6. Zapas szczęścia.

566 28 7
                                    

Na samym początku kilka spraw.

1. Rozdział jest dość poważny (nareszcie) i ma ponad 10 000 słów, więc przygotujcie sobie trochę wolnego czasu. Ktoś tęsknił za taką długością? :D 

2. Muzyka w multimediach nie jest przypadkowa. Radzę odsłuchać, wczytać się w treść, a później nie pożałujecie (raczej). Swoją drogą, przyrzekam, że ten tekst przypadkiem tak dobrze można dopasować do Bartka. I nie szukać mi tu dwuznaczności. 

3. Zanim przejdziecie do rozdziału mam pytanie, na które zalecam odpowiedzieć. Zastrzegam, że poruszamy tu poważną tematykę i niech to pytanie was nie zmyli. Wyobraźcie sobie, że bohaterowie tego opowiadania zmieniają się w psy. Tak, w psy. Jaka rasa psa według was pasowałaby do Bartka? Proszę, zastanówcie się przez chwilę i udzielcie sobie odpowiedzi. Zapewniam, że w trakcie czytania poznacie moją (XDDDD). Dla tych co lubią wyzwania polecam uzasadnić swój wybór. A jeżeli ktoś chce mnie skontaktować ze specjalistą, polecam pisać do mnie na priv XDD


******





     Jadąc do szpitala, myślałem o tym, co by się stało, gdybym nie odebrał tego telefonu i do końca wieczoru został z Weroniką.

Po raz pierwszy miała nocować u mnie od dłuższego czasu i nawet jeśli tego nie przyznawała, widziałem, że nie mogła się doczekać. Byliśmy w kinie na maratonie horrorów, bo ubzdurało jej się, że to będzie świetna zabawa. Gdzieś w połowie pierwszego filmu, gdy inne dziewczyny w sali zaczynały już piszczeć i krzyczeć do bohaterów, żeby nie robili czegoś, co oczywiście przybliży ich do potwora lub psychopaty, z Weroniką rozmawialiśmy o tym, jakie to nudne, schematyczne i przewidywalne. W sumie zaskoczyła mnie, że jako jedna z niewielu jak nie jedyna dziewczyna, którą znam, w czasie oglądania horroru mogła wysiedzieć w miejscu bez podskakiwania ze strachu, a nawet w pewnym momencie przysnąć. Na koniec przyznała, że takie filmy po prostu jej nie straszą.

Mimo nieudanego seansu, musiałem przyznać, że bawiłem się całkiem dobrze, słysząc jak Weronika krytykuje poszczególne postacie i ich grę aktorską. Nie znałem jej jeszcze od strony recenzenta i po tym zapoznaniu uznałem, że biedni byli ci, których brała pod lupę. Nie pozostawiała na nikim suchej nitki i jak coś się jej nie podobało, mówiła to otwarcie bez owijania w bawełnę. W pewnym momencie puściła kontrolę nad językiem i niektórych bohaterów zaczęła wyzywać. I w sumie, choć to nie był powód do śmiechu, pod koniec całego maratonu nie mogłem wytrzymać i gdy tylko się odzywała, żeby coś skomentować bawiła mnie bardziej, niż beznadziejne efekty specjalne i samozwańcze hity kina grozy.

Wychodząc z kina, wpadliśmy na kogoś, kogo akurat się nie spodziewałem – czworo chłopaków z mojej drużyny, którzy śmiejąc się weszli do środka. Wszyscy z rozpiętymi kurtkami, plecakami przewieszonymi przez ramię i ciemnymi potarganymi włosami, jakby w ten sposób chcieli pokazać, że na co dzień należą do tej samej ekipy. Uśmiechy na ich twarzach automatycznie zgasły, gdy zobaczyli mnie. Zastygli w przejściu i nie wiedząc co dalej robić, błądzili wzrokiem między mną a sobą.

- Och, siema, kapitanie – pierwszy odezwał się Antek, nasz środkowy. – My tu tylko przelotem. Zaraz się zmywamy, wcale nie mieliśmy zamiaru imprezować.

- Właśnie, Hubert chciał tylko odebrać swoją pizzę na wynos. – Powiedział Szymon, nasz libero.

- Miał na myśli bluzę – wtrącił Hubert, nasz przyjmujący. – Pożyczyłem ją siostrze, ale zapomniała zabrać, gdy wracała z imprezy.

Para życzeńOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz