Rozdział 10

755 44 36
                                    

Stali tak chwilę, sami nie wiedząc, co robić. Bali się zrobić jakikolwiek ruch. Było im tak dobrze. Mieli wrażenie, że wzajemnie się dopełniają. Gdy tak stali, cały boży świat przestał dla nich istnieć. Liczyli się teraz tylko oni. I to, co między nimi było. Ale wszystko co dobre, kiedyś się kończy. Gdy wreszcie James zaczął się zbliżać, zegar nad nimi zagrał melodyjkę, oznajmiającą, że nadeszła północ.

- To czas na nas, Potter - stwierdziła Lily, wyślizgując się z objęć okularnika. Gdy stanęła przy schodach prowadzących do dormitorium, dodała - dobranoc.

- Och... Tak, dobranoc.

Następnego dnia na śniadaniu było im tak wesoło, jak jeszcze chyba nigdy. James i Lily cały czas rzucali jakieś żarty, rozśmieszając wszystkich wokół.

- A pamiętacie, jak rok temu prawie nas przyłapali? - zapytał James.

Przez całe śniadanie Remus i Syriusz posyłali sobie znaczące spojrzenia, jednak nikt tego nie zauważył. Oboje chyba już snuli teorie, co mogło wydarzyć się zeszłego wieczoru.

Nawet Nathan dziwił się, dlaczego oboje są w tak dobrych humorach. Ilekroć pytał Lily o powód, ta odpowiadała wymijająco, że wreszcie pogodziła się z James'em. Wiedziała, że gdyby mu powiedziała, porządnie by się zdenerwował.

Gdy razem z Evelyn i Niną miała godzinę wolną, puściła tą samą piosenkę, o której wczoraj rozmawiała z James'em. Była tak szczęśliwa, że żadne słowa nie były w stanie opisać jej radości.

Wieczorem James znów siedział w bibliotece, czekając na Alex. Planowali wprowadzić swoje zamiary w życie już jutro, więc chcieli, by wszystko było dopięte na ostatni guzik.

- Doskonały pomysł z tym tańcem wczoraj. Rozkojarzyłeś ją i się udało - powiedziała, gdy James o wszystkim jej opowiedział. - Podziwiam cię za wymyślenie tego w ostatniej chwili.

- Alex, dobrze wiesz, że gdy przyszło mi do głowy, by z nią zatańczyc, wcale nie myślałem o tym planie - przypomniał jej. - Po prostu bardzo ją kocham i...

- Tak, tak, Potter - blondynka westchnęła. - Nie istnieje nic takiego jak prawdziwa miłość. A jak już istnieje, to tylko do lodówki.

- I kto tu myśli pesymistycznie, co? - zaśmiał się.

Tymczasem w pokoju wspólnym Syriusz i Remus ślęczeli nad pracą domową z zaklęć. Na pomoc przyszła im Diana, siadając obok Syriusza, który nieco się wzdrygnął.

- Skreśl to zdanie, przecinek przed które i tutaj bez N - powiedziała, wskazując kolejno na odpowiednie fragmenty tekstu. - Nie musisz dziękować.

- To nie dziękuję - odparł szatyn, poprawiając błędy.

- Obrażam się na ciebie, Syriuszu Black'u - założyła ręce.

- Czyżby, Diano Harper? - uśmiechnął się dziarsko. - W tak razie: dziękuję pannie Harper, za otrzymaną od niej pomoc w pracy domowej z zaklęć.

- Lepiej - stwierdziła. - Panna Harper wybacza panu Black'owi znieważenie jej imienia i oświadcza, że idzie do dormitorium - dygnęła lekko. - A tak na serio, to nie ma za co.

Następnego dnia po południu, w przerwie między lekcjami, Lily, Remus, Syriusz i James siedzieli w pokoju wspólnym, żartując, wygłupiając się i śmiejąc. Wszystko popsuła Alex, gdy oświdczyła:

- Droga Lily, czy wiesz, że Nathan zdradza cię za twoimi plecami? - zapytała, a rudowłosa prychnęła.

- Tak, a kiedy?

- Dzisiaj rano, gdy czekałaś na niego w bibliotece, on obściskiwał się z jedną dziewczyną z Hufflepuffu.

- Żartujesz? - parsknęła śmiechem. - Dzisiaj rano byłam z Nathanem w bibliotece. Owszem, czekałam na niego, bo szukał książki, która była nam potrzebna. Jeśli próbowałaś nas skłócić, to ci nie wyszło.

W najbliższą sobotę miał odbyć się pierwszy w tym roku mecz quidditcha Gryfonów z Puchonami. James, kilka minut po treningu przypomniał sobie, że Puchoni wynajęli boisko na chwilę po nich, więc specjalnie strasznie wolno przebierał się w szatni, oczekując Nathana, by upewnić się, że ten pojawi się na treningu.

Chwilę później owy brunet zjawił się jako pierwszy z Puchonów w szatni. James, zadowolony, ruszył do biblioteki, z nadzieją, że spotka tam Lily. Nie mylił się, bo dziewczyna siedziała nad jakąś grubą książką, niezmiernie skupiona. Okularnik cicho usiadł obok niej, a ona niemal podskoczyła.

- Jeju, Potter, nie strasz mnie - teatralnie złapała się za serce.

- Przepraszam - zaśmiał się. - Co robisz?

- Szukam dodatkowych informacji na temat Amortencji - odpowiedziała, wertując strony księgi. - Ale nie ma tu nic oprócz tego, co jest w podręczniku.

- Amortecja to mój ulubiony eliksir - stwierdził, przeczesując włosy i uśmiechając się dziarsko, na co rudowłosa niezmiernie się ucieszyła. - I nawet wiem, komu mógłbym go podać.

- Och, czyżby? - zaśmiała się Lily, zamykając książkę. - Komu?

- Ta osoba ma piękne, zielone oczy, rude włosy i wspaniały uśmiech - powiedział, wyliczając na palcach. - Domyślasz się o kogo chodzi?

- Nie, nie mam pojęcia - wzruszyła ramionami.

- Zero romantyzmu, Lily - znów przeczesał włosy. - Twoje serce z kamienia musi się w końcu skruszyć.

- Wiesz, już ktoś je skruszył - oznajmiła. - I kocham go całym sercem.

Kocham go całym sercem. Tak bardzo chciał, by te słowa kierowane były do niego. Słyszeć coś takiego z ust kochanej osoby to prawdziwy raj. Ale wygląda na to, że James już dawno został z tego raju wygnany.

- Czemu nie spędzasz czasu z Torresem? - zapytał nagle, a Lily spojrzała na niego podejrzliwie.

- Nathan ma teraz trening, myślałam, że o tym wiesz - stwierdziła. - Wiesz co, ja już chyba muszę iść.

I bez słowa wyszła z pomieszczenia. No tak, pomyślał James, znów mnie zmyła. Westchnął zrezygnowany, również kierując się w stronę pokoju wspólnego.

Zanim się obejrzeli, okularnik już wchodził na boisko, a Lily szła za innymi uczniami na trybuny. Usiadła między Dianą i Evelyn, a Nina za nią. Rudowłosa siedziała jak na szpilkach, gdy oczekiwała rozpoczęcia.

- Witam serdecznie wszystkich uczniów i nauczycieli, zgromadzonych na meczu Grofonów z Puchonami - powiedział komentator.

- Kapitanowie mają uścisnąć sobie ręce! - rozległ się głos pani Hooch.

Po chwili wszyscy wzbili się w powietrze.

- Dziesięć punktów dla Gryffindoru! - mówił komentator.

Gryffindor prowadził osiemdziesiąt do czterdziestu, ale Lily cały czas patrzyła na James'a. Stał w miejscu, rozglądając się za zniczem, a jednocześnie śledząc tłuczek i pałkarzy. Ale wtedy coś błysnęło im przed oczami. Mała, złota piłeczka latała w drugim końcu i oboje - James i Nathan - w tym samym czasie polecieli w jej kierunku.

Teraz Lily zamknęła oczy, bo trochę się bała, jednak po chwili znów je otworzyła, stwierdzając, że nie może tego przegapić. Obaj pędzili w dół, ale wtedy stało się coś strasznego. Dziewczyna nie widziała tego dokładnie, bo siedziała na drugim końcu, a w powietrzu wisiała jeszcze poranna mgła.

Wszystko stało się w jednej chwili - rozległo się buczenie, jednocześnie mieszając się z wiwatami i okrzykami radości. Wszyscy pchali się do przodu, by dokładnie zobaczyć, co się stało. Gdy Lily stała już w wystarczającej odległości, zauważyła go. Osłupiała, a nogi zrobiły jej się jak z waty.

- O nie.

Złap mnie ~ Jily [ZAWIESZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz