Rozdział 11

741 48 45
                                    

Z mgły wyłoniła się najpierw ciemna czupryna włosów, później ręka wygięta w nienaturalny sposób. Kilka metrów od leżącego i zwijającego się z bólu Nathana, stał James, podnosząc do góry rękę, w której trzymał znicz.

Kilka minut później profesor Hooch i Johnson niosły Nathana do skrzydła szpitalnego. Lily poczuła łzy, spływające strużkami po jej policzkach.

- Nathan...

Chłopak wrócił ze skrzydła szpitalnego dopiero po kilku dniach. Mimo, że cały czas zapewniał, iż wszystko w porządku, Lily widziała, że coś nie gra. Coraz rzadziej się spotykali, a okazywanie uczuć w miejscach publicznych przychodziło im znacznie trudniej, niż dotyczchas.

Święta Bożego Narodzenia zbliżały się wielkimi krokami, jednak dzień przed wyjazdem na przerwę, Lily przeżyła szok. Gdy siedziała na dziedzińcu razem z Nathanem, profesor McGonagall podeszła do nich i powiedziała:

- Profesor Dumbledore chce widzieć pana Torresa i pannę Evans w swoim gabinecie za kwadrans.

Oboje zrobili zdziwione miny, lecz poszli za kobietą. Stanęli przed gargulcem, który rozsunął się po wypowiedzeniu hasła.

- Dyniowe paszteciki.

Niemal zamarli, gdy weszli do gabinetu. Lily ujrzała tam piękną, wysoką kobietę o bujnych, brązowych włosach. Tę samą kobietę pokazywał jej Nathan, gdy przeglądali jego rodzinny album. To była matka Nathana.

- Pana matka chciała porozmawiać z panem oraz panną Evans, panie Torres - oświadczył Dumbledore. - Wyjdę na zewnątrz, by mogli państwo swobodnie rozmawiać.

Dumbledore i McGonagall wyszli, a kobieta założyła ręce. Wpatrywała się w Lily i Nathana, chyba czekając, aż oni zaczną.

- Mamo - powiedział wreszcie brunet. - Co ty tu robisz?

- Och, Nathan, ty dobrze wiesz, co ja tu robię - zaśmiała się ironicznie. - Jeszcze jej nie powiedziałeś? - teraz zwróciła się do Lily - będziecie musieli zerwać, złociutka.

- Słucham? - oburzyła się rudowłosa. - Że niby ja mam zerwać z Nathanem, bo pani tak chce?

- W rzeczy samej, skarbie - jej głos był tak przesłodzony, że aż wywoływał wymioty. - A jeśli spróbujecie spotykać się potajemnie, moja siostra się o tym dowie, jasne?

- Ale my przecież...

- Koniec dyskusji - powiedziała stanowczo. - I nie chcę już nigdy widzieć was razem.

- Ale proszę pani - powiedziała Lily, jednak kobieta zniknęła już z kominka, w którym przed chwilą stała.

Rudowłosa nawet się nie odzywając wybiegła z gabinetu. Nathan po chwili ją dogonił.

- Lily, ja...

- Nawet nie zaczynaj - przerwała mu, a po jej policzku poleciała pierwsza łza. - Skoro twoja matka chce, żebyśmy zerwali, to tak będzie. To koniec, Nathan.

- Ale... Co? - zdziwił się. - Zrywasz ze mną, bo moja matka tak chce?

- Nie, zrywam z tobą, bo nawet nie kiwnąłeś palcem, by ratować nasz związek - głos jej się załamał. - Idź sobie.

- Ale ja...

- Odejdź ode mnie! - krzyknęła, rozpłakując się jeszcze bardziej. - Nie chcę cie teraz widzieć.

Złap mnie ~ Jily [ZAWIESZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz