Rozdział 36

365 21 11
                                    

Alex i Nathan zostali zwolnieni do domu aż do końca przerwy wielkanocnej.

Urodziny James'a spędzili jedynie w ósemkę, w zacisznym miejscu na błoniach.

Po powrocie Torres nie miała żadnego zamiaru rozmawiać z Syriuszem. Stała się dziwnie przygnębiona i markotna, rzadko kiedy zabierała głos. Uśmiech na jej twarzy stał się cudem, żarty wypływające z jej ust całkowicie zanikły.

Lily i James oraz Diana i Syriusz pierwszy raz poważnie się pokłócili, a Evie i Remus starali się ze wszystkich sił ich pogodzić. Niestety, wszelkie próby poszły na marne.

I tak jak druga para pogodziła się po jakimś czasie, tak między Lily i James'em zaistniał pewien niezidentyfikowany, nieznajomy im dotąd dystans. Nie było to coś strasznego, po prostu już nie całowali się na przywitanie, nie trzymali się za ręce, kiedy siedzieli czy stali obok siebie, tak jak to wcześniej mieli w zwyczaju. W pewnym sensie trochę się od siebie odsunęli.

Nic nie było już tak, jak dawniej.

I nic nie poszło tak, jak miało pójść.

Trwali tak do końca roku szkolnego. Żadne z nich nie zaczynało tematu, gdyż wiadome było, że prowadzi on jedynie do kłótni. A nikt nie czuł się na siłach, by z kimkolwiek się sprzeczać. Dodatkowo kiedy nadszedł czas egzaminów, wszystkim odechciało się jakichkolwiek wygłupów. Można było ujrzeć nawet całą czwórkę Huncwotów ślęczących przy książkach. W całym Gryffindorze zrobiło się dziwnie cicho.

Nawet nauczyciele poczuli ową niechęć, bo lekcje opierały się głównie na nudnej teorii, gdzie nawet oni sami czasem przysypiali na biurku. Dziwna aura zmęczenia niemal wisiała w powietrzu. Temperatura na zewnątrz chyba obrała sobie za cel sprowadzenie ich do grobu, bo całymi dniami szalały burze, a w niektórych korytarzach i salach zamku było naprawdę zimno.

Można rzec, że cała grupka przyjaciół trochę się unikała. Każdy z każdym miał do omówienia jakiś niewygodny temat, ale woleli to ignorować. Czarodzieje już od wieków za bardzo ułatwiali sobie życie, idąc na skróty. A dlaczego? Bo tak jest prościej.

W tym wygodnym życiu zawsze czegoś brakuje. Istnieje pewna luka, pustka, której nie da się załatać w żaden sposób. Idąc ideą prostoty pomijamy pewne części. To tak, jakby w rozprawce pominąć wstęp i zacząć od argumentów. Niektóre ważne szczegóły umykają nam sprzed nosa, jakby odlatywał motyl, koło którego przechodziliśmy. Mówi się, że to właśnie w prostocie tkwi piękno. Być może jest i tak, ale niekiedy ów prostota prowadzi także do zguby. Nikt nie powiedział, że będzie łatwo.

W przyjaźni nigdy nie należy pomijać wstępu. Owszem, pierwsze wrażenie gra dużą rolę, jeśli chodzi o relacje i właśnie wprowadzenie do tego wszystkiego jest pewną częścią całego uroku przyjaźni. Ale to, jak przedstawicie swoje argumenty, zależy już tylko i wyłącznie od was.

W przeddzień powrotu do domu w Wielkiej Sali nie słychać było wesołego gwaru, który towarzyszył im zazwyczaj przy każdym końcu roku. Pobrzękiwanie sztućców i talerzy, szuranie krzesłami i lekko zachrypnięty głos dyrektora było wszystkim, co tego wieczoru dało się usłyszeć. Nikt nie żartował, nie rozmawiał, zdarzały się jedynie pojedyncze szepty między młodszymi uczniami.

Mimo wszystko, kilka tygodni temu Alex i Ivan zostali prawdziwą parą. Dziewczyna otrzymała całodobowe wsparcie, za co była niezwykle wdzięczna chłopakowi. Podziwiała go za to, że zamiast próbować ją pocieszyć, po prostu siedział przy niej, trzymając ją za rękę. Słowa tam były zbędne, wystarczyło spojrzeć jej w oczy, by wiedzieć, że nie miała żadnej ochoty na pogaduszki. Zazwyczaj wyglądało to jak:

— Nie chcę rozmawiać, Ivan.

— Więc nie rozmawiajmy. Po prostu dotrzymam ci towarzystwa.

Po powrocie do Pokoju Wspólnego Lily i James znów posprzeczali się o jakaś błahostkę i rozeszli do swoich dormitoriów, w akompaniamencie znudzonych głosów. Początkowo każdego dziwiło, jak tak idealna dotąd para może się kłócić, ale ów zakochani ostatnio sprzeczali się tak często, że przestało to kogokolwiek dziwić.

Jedyną szczęśliwą tutaj parą byli Remus i Evie. Nikt nigdy nie widział, by się pokłócili, a jeśli już, po kilku minutach wszystko sobie wyjaśniali i wzajemnie wybaczali. Być może to dlatego, że oboje byli spokojni i cisi, nienawidzili sprzeczek i skakania sobie do gardeł. Mimo wszystko, zawsze jasno stawiali sprawę, obawiając się wszelkich niedomówień. Znali się na wylot, a nadal potrafili zaskoczyć. Nikt nie wyobrażał sobie lepszego związku.

Remus stał się za to aż nadto szczęśliwy. Wiedząc, że ma przy boku osobę, która akceptuje go mimo jego odmienności, nie martwił się wprawdzie niczym. Był święcie przekonany, że Lily i James są sobie przeznaczeni, więc ich drogi prędzej czy później i tak znów się skrzyżują. A wszyscy już dobrze wiemy, jak to działa, prawda? 

Przeznaczeniu czasami trzeba trochę pomóc.

Nim się obejrzeli, zajmowali już miejsca w pociągu powrotnym do Londynu. James, Syriusz i Peter usiedli w przedziale zupełnie oddalonym od tego, który zajmowali Remus, Evie, Diana i Lily. Podróż trwała kilka godzin, choć żadne z dwóch grup nie odezwało się choćby słowem. No, raz Evie szła do wózka z przekąskami, pytając, czy kupić coś reszcie, ale wszyscy odmówili.

Teraz, kiedy większość wreszcie poczuła smak wakacji, w większości przedziałów wybuchły żywe rozmowy. O wynikach egzaminów, o parach które zeszły się i rozeszły w tym roku (nie omijając oczywiście pikantnych teorii dotyczących Lily i James'a) oraz spekulowanie szóstych klas co do egzaminów końcowych, na zakończenie siódmego roku.

Dopiero teraz niektórzy spostrzegli, że został im już tylko rok z przyjaciółmi. Później każdy rozejdzie się w swoje strony. Być może już nawet nigdy się nie spotkają. To śmieszne, jak kończą się szkolne przyjaźnie. Ludzie gotowi są oddać za siebie życie, wskoczyć za sobą w ogień, a później jak gdyby nigdy nic przestają się znać. Tak działają ludzkie obietnice.

Gdy pociąg zgrzytając, zatrzymał się na stacji King's Cross, rozległ się wesoły gwar. Trzaski otwieranych drzwi przedziałów, czarodzieje przepychający się między innymi, rodzice z wyczekiwaniem oglądający za swoimi pociechami.

Mimo wczorajszej kłótni, jaka zaistniała między Lily i James'em, chłopak podbiegł do dziewczyny i mocny ją przytulił, zapewniając, jak bardzo ją kocha. Ona odpowiedziała mu tym samym. Okazuje się, że oni po prostu, mimo sprzeczek, nadal nie potrafią do końca z siebie zrezygnować. Może to i dobrze?

Z Alex nawet nie pożegnały się inne osoby z Gryffindoru. Całe trzy miesiące zbywała spojrzenia pełne współczucia, pokrzepiające klepania w ramię i wiele innych gestów, jakimi ludzie starali się ją pocieszyć. Ale ona przecież tego nie chciała. 

Nie chciała również żegnać się z Ivanem, bo w końcu to ostatni raz, kiedy po skończonym roku wracają razem pociągiem. Za dwa miesiące już go nie będzie. Związek na odległość to coś okropnego, bo świadomość, że nie możesz w każdej chwili przytulić się do ukochanej osoby skutecznie spędza sen z powiek.

Podsumowując, gdy my lub ktoś z naszych znajomych kończy szkołę, dopiero wtedy orientujemy się, że z niektórymi osobami przyjaźniliśmy się tylko dlatego, iż widzieliśmy je niemal codziennie przez dziesięć miesięcy.

Złap mnie ~ Jily [ZAWIESZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz