List 17

55 9 1
                                    

______________________________________

Szkarłatne strumienie zdobią moją duszę...

Duszę się...

Duszę...

Zmarniałości mojego istnienia, odebrana miłości rozszarpanego serca!

Uratuj nas...

Uratuj mnie...
______________________________________

Łapczywie nabierając powietrza, trzymałem w dłoniach pudełko, obracając je niespokojnie, bez żadnego przemyślenia i celu.

Łzy tworzyły źródła mojej rozpaczy, a machina zagłady zamknięta szczelnie w ciemnym pudełku, nie miała zamiaru się ukazać.

Boleśnie złota kłódka, drwiła ze mnie śmiejąc w niebo głosy. Rozsadzała czaszkę swym ostrym dźwiękiem rozbawienia. Równie złota, co niegdyś błysk w jego oku, na mój widok.
______________________________________

Zniszczenie przepełnia mnie, niczym nieokiełznany ocean morskiej toni.

Rażąca barwa, zachodzącego słońca towarzyszy mi subtelnie znikając w tańcu, wraz ze mną.

Gorycz podsuwa mi nieprzychylne instrukcje, które gdyby ujrzał świat zewnętrzny, skutecznie by je obalił.

Ale co, jeśli to jedyne wyjście z tej emocjonalnej pułapki?
______________________________________

Usilnie starałem się podnieść. Za wszelką cenę chciałem otworzyć, to niczemu winne pudełko, które połyskiwało w wpadających promieniach, przez lekko rozchylone zasłony.

Widząc w nim swoje zmarniałe, zniekształcone odbicie, załkałem żałośnie.

Tak właśnie się czułem- ŻAŁOSNY

Każdy z opuszków palców odczuwał, wszystkie możliwe bodźce, stykając się z metalicznie chłodną powierzchnią.

Podparłem się bladą niczym opadnięty płatek lilji ręką o bolesną ścianę, równie bolesnego miejsca. Miejsca, gdzie nasza miłość miała w końcu ujście, wylewając wręcz oknami, szparami,drzwiami- SYPIALNIA...

Muśnięta odcieniem bordu róży i szarego. Teraz widziałem tylko dwa podstawowe kolory- CZERŃ i BIEL

W środku czułem narastający gniew i falę rozpaczy, która pojawiała się niezapowiedzianie i z podwójną, jak nie potrójną siłą. Wydałem z siebie krzyk, cisnąc całymi swoimi resztkami sił, bogu ducha winnym metalowym pudłem, które z impetem uderzyło w różaną ścianę, za łóżkiem.

Oazą namiętności i bliskości dwóch kochanków, którzy już nie istnieli.

Dźwięk zetknięcia z murami, dudnił mi w uszach.

Chwyciłem swe włosy ciągnąc za nie boleśnie i krzycząc nie zrozumiałe słowa. To cholerne pudełko, nawet nie drgnęło, nadal uporczywie pilnując swojej zawartości.

-Yoongi?! Co tam się dzieje?! Yoongi!

Krzyki wydobywające się z ust Taehyunga rozbijały się od ścian. Moje nogi się ugięły pod własnym ciężarem, pośladki nieprzyjemnie wbijały w pięty, a dłonie opierały z przodu o zimne drewno. Przydługa grzywka, przysłaniała spływające po mnie emocje, niczym potok z góry.

-Hyung! Proszę, wyjdź z tamtąd. Wróć do nas!

Wiedziałem, że Jeongguk ma wiele siły, jednak nie wiedziałem, że na tyle by drewniane drzwi, aż tak się trzęsły od zwykłego pukania.

My Sweet Rose «~YOONSEOK~»Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz