prolog

894 37 29
                                    

- To już ostatnie zlecenie. Nie pakujemy się w to gówno nigdy więcej. - spojrzałem na Damiana, zamykając skrzynkę wypchaną sianem, a w nim kokainą.

- Przysięgam, że tym razem to już naprawdę koniec. - przyłożył rękę do serca, uśmiechając się.

- Mam nadzieje, bo inaczej cię zapierdole. - posłałem mu fałszywy uśmiech. Niech wie, że jestem zdolny do takiego posunięcia. - Ja nie żartuje. - skarciłem go palcem, gdy zaczął się śmiać.

- Dobrze, dobrze panie Pawle. Jak pan woli. - wzruszył ramionami.

Wyszliśmy z pomieszczenia, w którym był przechowywany towar.

- Kurwa, dość tego gówna. Mam złe przeczucia. - westchnął Damian.

- A dokładniej? - spytałem, kiwając głową.

- Że nie wrócimy z tego utargu cali.-powiedział przerażającym tonem.

- Nie kracz! - gestem ręki próbowałem go uciszyć.

Przekręciłem klucz w stacyjce i powoli odjechałem białym busem spod wytwórni.

-30 minut później-

-Dobry wieczór panowie. Ja tylko sprawdzę towar. - oznajmił starszy mężczyzna. - Proszę otworzyć tylne drzwiczki.

- No otwórz mu. - szepnął Damian, kiwając głową.

Wyszedłem z busa i podszedłem do tylnich drzwi. Otworzyłem je i podałem jedną z dwudziestu skrzynek mężczyźnie. Zaczął tam grzebać i wyciągnął torebkę kokainy, po czym poczułem jak na mojej twarzy pojawiają się rumieńce.

- To nie moje. - zaprzeczyłem od razu, unosząc ręce do góry w geście obronnym.

- Często to słyszę. - zaśmiał się, celując bronią w moją głowę, ale Damian wziął karabin i uderzył go nim w głowę.

- A co jak zdechł? - spytałem lekko przerażony.

- Widzisz ile on ma lat? - zakpił. - Jego dni i tak już były pewnie policzone. - zaśmiał się pod nosem mój przyjaciel.

Podjechaliśmy pod opuszczoną fabrykę i otworzyliśmy tylne drzwi, po czym oparliśmy się z Dawidem o maskę samochodu.

Po pięciu minutach stania, wyszedł ,,szef wszystkich szefów" ze swoją obstawą.

- Dobry wieczór chłopcy. - odezwał się uprzejmym tonem.

- Dobry wieczór. - odpowiedziałem. Damian się jedynie skrzywił i nie odpowiedział. Szturchnąłem go w ramię, ale on tylko wywrócił oczami.

-30 minut później-

- Na prawdę musicie to tak długo sprawdzać? - burknął Damian, który był już nieźle zirytowany.

- Nie pyskuj... 3099 i 3100... okej zgadza się.- powiedział szef.

- Nareszcie. To więcej się już nie zobaczymy. NARA. - podkreślił wyraźnie, unosząc rękę do góry.

- Stary nie skacz. - szepnąłem do chłopaka obok.

- Jak to się nie zobaczymy? - zmarszczył brwi.

- Kończymy z tym waszym gównem! - wzruszył ramionami.

- Nie skończycie z tym. - warknął szef.

- A jak skończymy to co? - spytał Damian.

-Masz ponoć uroczą siostrę, co tam u Lary? - przeładował pistolet.

- O ty wredna stara... - po jego słowach w moich uszach rozbrzmiał się dźwięk świstu kul.

Mężczyzna oddał  pięć strzałów w klatkę Damiana. Poczułem jak moje policzki stają się mokre od łez. Niby to dziwne, że płaczę, skoro „chłopaki nie płaczą", ale pierwszy raz na moich oczach umierała w chuj ważna dla mnie osoba.

Jak najszybciej wyciągnąłem telefon i zadzwoniłem po karetkę.

- Jak komuś powiesz będziesz następny, albo Lara! - zagroził mężczyzna, po czym wsiadł do czarnego jeepa.

- Halo... Tak opuszczona fabryka na obrzeżach miasta, szybko! - krzyknąłem do telefonu.

Znacie to uczucie, gdy próbujesz coś zrobić, ale jesteś kompletnie bezradny? Widzisz jak osoba z którą spędziłeś połowę życia, umiera na twoich oczach i nie możesz nic zrobić? Wiesz, że nie przeżyje? Masz cichą nadzieje, że wyjdzie z tego, wszystko będzie dobrze, ale jednak to niemożliwe?

- Zaopiekuj się Larą... Zastąp mnie. - wyszeptał resztkami sił, a zaraz po tym jego głowa opadła.

- Damian. - potrząsnąłem nim lekko. - Nie zostawiaj mnie, proszę. - szepnąłem.

-15 minut później-

- Co tak długo?! - krzyknąłem w stronę ratowników.

- Nie oddycha... - powiedział ratownik i zabrali go do karetki.

Zamknęli drzwi i ratowali go w środku.

Nie wiedziałem co się tam dzieje. Dopiero po godzinie wyszedł główny lekarz.

-Przykro mi, ale pana przyjaciel zmarł...

devil love || zeamsone Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz