"Bójka"

2.8K 227 127
                                    

Kolejne dni mijały powoli, a my zaklimatyzowaliśmy się u Państwa Kruszczyńskich. Dziś wyjechali wszyscy, zostaliśmy tylko my z Andzią. Mała Frania zaczęła chorować, więc wszyscy czym prędzej pognali do lekarza.

Był wieczór, blondynka czytała książkę, Hugon rozpalał w piecu, a ja przyglądałam się wszystkiemu. Nagle ktoś zapukał do drzwi, słyszeliśmy stłumione "Andzia".  Dziewczyna oderwała się od czynności, którą wykonywała i poszła otworzyć. Wymieniliśmy z oficerem spojrzenia i wróciliśmy do czynności, to znaczy on wrócił, bo ja i tak niczym sensownym się nie zajmowałam.

- Nie powinieneś przychodzić tu w takim stanie. - tłumaczyła Andzia, za chwilę widziałam jak z impetem została wepchnięta do salonu.

- A tam piepszysz, Oo, nie jesteś sama? - zmierzył nas niezbyt sympatycznym wzrokiem.

- Nie jestem. - fuknęła.

- A już myślałem... - mruknął zawiedziony. Facet był nieźle nawalony... Hugo spojrzał na niego zostawiając piec i dosiadając się do mnie. Piorunował nachlanego kompana wzrokiem.

- Masz coś do picia? - spytał, odstawiając pustą butelkę na stół.

- Tobie już starczy. - stwierdziła niepewnie, nieco się cofając.

- Dawaj suko i nie gadaj, bo powiem Kazikowi. - parsknął siadając. - Coś wymyślę.

- Grzecznie do kobiety. - syknął Hugon.

- To służąca, szmata od dogadzania. Wy kim w ogóle jesteście?! - bełkotał, co chwila chwiejąc się na krześle.

Andzia kiwnęła do nas przecząco głową, dając znak żebyśmy umilkli.

- Goście Pana Kazimierza. - rzuciła i poszła do kuchni.

Wróciła i postawiła butelkę wódki na stół. Mężczyzna od razu wziął parę łyków i spojrzał z zadziornyn uśmiechem na Hugona. Coś czuję, że dziś nie będzie spokojnie.

- Specyficzna uroda. - stwierdził, uśmiechając się do oficera.

Ten nie odwzajemniając gestu nic nie odpowiedział. Wystraszona Andzia stała posłusznie przy nieznanym nam mężczyźnie. Prześwietlał ją wzrokiem, uśmiechając się.

- Idź no po szklanki, sam nie będę pił. - rozkazał.

Andzia odwróciła się i w tym samym momencie dostała porządnego klapsa od pijanego faceta. Odskoczyła wystraszona i spojrzała na niego. Hugon wstał, złapałam go za rękę, chcąc uspokoić, ale Niemiec podszedł do upojonego Pana i podniósł go z krzesła, ciągnąc za koszulę do góry.

- Ona sobie tego nie życzy, albo będziesz siedział grzecznie i chlał gorzałę, albo się pożegnamy. - pijany stał na palcach, uważnie słuchając.

- Dobrze, dobrze...  - przytaknął.

Niemiec wypuścił materiał z rąk, facet opadł z impetem na krzesło, spoglądając na butelkę z trunkiem.

Niemiec jak gdyby nigdy nic wrócił na swoje miejsce.

Pół godziny przesiedział spokojnie, popijając alkohol. Niestety po tym czasie nakręcił się i zaczął podpuszać Hugona.

- Biłeś się kiedyś? - spytał z szyderczym uśmiechem.

- Tak.

- To dawaj, pokaż co umiesz! Mogę się pochwalić, że nikt ze mną nie wygrał i ty nie będziesz wyjątkiem... - pewny siebie wstał, chwiejąc się.

Hugon uraczony trunkiem od faceta również nie był trzeźwy. Patrzyłyśmy z Andzią na dwójkę idiotów, którzy dodatkowo byli pijani. Wiedziałyśmy co się święci.

- I chcesz mieć ten pierwszy raz ze mną? - upewnił się oficer.

- No dawaj! - wymachiwał rękoma.

- Siadaj i chlej, mówię Ci... - zmierzył go Niemiec.

- No dawaj, cioto! - krzyknął.

I w tym momencie Hugon zerwał się z krzesła, podchodząc do pewnego siebie faceta. Chciałam ich powstrzymać, ale Andzia mnie zatrzymała. Bałam się, że jednak Polak okaże się lepszy od Huga, ale jednak widząc ich wzrost, zdaje się, że Niemiec ma zdecydowaną przewagę.

- No c... - facet już chciał coś powiedzieć, kiedy oficer wypalił mu pięścią w łeb.

Mężczyzna padł długą na ziemię i nie ruszał się. Niemiec trącił go nogą i przechylił głowę, spoglądając na nieprzytomnego. Odwrócił się, wziął w pół pełną butelkę i podał nam.

Obie zdezorientowane spojrzałyśmy, ale nie siegnęłyśmy po trunek. Wzruszył ramionami i rzekł : "Sieg Heil" dopijając trunek.

- Zostaw trochę! - krzyknęła Andzia

- Będziesz piła? - spytałam.

- Nie, ale trzeba się stąd pozbyć tego chleujsa! - stwierdziła - I tak jutro nic nie będzie pamiętał...

                              ***

Zostawiliśmy nieprzytomnego w środku szczerego pola. Zabrałyśmy biedngemu Hugowi, który tak zaprzeczał trunek i wysmarowałyśmy nim faceta. Będzie pewien, że odwalił coś po pijaku, będzie się również zastanawiał, skąd wziął się ten guz.

Prędko wróciliśmy do domu kładąc się spać. Dalej przed oczami mam ten piękny widok, jak facet leciał na podłogę. Bardzo dobrze!

                               ***

Przez cały pobyt tu, miałam się świetnie. Hugon nasłuchał się trochę o swoim narodzie lub " E, frycu, podaj to, podaj tamto". Kazimierz właśnie tak na niego wołał, ,,Szwab", ,,Szkop" , ,,Fryc". Dzielnie to znosił.
Dużo pomagałam Andzi przy malutkiej Frani. To złote dziecko, tak mi przykro z powodu, że jej matka zmarła. Musiała być wspaniałą kobietą, przynajmniej tak słyszałam z opowieści blondynki.

Pewnego dnia w końcu do wioski przyjechali niemieccy żołnierze, a my byliśmy zmuszeni po cichu opuścić schronienie, jakie dali nam Kruszczyńscy. Nigdy im tego nie zapomnimy.

Tułaliśmy się tak po lasach kolejne siedem dni. Gdy wyruszyliśmy z chaty, był trzydziesty pierwszy. Datę tą dokładnie trzymałam w pamięci, odliczając dzień po dniu. Skuleni blisko siebie spędziliśmy dzisiejszą noc. Dziś siódmy, Hugo obchodzi urodziny, tak mi przykro, że nie mogę wręczyć mu żadnego upominkiu. Leżałam tak zadumana, wpatrując się w niebo, które powoli robiło się jasne. Po jakimś czasie obudził się również oficer. Wstał optrzepując mundur, był zmuszony znów go włożyć. Ubrania Kazimierza nie nadawały się już do użytku.

- Wiesz który dzisiaj? - spytałam, również wstając na równe nogi.

- Nie mam pojęcia. - stwierdził przygnębiony.

- Przykro mi, że nie mogę dać Ci żadnego upominku z okazji twoich urodzin. Wiem, nie powinnam jako twoja służąca, ale tylko to jestem w stanie zaoferować. - podeszłam do oficera, stając na palcach i mrużąc oczy, złożyłam pocałunek w kąciku jego ust.

Odsunęłam się oczekując na reakcję. Niemiec najwyraźniej nie był do końca pewny, co się stało. Uśmiechnął się pod nosem, spoglądając w moje oczy.

- Dziękuję, pamiętałaś. - spojrzał szybko w ziemię, zaraz wracając wzrokiem na mnie.

- Które to już? - spytałam zaciekawiona.

- Dwudzieste piąte. - poinformował. - wy Polacy zawsze jesteście tacy życzliwi?

- Zależy dla kogo... - przeciągnęłam, posyłając oficerowi uśmiech.

- Musimy znów znaleźć jakieś schronienie, długo tak nie pociągniemy. - atmosferę popsuła nasza beznadziejna sytuacja.

I tak zebraliśmy się i znów ruszyliśmy w drogę.

Oficer Krause [Zakończone] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz