Rozdział 41

297 20 15
                                    

Pierwszego września wszyscy przygotowali się na zły humor i przygnębienie, jakie mogło towarzyszyć Dianie. Dziewczyna jednak weszła do przedziału roześmiana, trzymając równie szczęśliwego Syriusza za rękę. Harper przelotnie spojrzała na wszystkich i zapytała:

- Co wy tacy smutni? Ktoś umarł? Była stypa i mnie nie zaprosiliście? Ominęła mnie wyżerka - dodała smutno, opadając na miejsce obok James'a.

Wszyscy popatrzyli po sobie, z lekka zdezorientowani. Nikt nie wiedział, o co chodziło tym drugim.

- Ale... Co z twoim tatą? - wypalił James, zanim ktoś zdążył go powstrzymać, za co dostał w brzuch od Lily.

- A co ma być? - zaśmiała się. - Nie żyje.

Jeśli wcześniej byli zdziwieni, teraz totalnie ich zamurowało. Evans aż musiała przymknąć usta okularnika, które ten przez długi czas trzymał otwarte.

- Ale jak to, n-nie żyje? - zapytał niepewnie Remus. - Nie jest ci smutno?

- Nie - odparła, widocznie zadowolona z siebie - nienawidziłam go. Całe życie podcinał mi skrzydła i rzucał uszczypliwą uwagą na każdym roku. To przez niego porzuciłam wiele planów i zrezygnowałam z większości marzeń. Był cholernym pesymistą wśród niepoprawnych optymistów.

- A twoja mama? Wyglądała na zmęczoną, kiedy ją widziałam - wtrąciła Lily.

- Ah, tak - Diana machnęła niedbale ręką - to dlatego, że rodzina nie praktycznie nie dała jej spać. Jej też ulżyło, ale do drugiej nad ranem przez tydzień odpisywała na listy nawet od najdalszej rodziny. Wielu z nich zapewniało, że jeśli nie otrzyma odpowiedzi, to niezwłocznie do nas przyjedzie. Mama nie chciała gości, bo udawanie, że jesteśmy pogrążeni w żałobie jest męczące.

***
To nie ma nawet 300 słów, powoli się staczam.

Następny będzie dłuższy, i swear, ale chcę, żeby było przynajmniej coś takiego.

Złap mnie ~ Jily [ZAWIESZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz