Rozdział 27

2.9K 147 2
                                    

W pracy nie mogłem się na niczym skupić, w głowie ciągle miałem moją żonę. Wiem, że źle zrobiłem okłamując ją co do Victorii, ale musiałem to zrobić. Bałem się że jak powiem jej prawdę, to zepsuje to, że zaczyna mnie dążyć zaufaniem, to co teraz jest między nami. Zakochałem się w niej, zakochałem po uszy, dzięki niej się zmieniam na lepsze. Jest moją nadzieją, moim wybawieniem, moją przyszłością. Dlaczego akurat teraz musi się wszystko piprzyć z Victorią, niech to szlag jasny trafi. Chodziłem po gabinecie nerwowo w tą i spowrotem pocierając skronie i próbując rozwiązać jakoś tą patową sytuację, ale to na nic, nic nie przychodziło mi do głowy.
Wróciłem myślami do wczorajszego wieczoru i postanowiłem, że dziś powiem Marii prawdę, co ma być to będzie, ale muszę stawić temu czoła. Przypomniało mi się coś jeszcze i postanowiłem, że chcę spełnić marzenie mojej żony. Wszedłem w przeglądarkę i zacząłem szukać lokalu na wynajem, aby moja żona mogła tam uczyć dzieci grać na pianinie. W oko wpadł mi szczególnie jeden lokal w centrum miasta i postanowiłem, że zadzwonię.

Na zobaczenie lokalu umówiłem nas jutro, mimo że miałem dziś trochę pracy, postanowiłem że wyjdę wcześniej bo i tak dziś z tego nic nie będzie. Czekała mnie dziś bardzo trudna rozmowa z moją żoną. Obawiałem się jej bardzo, nie wiem jak zareaguje i tego boję się najbardziej, może wcale nie będzie tak źle w końcu to piękna i wyrozumiała kobieta. Mój telefon zaczął dzwonić i to znów Victoria, nie wiem który to już raz dzisiaj. Odrzuciłem połączenie po raz kolejny. Najpierw muszę porozmawiać z moją żoną. Wyszedłem z gabinetu i wpadłem na mojego ojca.

- Synu, możemy porozmawiać w moim gabinecie? - spytał mnie obejmując mnie ramieniem.

- Czy to nie może poczekać do jutra? Spieszę się do domu.

- Nie zajmę ci dużo czasu - już kierowaliśmy się do jego gabinetu.

Jego gabinet niczym nie różnił się od mojego, zasiadł za biurkiem, a ja naprzeciw niego. Zlustrował mnie swoimi bystrym spojrzeniem.

- Jak ci się układa z Marysią? - serio? Nie mogło to poczekać do jutra? - Zrozum matka się martwi o was, suszy mi głowę codziennie, bo nie chcę się narzucać, ale górę bierze nad nią, jej instynkt macierzyński.

- Myślę, że jest coraz lepiej, uczymy się wzajemnego zaufania - powiedziałem znudzony.

- Odkąd wróciłeś że Stanów Zjednoczonych jesteś bardzo zamknięty w sobie, masz do nas żal że cię tam wysłaliśmy? - zawsze z ojcem miałem dobry kontakt, gdy dowiedzielem się w jakim celu sprowadzili do domu Marię byłem na nich wściekły, że sam nie mogę kierować swoim życiem, ale teraz wiem że dzięki nim mam wszystko czego potrzebuje.

- Kocham ją, nie powiem że jest łatwo, bo ma trudny charakter ale pracuję nad tym. Nie mam do was żalu, już nie, a nawet jestem wam wdzięczny.

- Synu, to samo przechodziłem z twoją mamą, a teraz jest najlepszą rzeczą która mnie spotkała i w dodatku dała mi ciebie. Wiem, że nie mówię ci tego za często, ale jestem z ciebie dumny na każdej płażczyźnie - skinąłem głową, doceniałem to że się otworzył przede mną - Nie będę ukrywał, że czekamy na wnuki, nic tak nie umacnia związku jak dziecko...

- Nie chcę mieć dzieci i też nie widzę powodu, aby się z tego tłumaczyć - dla mnie to temat tabu, nawet jeżeli Victoria urodzi to jedyne na co może liczyć to pieniądze, nie mam zamiaru się bawić w tatusia.

- A ona? Pomyślałeś o niej? - w tym samym momencie o czymś sobie przypomniałem, zrobiło mi się słabo.

- Naprawdę muszę już iść, wpadnijcie jutro na kolację i sami ją o to zapytacie - zaproponowałem, aby jak najszybciej już móc wyjść.

Miłość przychodzi z czasem(Zakończone) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz