Ucieczka

3K 219 93
                                    

20 października 1940r

Jadwiga Jabłońska

Do Hugona przyszli dwaj oficerowie. Jeden z Abwehry, drugi zaś z Gestapo. Niemiec musiał na chwilę wyjść więc zostałam sama z dwójką. Zajmowali się sobą, żeby nie przeszkadzać poszłam do kuchni. W połowie jednak przywarłam do ściany i zaczęłam nasłuchiwać.

- Fritz, pamiętasz tego oficera SD...? Przyjaciela Huga. Ym, Kurt Heck. Podobno nawiał, aby pomagać Polakom. Tamci z Lublina już się tym zajęli, ale wiesz doszły nas słuchy, że Hugon o wszystkim wiedział i pomógł mu w tym.

- No, ale... napewno? Skąd o tym wiesz? - spytał drugi. Przeszły mnie ciarki, czy oni chcą zrobić coś oficerowi?

- Gestapo ma oczy i uszy otwarte. W tym bloku mieszka parę "moich" ludzi w cywilu. - zaśmiał się.

- Ciszej! Ta jego służąca się kręci. Ty, no i co. Wydasz go?

- Pewnie, zawsze to szybciej do rangi w górę! Zaczekam tylko do jutra. - rzekł rozbawiony Gestapowiec.

- Hugo jest porządny, ja bym nie wierzył tym twoim ludziom. - chyba w koledze z Abwehry odezwała się solidarność.

- Dobra, przestań! - skarcił go.

Weszłam szybko do pokoju, w którym przebywali goście. Nie wiem po co ja to zrobiłam. Dwójka spojrzała na mnie lekko podenerwowana.

- Panowie może jeszcze chcą coś do picia? - zaproponowałam, starając się być opanowana.

- Ja, ja. Może koniak? - spytał jeden drugiego.

- Tak, z chęcią.

- W takim razie, już niosę- uśmiechnęłam się sztucznie w stronę Niemców.

Podałam panom po szklance alkoholu i wróciłam prędko do kuchni. Zestresowana oparłam się o blat rozmyślając. Teraz już tylko poczekać na przyjście oficera. Muszę go ostrzec!

Nie musiałam długo czekać, za dziesięć minut oficer zjawił się z powrotem. Od razu poszedł do dwójki, która siedziała w salonie. Poczekam aż wyjdą, przecież nie mogę tam wbiec i stwierdzić, że jest koniec spotkania.

***

Panowie właśnie wyszli. Hugon zamknął drzwi, ja od razu pobiegłam w jego stronę rzucając się na niego.

- Co tobie? - spytał zdezorientowany.

- Hugo! Hugo oni chcą Cię wydać, dowiedzieli się o Kurcie, że nic im nie powiedziałeś! Chcą wyśpiewać przełożonym, Hugo! - szarpałam go za koszulę.

- Skąd wiesz? - zapytał, blokując moje ręce.

- Kiedy Ciebie nie było, podsłuchałam rozmowę. - patrzyłam w jego przepełnione przerażeniem oczy.

- Kurwa, wiedziałem, że poniosę za to konsekwencję. - wędrował wzrokiem po podłodze.

- Co teraz zrobisz? - spytałam załamana.

- To co powinienem, zapłacę za swoje czyny. - odparł.

- Nie, Hugo! Nie możesz! Oni Ciebie zabiją! - zaczęłam płakać, wiedząc, że jeżeli nic z tym nie zrobi, zostanie rozstrzelany. - Proszę, wymyśl coś! - upadłam na kolana przed oficerem, błagając o to, aby zmienił decyzję.

- Porozmawiam z jakimś znajomym, nie zostaniesz bez niczego. Komuś napewno przyda się gosposia. - zerknął na mnie z góry.

- Ja jestem twoją służącą! - wykrzyknęłam, opuszczając głowę w dół.

Hugo zrobił parę kroków w lewo, później w prawo i znów stanął przede mną.

- Weź co jest najważniejsze i chodź. - rzucił szybko.

- Co chcesz zrobić? - uspokoiłam się trochę, wstając z ziemi.

- Bierz te swoje manatki i znikamy stąd! - krzyknął, idąc do swojego biura.

Pobiegłam do salonu, rozglądając się na boki i rozmyślając, co by ze sobą wziąć. Napewno ciepły koc, jest już zimno. Nie, dwa ciepłe koce, dla mnie i oficera. Parę ubrań, coś do jedzenia, picia. Latałam jak poparzona po mieszkaniu. Kątem oka widziałam jak Hugo przy biurku spalał jakieś papiery. Spakowałam nas w koszyk, zarzuciłam swój beżowy płaszcz na plecy i wzięłam ciepłe koce pod pachę.

- Już idę! - rzucił szybko, kończąc unicestwianie kartek.

Było jeszcze jasno, Hugo zamknął mieszkanie i zbiegliśmy na dół.

- Idź do auta jak gdyby nigdy nic. - rozkazał.

Jak kazał tak i zrobiłam, zaraz dobiegł do mnie. Wsiedliśmy do auta, on z przodu, ja z tyłu. Spokojnie wyjechaliśmy z miasta, kierując się w stronę pobliskiej wioski.

- Co teraz zrobimy? - spytałam, zaglądając na przednie siedzenie.

- Musimy stąd wyjechać... Jak najdalej. - wytłumaczył, patrząc uważnie na drogę.

Jechaliśmy już pół godziny, zrezygnowana patrzyłam przez okno, powoli się ściemniało. Naszym aktualnym domem stało się auto Hugona. Boję się, że niedługo zabraknie nam benzyny.

***

Przez okno zaczęło wpadać jasne światło. Był już ranek, w aucie było bardzo zimno. Hugo spał oparty o siedzenie kierowcy opatulony kocykiem. Czułam okropny uścisk w brzuchu, byłam taka głodna. Wydawało mi się, że spakowałam naprawdę dużo jedzenia, jednak zostały nam dwa słoiki malinowego dżemu i chleb. Musieliśmy jechać dalej. Szturchnęłam lekko Niemca w bark. Przydałoby mu się zmienić ubranie na coś innego niż swój mundur, ale w biegu oczywiście nic nie wziął, więc byliśmy bardziej widoczni.

Hugo otworzył oczy, przecierając twarz ręką.

- Musimy ruszać. - rzuciłam beznamiętnie.

- Dobrze, poczekaj, za chwilę przyjdę. - pomrugał parę razy oczami po czym wygramolił się z auta.

Postanowiłam, że w tym czasie zrobię mu chociaż tę jedną kanapkę, aby coś zjadł. Odkroiłam więc kromkę i siłowałam się ze słoikiem. Koniec końców sama dałam mu radę. Posmarowałam pieczywo apetyczną owocową mazią. Drzwi się otworzyły i do auta wsiadł oficer. Poprawił się, obrócił i spojrzał na mnie.

- To jedziemy? - spytał, zerkając na kanapkę znajdująca sie w moim ręku.

- Tak, możesz ruszać. - podałam mu jakże bogate w rozmaite przysmaki danie.

Hugo ruszył, w tym samym czasie zachłannie zjadając ową kanapkę.

Jechaliśmy tak, aż nagle samochód podskoczył i gwałtownie stanął.

- Co jest do cholery? - Mężczyzna rozejrzał się po aucie. Wysiadł i słyszałam tylko "Sheiße", któremu towarzyszył odgłos kopnięcia w auto. Sama wyszłam z wozu i spojrzałam na maszynę. Lewa przednia opona była przebita i zanurzona w jakiejś dziurze.

- I co teraz? - spytałam załamana.

- Idziemy na piechotę... - oznajmił zrezygnowany, jeszcze raz sprzedając kopniaka feldze.

Zabrałam koszyk z jedzeniem, wsadziłam do niego dwa puszyste kocyki i zostawiając auto, ruszyliśmy piaskową drogą przed siebie...

***

Oficer Krause [Zakończone] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz