłem tego ranka, mieszając łyżką w misce z moją owsianką. Nie miałem apetytu.- Tęsknie za nim.
-Za Harrym?- zdawały się pytać jego oczy.
-Tak...-odparłem smutno.- Nie potrafię przestać o nim myśleć i nie wiem, czy to dobrze że mnie tak zostawił. Nie musi cierpieć z powodu mojej choroby i ma wspaniałą dziewczynę.
-I tak jej nie lubisz, Lou.- wywrócił oczami, a mnie zrobiło się głupio. Nie, nie z powodu, że rozmawiam z ptakiem. Po prostu zatęskniłem za moim Harrym jeszcze bardziej. Niby czas leczy rany, jednak moje rozszarpuje pazurami.
-Chciałbym z nim porozmawiać. Przytulić go, dostać odpowiedź na te wszystkie niezadane pytania... Chciałbym go odzyskać.
Zenek zrozumiał. Podfrunął bliżej mnie i zaczął łasić się do mojej ręki, w geście pocieszenia. Fascynowało mnie to, że ten ptak wszystko rozumie i naprawdę chce mi pomóc. Doceniałem to.
Musiał wyczuć, że już się uspokoiłem, bo zrobił kilka chwiejnych kroczków na krótkich nóżkach i przekrzywił głowę, całkiem jakby chciał powiedzieć "Pomogę Ci go odzyskać".
A potem odleciał. Wiedziałem, że ma swoje, ptasie życie i ptasie problemy, dlatego go nie powstrzymywałem. Poczułem się cholernie samotny (znowu!) i postarałem się doczekać ranka, gdy mój maleńki przyjaciel przyleci wysłuchać kolejnej porcji moich zwierzeń.
Dlatego zmartwiłem się, gdy nie przyleciał. Zawsze bywał punktualny, nie spóźniał się nigdy. Wiem, że brzmi to zabawnie, ale naprawdę się o niego martwiłem. Chociaż, bardziej martwiłem się o siebie. Odbijało mi od samotności, godziny dłużyły... Najbardziej bolało to, że nie miałem nikogo do pogadania. Nie chodzi mi nawet o żalenie się, tylko o najzwyklejszą rozmowę z drugim człowiekiem.
Zenek może nie był człowiekiem i nie mógł mi odpowiedzieć, jednak był moim towarzyszem. Gdyby nie on i jego obecność, musiałbym spędzać poranki samotnie, co wykończyłoby mnie psychicznie.
A teraz czułem się zawiedziony. Usiadłem do stołu z opakowaniem dietetycznego gówna i wpatrywałem się w okno, mając nadzieję, że przyleci.
Gdybym umiał latać,
Od razu przyfrunąłbym do domu, do CiebieZdziwił mnie dzwonek do drzwi, bo to właśnie on przerwał moje smutne myśli. Z westchnieniem wstałem od stołu i skierowałem się do drzwi, poprawiając jeden z trzech swetrów który miałem dziś na sobie. Zerknąłem w lustro i od razu tego pożałowałem. Wysuszona twarz, podkrążone oczy, sine usta... Przejechałem dłonią po niemytych włosach zastanawiając się kto przychodzi do mnie o tak wczesnej porze. Błagałem w myślach, by nie był to Niall. Nie teraz, gdy wyglądam jak gówno.
Ale chyba wolałbym, żeby to był on, a nie pieprzony Harry Styles, oczywiście idealny (jak zwykle).
Prędzej spodziewałbym się prezydenta Gibraltaru, niż mojego byłego stojącego na mojej wycieraczce z neutralną miną.
-Louis, mogę wejść?- zapytał nie patrząc na mnie, a ja przełknąłem gulę w gardle.
-N-n-no jasne, wchodź.- Przepuściłem go w drzwiach, a on otarł się o mnie, na co moje serce zrobiło gwałtownego fikołka.
Jest jeszcze nadzieja na szczęśliwe zakończenie mojej historii.
Dzięki, Zenek.
Jak myślicie, w jakiej sprawie przyszedł Harry? I jak potoczą się dalej ich pokręcone losy? Czekam na wasze teorie!

CZYTASZ
Strong | l.s. //zakończone
FanfictionHarry i Louis byli parą praktycznie od zawsze. Ciężko było wyobrazić sobie ich osobno. Lecz ta z pozoru idealna para nie miała się tak łatwo, jak może się wydawać. Jakoż iż obaj byli mężczyznami, musieli ukrywać swoją młodzieńczą miłość, która jedn...