Stało się. Oficjalnie mogłem się już wpisać w popularne schematy ,,buntu młodzieżowego" z najbardziej tandetnych, amerykańskich programów śniadaniowych dla zmęczonych rodziców.
Jeśli twoje dziecko nagle nawiązuje tajemne znajomości, o których nic nie wiesz, wiedz, że coś się dzieje.
Jeśli twoje dziecko nie wraca do domu na noc, spóźnia się, lub kłamie o miejscu, dokąd idzie, podejrzewaj, że już należy do międzynarodowej mafii.
- Nie wierzę, że to robię - pomyślałem do siebie, stojąc w kolejce do kasy biletowej. Naprawdę nie czułem się jak ja. A na pewno nie ja sprzed kilku miesięcy. Żarło mnie sumienie. Oczywiście, że mnie żarło. Ale nie bylo już odwrotu. Miałem jedyny trop, którym mogłem podążać. Nie mogłem się w tym momencie wycofać.
Wmówiłem mamie, że zostaję u Connora na noc, żebyśmy mogli zrobić sobie pełen maraton serii Ricka i Morty'ego. Connor myśli, że telefon mi się psuje, a ja grzecznie siedzę w domu przy nauce, w której nie można mi przeszkadzać.
Kolejka się zmniejszała, a mnie coraz bardziej żarły nerwy. Z jednej strony ta sprawa ze zniknięciem z domu. Co jeśli wszystko wyjdzie na jaw i moja mama wezwie policję, żeby mnie szukać?
Z drugiej strony opanowywał mnie drugi, bardziej bezpodstawny lęk. Za chwilę miałem przedstawić się, podać swoje dane, paszport i zrozumiale wysłowić się, gdzie chcę jechać. Może zrobię to nieumiejętnie i będę musiał powtarzać, albo zacznę mamrotać i panikować...? Ludzie w kolejce za mną będą wściekli.
Do Ohio. Mam siedemnaście lat. Tak, mam zgodę rodzica. Nie, nie ma podpisu ojca. Urzędowy rozwód. Nie, ojciec nie ma możliwości podpisać. Tak, mam obywatelstwo Amerykańskie.
Powtarzałem tak sobie w głowie odpowiedzi na wszystkie możliwe pytania, jakie można by mi było zadać. Sprzedawca niczym mnie nie zaskoczy. Dam radę.
- Evan? - usłyszałem gdzieś za sobą dziewczęcy głos. Spanikowałem. Natychmiast, odruchowo wskoczyłem za człowieka w kolejce, byleby się zasłonić.
Zoe podeszła bliżej.
- Czy ty się przede mną właśnie schowałeś? - stanęła w taki sposób, że obcy kolejkowicz był nadal między nią a mną.
- N-nie...?
- Tak, właśnie się przede mną schowałeś.
W całej tej niezręczności i śmieszności sytuacji nalezy podkreślić, że w dalszym ciągu się kuliłem za obcym, a co więcej, ściskałem go za rękaw. Po drugie, wszyscy w kolejce na mnie patrzyli. Odsunąłem się i przeprosiłem.
Wsunąłem się z powrotem na swoje miejsce w kolejce i stanąłem przed Zoe bez żadnego muru obronnego. Szczerze mówiąc, była ostatnią osobą, której bym się spodziewał na lotnisku.
- Zwiewasz z domu, co? - zapytała bezpośrednio - Nie sądziłam, że jesteś zdolny do czegoś takiego.
- Nie. Wiem - rzuciłem mrukliwiei opuściłem wzrok. Nie dawałem w tej chwili zbyt dobrego przykładu - Zazwyczaj tak nie robię.
- Nie psuj tego, bo zaczyna mi imponować - zażartowała luźno - Wyjeżdżasz sobie i wystawiasz mojego brata. Mam dowód, że jeszcze się z nim nie zrozłeś!
- To nie tak. Naprawdę. Jadę do znajomej. Dawno się nie widzieliśmy i chciałem... jakoś tak... - zwolniłem w tłumaczeniu czując, że jej nie przekonałem. - ...pojechać w odwiedziny.
- Więc wygląda na to, że masz mnóstwo znajomych, co? - rzuciła powątpiewająco. Nie mówiła tego w taki sposób, w jaki można było z kogoś kpić. To było jakby raczej bezpośrednie stwierdzenie. Jakby nie było w tym nic poniżającego. Jakby mówiący doskonale zdawał sobie sprawę, że ma rację i że odbiorca tę rację uznaje.
CZYTASZ
Przecież cię znam, Piegusie (Dear Evan Hansen - AU)
FanfictionMój ,,przyjaciel", Connor dzisiaj napisał do mnie maila. Zupełnie jak te, które miałem zamiar pokazać jego rodzinie. I pewnie nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie jeden, mały problem: Z tego, co mi wiadomo, nie żył już od dłuższego czasu. *****...