16. Pierwsza naprawdę dorosła decyzja.

459 21 4
                                    

Jak wiecie, skręcenie kręgosłupa może trochę nie pomagać w pisaniu. Dla niezaznajomionych polecam przejść się na moją tablicę! Aczkolwiek udało się, ludziki! Bądźcie dumni. 

Teraz zalecam przeczytać i zostawić komentarz, bo jak zaznaczam to na każdym kroku, znaki od was dają siłę i przyspieszają proces pisania. No i umilą mi życie w kołnierzu XD Okażcie litość sierocie.

ACH, I KIERUJĘ OLBRZYMIE PRZEPROSINY DO MIESZKAŃCÓW ŁODZI. PRZYMKNIJCIE OKO NA TREŚĆ ROZDZIAŁU, BŁAGAM.


*****



Wychodziłem biegać wcześnie rano, gdzieś w okolicach siódmej. Do domu wracałem dopiero pod wieczór, krótko przed osiemnastą. Właśnie tak wyglądał niemal każdy mój dzień odkąd wróciłem od Magdy. Potrzebowałem takiego odosobnienia, żeby zebrać myśli i nie pozwolić stresowi pożreć mnie od środka. Zabawne, że nie czułem nawet upływu czasu. Doby zlatywały w tempie godzin – ledwo wstałem, już kładłem się spać. Może to bieganie wypompowywało mnie tak mocno, że nie kontaktowałem prawidłowo?

Próbowałem zebrać się w sobie, by zrobić coś pożytecznego, przestać przepuszczać dni między palcami, lecz brakowało mi na to wystarczających chęci. Moja silna wola gdzieś się zagubiła i odnajdywała się jedynie wtedy, gdy zajeżdżałem do Magdy. W innych sytuacjach pozostawałem wrakiem człowieka i chyba tylko jednej osobie tak naprawdę to przeszkadzało, by zechciała coś z tym zrobić.

Powinienem przestać się dziwić, że siedziała w salonie, kiedy wracałem do domu. Kilka razy do nas zawitała, a właściwie do mnie. Na początku przyjeżdżała około trzynastej, później nauczyła się, by wybierać późniejsze pory, które wpasowywały się w godziny jej pracy. Nie pozwalała mi od siebie odsapnąć na dłużej niż cztery dni i w sumie tylko tym przełamywała rutynę, w którą popadałem. To jej odwiedziny wprowadzały coś nowego i to dzięki niej, jeszcze zwracałem uwagę na datę.

I choć nie siedziała ze mną za długo, bo raptem półtora godziny, w porywach dwie, za każdym razem dokonywała czegoś niemożliwego – sprawiała, że na mojej twarzy gościł szczery, w pełni niewymuszony uśmiech. Co lepsze, nie zachowywała się, jakby to był jej główny cel. Po prostu w trakcie rozmowy samo tak wychodziło, aż w pewnym momencie zapominałem, że moja siostra umierała. Ten przerywnik w rzeczywistości nie trwał za długo, tylko tyle ile sam bym chciał. Krótka chwila odetchnienia.

Nie zorientowałem się, od kiedy już na sam jej widok poprawiał mi się humor. Nie zarejestrowałem momentu, w którym co sił w nogach biegłem do domu, licząc na to, że już tam była. Gdy jej nie zastawałem, odczuwałem lekki zawód i jak zwykle zamykałem się w swoim pokoju, czasami rozmawiałem z mamą, ale nigdy nie jadłem z rodziną kolacji. Wracałem do swojej izolatki, z której nie zamierzałem wychodzić bez dobrego powodu.

Raz zdarzyło się, że wróciłem wcześniej niż zwykle i dopiero po jakiejś pół godzinie Weronika się zjawiła. Tego dnia akurat złożyłem Magdzie wizytę w szpitalu i po powrocie i tak zamierzałem się z nią skontaktować. Gdy się do niej dodzwoniłem, pierwsze co usłyszałem to:

- Zaraz zapukam wam do drzwi, więc poczekaj i pogadamy.

Po czym rozłączyła się i tak jak obiecała, kilka minut później w domu rozległ się dźwięk dzwonka. Każdy doskonale wiedział już, kto to był i po prostu krzyczał: „Otwarte!". Nie zdziwiłbym się, gdyby mama pewnego dnia sprezentowała jej dodatkowy komplet kluczy, żeby już w ogóle czuła się u nas jak u siebie.

Para życzeńOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz