Z przedpokoju rozległ się głośny okrzyk, przerywając moją rozmowę:
- WYCHODZĘ! - Connor jeszcze nie trzasnął drzwiami, więc pewnie nie zdążył wyskoczyć na zewnątrz. Przez chwilę patrzyłyśmy na siebie z Alaną w milczeniu, po czym przewróciłam oczami, wstałam z fotela i wychyliłam się przez drzwi mojego pokoju.
- GDZIE?! RODZICE WIEDZĄ?! - odkrzyknęłam przez cały dom, bo nie chciało mi się schodzić na sam dół i rozmawiać jak człowiek.
- TE! STRÓŻ PRAWA SIĘ ZNALAZŁ! - przeszedł przez cały salon w mokrych od błota glanach i spojrzał przez schody na górę, w moim kierunku. Z takiej odległości już nie musieliśmy na siebie wrzeszczeć jak wieśniaki w polu - Po Evana jadę. Gips mu zdejmują.
Prawdę mówiąc, zdziwiłabym się, gdyby szedł z własnej woli w jakiekolwiek miejsce, w którym nie byłoby tego blondyna. Pewnie we dwójkę tu przyjadą.
- Ale jakby co, ja i Alana zajmujemy salon - uprzedziłam, mimo że nawet nie planowałyśmy wychodzić z mojego pokoju. Zawsze lepiej dmuchać na zimno.
- Nie ma zaklepywania!
- Jest zaklepywanie! - uparłam się. - I nie chodź po domu w butach, błoto nanosisz.
- błOtO nAnOsISz - przedrzeźnił złośliwie. - Taka mała szczypawka, a narzeka jak stara baba.
Pokazałam mu język i zamknęłam za sobą drzwi. Po chwili usłyszałam wtórowanie huku drzwi wejściowych. Wypuściłam przez nos powietrze, starając się wrócić do dobrego nastroju sprzed wymiany zdań z Connorem. Przez uchylone okno wleciał dźwięk zapalanego silnika, tłumiony przez szum deszczu.
- Rodzeństwo to świetna sprawa - stwierdziła Alana, rozbawiona. - Miło się na was patrzy, jak sobie dogryzacie. To całkiem zabawne. Może dlatego, że ja nie mam brata.
- Jesteś jedynaczką? - spytałam, a ona kiwnęła głową.
Ciekawe, jak by zareagowała, gdyby dowiedziała się, jak to wcześniej wyglądało. Współczułaby mi? Zniechęciłaby się? Może by się upewniła w przekonaniu, że trafiła do rodziny wariatów i by zwiała przy pierwszej okazji... A potem rozpowiedziała kolejne, gorące plotki po szkole. Jakby już teraz ich było mało.
Nie, nie muszę się od razu nastawiać negatywnie. Może rzeczywiście z tej licealnej znajomości wyniknie coś naprawdę dobrego.
Prawdę mówiąc, chyba naprawdę mi zależało, żeby to wypaliło.
Nie pamiętałam, kiedy mój pokój był aż tak czysty. Na łóżku leżała świeżo wyprana narzuta, która do tej pory przez parę dobrych lat leżała wciśnięta w jakąś nieznaną półkę. Dywan był tak dokładnie odkurzony, że odzyskał swoją dawną miękkość. Na stoliku stały koszmarnie niezdrowe przekąski, które mama wyjątkowo pozwoliła mi kupić.
To spotkanie było dla mnie niecodzienne... Naprawdę bardzo dawno kogokolwiek do siebie zapraszałam. Zwłaszcza ludzi starszych ode mnie. Od ostatniej rozmowy w salce muzycznej Alana wydawała mi się zaskakująco miła i zaskakująco ludzka. Zupełnie jakby można jej powiedzieć wszystko.
Była tym typem człowieka, który rozpacza, że się nie nauczył, po czym dostaje piątki bez wysiłku. Ale to dobra znajoma, której towarzystwo zaczęło być dla mnie komfortowe. Ciekawe, czy ona też podobnie myślała. Początki znajomości bywają niezręczne.
- Ale twój brat wydaje się całkiem... - na chwilę urwała, a ja nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że miała zamiar rzucić jakieś konkretne określenie, z którego zrezygnowała. Zamiast tego dokończyła - ... w porządku.
CZYTASZ
Przecież cię znam, Piegusie (Dear Evan Hansen - AU)
ספרות חובביםMój ,,przyjaciel", Connor dzisiaj napisał do mnie maila. Zupełnie jak te, które miałem zamiar pokazać jego rodzinie. I pewnie nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie jeden, mały problem: Z tego, co mi wiadomo, nie żył już od dłuższego czasu. *****...