Naprawdę dziwne uczucie. Ten przyjemny zapach kawy zdawał się docierać do moich zmysłów przez sen, przebijać barierę świadomości. Wziąłem głęboki oddech i przewróciłem się z boku na plecy, wyrwany ze snu. Pościel była przyjemnie chłodna, a firanki poruszały się na jesiennym, rześkim wietrze.
Miałem ochotę leżeć tak i wdychać zapach igieł sosen po deszczu, słuchać szumu koron drzew za oknem. Niewyspanie, które zawsze trzymało się przy mnie w każdy kolejny dzień szkoły, dzisiaj się nie pojawiło. Sięgnąłem po zegarek.
Przez chwilę łatwiej mi było uwierzyć, że przespałem cały dzień, budząc się o szóstej wieczorem, niż że mogłem czuć się tak dobrze o szóstej rano.
- Wyspałeś się, Connor? - zagadnąłem pogodnie, ale nie dostałem odpowiedzi. Zaniepokojony wyskoczyłem na bosaka na zimne panele, żeby się przekonać, że chłopaka nie było w śpiworze. Wyszedłem na korytarz piętra, zeskoczyłem ze schodów na dół.
Najpierw dotarł do mnie charakterystyczny szum, a potem kolejna paleta smakowitych zapachów. Odetchnąłem z ulgą. Connor odwrócił się sprzed piecyka i uśmiechnął się promiennie.
- Wstałeś, Ev! Dobrze, dobrze - wskazał na moje standardowe miejsce przy wysepce kuchennej. Wdrapałem się na krzesło, opierając gołe stopy na lodowatej, metalowej podpórce. Wzdrygnąłem się. Przede mną stał już pusty talerz i parujący kubek z herbatą.
Te wszystkie bodźce tak doskonale się ze sobą zgrywały, komponowały się w prawdziwy obraz najpiękniejszego, rodzinnego poranka. Subtelny, poranny blask tańczący na zasłonach, rzucający cień na ściany, skwiercząca patelnia, poczucie braku pośpiechu, zapach jajek, kawy i bekonu, a co najważniejsze - rodzina, z którą mogłem zjeść śniadanie.
Oczywiście mama już od dawna była w pracy. Pewnie wzięła ze sobą jakąś bułkę z szynką, albo postanowiła kupić w pracy coś do jedzenia.
Connor przeniósł patelnię nad mój talerz i z niej zsunął połowę żółciutkiej jajecznicy na maśle i parę plasterków bekonu. Miał na sobie ten śmieszny, kwiecisty fartuszek, który zazwyczaj wisiał w rogu kuchni, bez jakiegokolwiek pożytku. W połączeniu z czarną koszulką i bokserkami, w których spał, ten efekt był dość komiczny.
- Mam dzisiaj dzień motywacji. Nie wiem, jak ty - oświadczył radośnie i wsypał mi do herbaty dwie łyżeczki cukru. Czyli tyle, ile zawsze słodziłem.
- Nie musiałeś wstawać wcześniej! Przecież mogłem pomóc przy śniadaniu! - nie byłem tyle skrępowany, co po prostu wdzięczny. Od razu wbiłem widelec w zarumienione mięso i włożyłem plasterek do ust.
- Chciałem zrobić dla ciebie coś dobrego. W końcu trzymasz mnie tu od ponad dwóch tygodni w tajemnicy przed wszystkimi - nalał sobie do filiżanki czarnej kawy i usiadł na krześle naprzeciw mnie. - To przyjemne uczucie... Wiesz: robić miłe rzeczy.
Poczułem drobne ukłucie niepokoju. Zupełnie, jakby coś w tym doskonałym, pełnym światła, smaków i zapachów świecie było niewłaściwego, nie na miejscu.
Zignorowałem to uczucie, tłumiąc w sobie ten dziwny, chociaż bardzo słaby, ale nadal atak lęku. Chwila, czy ja już dzisiaj zażywałem leki?
Nie.
Ach, wszystko jasne.
Connor milczał, siorbiąc gorzką, mocną kawę. Patrzył na mnie uważnie, jakby zastanawiając się, co mogło mi się dziać pod czaszką. Poświęcał mi tyle uwagi, że to wręcz... nienaturalne, jakby nieludzkie.
- Coś nie tak, Ev? - zapytał w pewnej chwili zaniepokojony, a ja natychmiast pokręciłem głową:
- Prz... Przepraszam, nie przejmuj się - wyszeptałem, jakby rozbawiony samym sobą. Moje emocje już kilka minut po obudzeniu mogły się tak niezrozumiale poplątać... - Naprawdę... Nie zasługuję na ciebie, Connor.
![](https://img.wattpad.com/cover/155661910-288-k874332.jpg)
CZYTASZ
Przecież cię znam, Piegusie (Dear Evan Hansen - AU)
FanfictionMój ,,przyjaciel", Connor dzisiaj napisał do mnie maila. Zupełnie jak te, które miałem zamiar pokazać jego rodzinie. I pewnie nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie jeden, mały problem: Z tego, co mi wiadomo, nie żył już od dłuższego czasu. *****...