- Connor, obawiam się że ten ryż się wygotował... - wydusiłem z siebie po chwili zmagań. Tylko tyle miałem za zadanie: ugotować ryż. Ta jedna czynność, a ja już ją zepsułem.
On zdążył pokroić i przygotować składniki, rozłożyć na ladzie wodorosty, kawałki łososia, awokado, ananasa, ogórków, tuńczyka i innych dziwnych dodatków, a ja... zepsułem ryż.
Connor wytarł nóż o bluzę i zajrzał mi przez ramię, przeżuwając kawałek ogórka.
- Nje, tah ma bysz - wyseplenił z pełnymi ustami i wbił łyżkę w bezkształtną, białą masę na dnie garnka. - Wiszisz? To jeszt rysz do szushi - przełknął, żeby mówić normalnie - Taki klejowaty.
Nabrał masę na łyżkę i podał mi ją, a ja ująłem sztuciec do rąk niepewnie. Pewnie jego też udałoby mi się zepsuć.
- Ymm...? - mruknąłem tylko mając nadzieję, że Connor się domyśli, że powinien mi wytłumaczyć, co robić.
- No ciapnij! - wskazał na zielony, cienki placek z zielska. Przechyliłem nad nim łyżkę, a masa od razu z niej chlasnęła na warstwę wodorostów. - A teraz wybieraj składniki! Masz władzę nad twoim wspaniałym rulonikiem!
- Nad Rybim Rulonikiem? - podjąłem, żeby powiedzieć cokolwiek. Wkładałem na rozsmarowaną warstwę ryżu, cokolwiek mi się napatoczyło w ręce.
- Nad Japońskim Naleśnikiem.
- Nad Azjatycką Roladą!
- Nad Specjalną Roladą szefa kuchni Hansena! - zaśmiał się, a mi się nagle zrobiło głupio. - Ej, ale nie tak dużo!
Powstrzymał mnie przed nałożeniem kolejnej warstwy kolorowych tentesiów na ryż. Następnie kazał mi położyć dłonie na przydługim wodoroście i dzięki drewnianej podkładce zawinąć w rulon. Asekurował mnie, jakbym w każdej chwili mógł jakimś sposobem wyrzucić całe jedzenie na sufit.
Zawinięte roladki mojego autorstwa zawsze były wybrzuszone, nierówne, spłaszczone, albo nieregularne. Chyba nie miałem do tego talentu... Za to u Connora każdy pokrojony kawałek sushi był podobny do drugiego. Nie różniły się wielkością.
- Ile zostało? - zagadnąłem, wskazując na opakowanie.
- Nori? Dwa jeszcze. Dawaj, zrobimy jeszcze dla Hei... dla twojej mamy - zachęcił mnie ruchem ręki, żebym podniósł zadek z krzesła kuchennego i jeszcze trochę z nim pogosposiował.
Kiedy wyciągnął dłoń do przybicia piątki po skończonej pracy, nieśmiało w nią klepnąłem z irracjonalną obawą, że nie trafię i zrobię z siebie głupka. Dopiero jak przybiliśmy, zdałem sobie sprawę, jak potwornie spocone miałem ręce z nerwów. Talerz naszych wyrobów wydawał się mały, ale jak sam wcześniej podkreślił, te ryżowe skurczybyki potrafiły być potwornie sycące.
- To co teraz, Ev? Szama przy telewizorze? YouTube? Muzyka? Uno? - właśnie wymienił rzeczy, których zazwyczaj nie miałem okazji dzielić z kimś innym, oprócz mojej mamy. Do tego... skąd się u niego wziął ten skrót mojego imienia? Nikt mnie tak do tej pory nie nazwał! To było dosyć... miłe?
- Nie, racja. Znaczy... ten... Ym. - starałem się wydobyć z siebie ludzką reakcję, ale przez to, że nagle wyrwał mnie z potoku myśli, na chwilę straciłem wątek.
- Zgaduję, że mam zdecydować? - odparł z rozbawieniem. - W takim razie oglądamy Ring!
Czyli to, o czym akurat dzisiaj rozmawiałem z Jaredem odnośnie konwersacji z trupem? Przypadek?
- Nie! Nie, nie, nie, nie! Nie-nie-nie. Nie - wyrzuciłem z siebie potok histerycznych zaprzeczeń. Spanikowałem o wiele bardziej, niż gdyby można to było uznać za normalne. Ale ja tak miałem.

CZYTASZ
Przecież cię znam, Piegusie (Dear Evan Hansen - AU)
FanfictionMój ,,przyjaciel", Connor dzisiaj napisał do mnie maila. Zupełnie jak te, które miałem zamiar pokazać jego rodzinie. I pewnie nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie jeden, mały problem: Z tego, co mi wiadomo, nie żył już od dłuższego czasu. *****...