Dni mijały, a oni nadal pozostawali bez jakiejkolwiek wiadomości od Diany, czy choćby Syriusza. James przestał już nawet liczyć, który list z kolei wysyłał. W końcu zaprzestał pisania wiadomości, zrozumiawszy, że może zbytnio się narzucają.
Do końca wakacji pozostały już tylko dwa tygodnie, a podręczniki przecież nie kupią się same. Jak zawsze, zaplanowali dzień i godzinę, wybierając się na zakupy całą zgrają.
Tyle, że teraz nie było "jak zawsze".
Spacerując między sklepami na ulicy Pokątnej, dziwnie było nie słyszeć kiepskich żartów Syriusza, czy ironicznych wypowiedzi Diany. Ta dwójka niemal w każdą rozmowę wtrącała swoje trzy grosze. Teraz cisza była nader męcząca.
Znacie takie uczucie? Kiedy wszystko jest na swoim miejscu, ale jednak coś nie pasuje? Kiedy macie wszystko, a jednak wydaje się, że czegoś brakuje? To dziwne uczucie jakby pustki? Tak właśnie się teraz czuli.
Dotychczas to w Czarodziejskich Niespodziankach Gambola i Japesa spędzali najwięcej czasu, lecz teraz wszyscy rozeszli się w swoje strony. Remus i Evie do Lodziarni Floriana Fortescue, Ivan i Alex do Madame Malkin, James natychmiastowo znalazł się w sklepie z Markowym Sprzętem do Quidditcha, a Lily nie pozostało nic innego, jak tylko pospacerować tą uroczą uliczką.
Co chwila ktoś ją szturchał, lekko popychał, posyłał groźne spojrzenia, kiedy go nie przepuściła, ale starała się nie zwracać na to uwagi. Jedyne, o czym teraz myślała, to nadchodzący rok szkolny. Ich ostatni rok razem.
Zdawała sobie sprawę, że po skończeniu szkoły każdy z nich pójdzie w swoją stronę. Wyobrażała sobie to nocą, w łóżku, w akompaniamencie cichych oddechów śpiącego okularnika. Niestety, do głowy przychodziły jej same czarne scenariusze, jak ten, że mijając się na drodze, nawet się do siebie nie uśmiechną, ale tylko z szacunkiem pozdrowią skinieniem głów. Wiedziała też, iż do tego czasu pewnie jeszcze wiele w ich charakterze się zmieni, dlatego szczerze się tego obawiała.
To nie mogło się tak skończyć.
Zyskiwać przyjaciół przez lata, a tracić w zaledwie jeden dzień dotychczas było dla niej czymś niewyobrażalnym, niemożliwym. Czymś, co nigdy nie miało nastąpić. Ale im bliżej jest się tej możliwości, z tym większą siłą dociera do nas, jak wielkie są na to szanse.
Przy jednym ze sklepów stała kobieta. Przyglądała się wystawie i co chwila kiwała do siebie głową. Rudowłosa od razu rozpoznała jej twarz. Mimo, iż widziała ją tylko kilka razy na peronie dziewięć i trzy czwarte, bez problemu mogła poznać jej twarz, tak bardzo podobną do twarzy jej córki. Niepewnie podeszła bliżej.
- Dzień dobry, pani Harper - powiedziała dosyć cicho, by nie przestraszyć spiętej już kobiety, lecz również na tyle głośno, by ta usłyszała ją mimo panującego gwaru.
Pani Harper spojrzała na nią. Była blada, miała podkrążone oczy i Lily mogłaby nawet przysiąc, że strasznie schudła, od kiedy widziała ją ostatni raz na peronie, po zakończeniu tego roku szkolnego. Kiedy tylko zrozumiała, kim jest dziewczyna, uśmiechnęła się słabo, ale przyjaźnie.
- Dzień dobry, Lily - odpowiedziała spokojnie - jak się masz? Jesteś tutaj z James'em?
- Mam się dobrze, dziękuję - chciała dorzucić jeszcze "a pani?", ale w ostatniej chwili zrezygnowała z tego pomysłu. - Tak, przegląda rzeczy do quidditcha. Wie pani, jak to z chłopakami - wywróciła oczami i się uśmiechnęła, a kobieta przytaknęła.
- Nie będę cię zatrzymywać, kochanie - położyła rękę na jej ramieniu - ja też muszę już lecieć. Do zobaczenia, Lily.
Kiedy kobieta miała już odchodzić, rudowłosa biła się z myślami. Zapytać, czy nie? Wyjść na natrętną, czy może obojętną? W końcu wydusiła jednak:
- Czy mogłaby pani - kobieta odwróciła się w stronę dziewczyny - czy mogłaby pani przekazać Dianie, że będziemy w tym samym przedziale, co zawsze?
Pani Harper nieco spochmurniała, ale pokiwała głową. Ostatni raz uśmiechnęła się i ruszyła w stronę wyjścia z ulicy. Lily jak najprędzej popędziła by znaleźć James'a i o wszystkim mu opowiedzieć.
CZYTASZ
Złap mnie ~ Jily [ZAWIESZONE]
Fanfiction"Lily od zawsze nienawidziła milczenia. Nieodzywania się do siebie, niepisania. Według niej, obojętność była o wiele gorsza od zerwania znajomości. Bo wtedy przynajmniej wiesz, na czym stoisz. Mniej więcej masz pewność, że droga pod tobą nie zawali...