25. Gdzie nienawiść walczy z miłością.

268 16 4
                                    

Tak, tak, długo mnie nie było. Chyba nikogo to już nie dziwi. Ten rozdział był bardzo trudny dla mnie do napisania, bo nawet teraz nie jestem pewna, czy właśnie tak chciałam to poprowadzić. Z pewnością ta wersja jest najbliżej tego, co chciałam osiągnąć. Mam nadzieję, że się spodoba. Następnego rozdziału możecie oczekiwać w przyszłym tygodniu, bo już jest gotowy. 💜❤

******

Kiedyś tata powiedział mi: „Synku, agresją nigdy nie rozwiążesz żadnego konfliktu. Do pewnych spraw musisz dorosnąć, żeby dostrzec, gdzie wyznaczone są granice. Ale pamiętaj, jeśli tylko ktoś odważy się je przekroczyć, nie wzbraniaj się. Pokaż, że umiesz walczyć. Dosłownie."

Zapamiętałem doskonale ten moment. Przyszedłem ze szkoły z rozciętym łukiem brwiowym po tym jak Sebastian przywalił mi drzwiami w szatni. Mama opatrywała mi ranę, a tata słuchał moich skarg. Mówiłem wtedy, że nienawidziłem Sebastiana, bo się na mnie uwziął, ale to nie była prawda. Po czasie to zauważyłem. Jako dzieciak, świeży gimnazjalista w nowym mieście, po prostu się go bałem. Wzbudzał we mnie przerażenie, jak mało kto inny. Nie ośmieliłbym się podnieść na niego głosu, a co dopiero ręki.

Ta słabość cholernie mnie drażniła, bo naprawdę chciałem mu kiedyś oddać. Pokazać mu, że ze mną nie można zadzierać i sprawić, by pożałował każdego złego słowa i każdej złej myśli na mój temat. Chciałem, by to on bał się mnie, ale nie wiedziałem jak do tego doprowadzić.

Kilka lat później, w zatęchłej melinie, po której roznosił się smród wsiąkniętego w ziemię piwa i zgnilizny, już wiedziałem. Odpowiedź pojawiła się kiedy tylko zrozumiałem, że strach przed Sebastianem odszedł w niepamięć. W jego miejsce wkroczyła olbrzymia nienawiść. Tak olbrzymia, że sam ledwo dawałem sobie z nią radę.

Przyglądałem mu się, szukając w nim śladów po tym chłopaku, który prześladował mnie w gimnazjum i który nie tak dawno, ośmielił się zaatakować jedną z najważniejszych osób w moim życiu. W pustym wyrazie twarzy i obojętnym spojrzeniu nie dostrzegłem znaku po obecności któregokolwiek z nich. Choć doskonale ich ukrył, wciąż wiedziałem, że gdzieś obydwu trzymał. I czułem, że kiedy tylko ich uwolni, to go zniszczę. Bez względu na wszystko.

To on odezwał się jako pierwszy po tym, jak między nami zapadła głucha cisza.

– Podejrzewałem, że możesz tu być, ale sądziłem, że jednak odpuścisz. Przynajmniej dzisiaj. – Jego głos brzmiał znajomo, a jednocześnie odlegle. Zupełnie jakbym zdążył już go zapomnieć, a teraz przywodził powoli bolesne wspomnienia.

– Słucham o tobie od ponad tygodnia. Jak mógłbym odpuścić spotkanie z kimś, kto tak długo zawraca mi dupę? – odwarknąłem.

– To nie w twoim stylu, wiem.

Podniosłem się z kanapy. Choćby Sebastian podskakiwał tak długo, na ile starczyłoby mu sił, nigdy nie oszukałby genetyki, która dawała mi przewagę o głowę we wzroście. Póki co trzymaliśmy dystans, więc nie było to tak widoczne, lecz atmosfera stawała się coraz bardziej napięta. Lada chwila mógłbym znajdować się tuż przy nim, robiąc zamach przed ciosem, którego żadna cząstka mnie by nie pożałowała.

–Widziałem cię – odrzekłem ostro. – Dlaczego za nami szedłeś?

Wtedy, kiedy odprowadzałem Weronikę. Wtedy go zauważyłem.

Para życzeńOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz