33. Nieważne jak daleko będzie.

63 4 0
                                    

Był poślizg mały w terminarzu przez problemy z zasięgiem i sprzętem na wakacjach po sesji. Ale już wracam, a do ponownego publikowania "23 życzeń" dla świętego spokoju ustawię zaplanowane publikacje. Tak dawno mnie tu nie było, że wyleciała mi z głowy taka opcja.

Jeszcze co do epilogu, pojawi się do końca tego tygodnia, więc zapewne w niedzielę. Z kolei pierwszy rozdział "23 życzeń" (nowy) w poniedziałek. Chciałabym dać jeszcze trochę czasu sobie i wam na pozostawienie starej wersji za sobą.

~*~


Gdy pozbyłam się ze swojego życia na dobre Sebastiana, okazało się, że w niepisanej umowie uwzględniono także Izę. On wyjechał na drugi koniec Polski, ona nieco bliżej, lecz wciąż dość daleko, by nie uwzględniać mnie i Fabiana w swoim życiu. Po urodzinach wręczyłam mu jej prezent i obserwowałam w ciszy jak radość względnie świeżo zawiązanym związkiem niknie w jego oczach. Strata Izy na moment przyćmiła zyskanie dziewczyny, spojrzał na mnie z pytaniem, co robić, a ja nie miałam na podorędziu żadnej odpowiedzi. 

Bo nie wiedziałam, jak to możliwe, by po prostu odciąć się od kogoś z dnia na dzień. I to nie od byle kogo, bo od ludzi, których nazywało się swoimi przyjaciółmi i obiecało być z nimi na dobre i złe. 

Przetrwaliśmy jednak utratę Izy, doczekałam się wyprowadzki Sebastiana, o której Tomek poinformował wpierw Bartka, by przestał wreszcie chodzić spięty po mieście. Sebastian odzyskał swoje pieniądze, więc oficjalnie nic mnie już z nim nie łączyło.

Poza blizną.

~*~

Miesiące upływały, a ja wciąż miałam po niej ślad. Zerkałam na nią co noc, przebierając się w piżamę po dniach spędzonych na cieszeniu się każdą sekundą bliskości Bartka przed wyjazdem, obserwowaniu Fabiana cieszącego się związkiem z Julką i byciu maglowaną przez Tomka, gdy ćwiczyłam na placu za jego warsztatem prowadzenie auta przed egzaminami.

Bartek wrócił do gry w siatkówkę chwilę po sylwestrze, jakby jego noworocznym postanowieniem stało się poświęcenie jej w stu procentach. Musiałam przyznać, że tęskniłam za nim na boisku, nie tylko przez wgląd na wnoszoną wartość do gry. Uwielbiałam go oglądać i póki grał w lokalnym klubie, nie miałam całej Polski do pokonania, by go obserwować na żywo.

Po szkole bardzo często do niego zachodziłam, spędzając w jego domu porównywalną ilość czasu, co w swoim własnym. Rodzicom nie uśmiechało się zostawiać mnie u niego na noc, ani gościć u nas jego. Chociaż znali jego i mnie, to ze swoim pojęciem o nastolatkach, nie ufali nam w najmniejszym stopniu. 

Dochodziło między nami do zbliżeń, ale po raz pierwszy przespaliśmy się ze sobą po jego powrocie z pierwszego zgrupowania, które odbyło się w maju, tuż po maturach. Może przemawiała mną tęsknota, a może fakt, że w czasie jego nieobecności zaszłam do ginekologa po tabletki i się przebadałam. Nie wpadłabym na to, gdyby któregoś razu w przypływie matczynej powinności, mama nie kazałaby mi usiąść ze sobą w salonie i z nią porozmawiać. W każdym razie po naszej pierwszej wspólnej nocy miałam jeszcze mniej pojęcia odnośnie tego, jak przeżyję rozłąkę z nim. 

Minęły kolejne miesiące i Bartek zdążył odebrać wyniki z matury. Skwitował to prostym przekazem, że zdał, a z rozszerzonego angielskiego udało mu się uzbierać prawie maksymalną ilość punktów. Lada chwila miał wyjechać na pierwszy turniej kadrowy - Mistrzostwa Europy do Bułgarii. Zbierałam pieniądze na bilet i odwagę na podróż samolotem, gdy nadszedł moment, w którym zdałam sobie sprawę, że za każdym razem, gdy coś mnie stresowało, sięgałam dłonią do uda i próbowałam wyczuć pod materiałem spodni bliznę. Przypominałam sobie wówczas, że doświadczyłam już czegoś nieporównywalnie gorszego i przeżyłam. Cała reszta nie mogła się z tym równać.

Para życzeńOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz