21

466 31 33
                                    

pov. Lara

Nadszedł dzień powrotu do domu. Pawła nie widziałam przez ostatni tydzień, bo po naszej małej kłótni wrócił do miasta. Nie ruszyło mnie to jakoś specjalnie, że wrócił do Przemyśla. Nie bylibyśmy sobą, gdybyśmy się nie kłócili. Już i tak przez ostatnie kilka tygodni mieliśmy zbyt dobry kontakt, żeby myśleć, że nie będzie jakiejś sprzeczki.

Wiem jedno - mam dość. Mam dość mojego nędznego życia w którym nie ma grama szczęścia od śmierci Damiana. Czasem chcę wrócić do dzieciństwa, kiedy nie przejmowałam się niczym, tylko głupią łopatką czy też wiaderkiem. Nawet do tych momentów kiedy z Damianem i Pawłem bawiliśmy się w chowanego lub berka. Tęsknie za tym, tęsknie za Damianem, a nawet głupimi kłótniami z Pawłem. Czuję dziwny niedosyt przez brak obecności Pawła i naszych kłótni. Brakuje mi tego i to bardzo. Chciałabym móc żyć jak normalna nastolatka, ale u mnie w życiu to niemożliwe. Zbyt dużo rzeczy stało się w ostatnim czasie, żeby myśleć o normalnym życiu. Jedynie mogę sobie pomarzyć.

Z rozmyśleń wyrwał mnie czyjś głos. Spojrzałam na staruszkę siedząca przede mną.

- Przepraszam dziecko, ale dojechaliśmy już. - posłała mi ciepły uśmiech, co odwzajemniłam.

- Tak... Dziękuje. - uśmiechnęłam się szerzej i wstałam ze swojego miejsca.

Chwyciłam za walizkę i pospiesznym krokiem wyszłam z pociągu. Spojrzałam na telefon w celu sprawdzenia godziny.

Wpół do dziewiętnastej, zajebiście.

Wypuściłam z ust powietrze i powoli podeszłam do ławki przed stacją. Miałam już dzwonić po ubera, kiedy zauważyłam samochód Świdnickiego. Od razu coś się we mnie zagotowało. Jedyna myśl, która krążyła mi po głowie - rozpierdole mu łeb.

Zrezygnowałam z ubera, a siedziałam dalej na ławce. Schowałam telefon do kieszeni kurtki i poprawiłam się na ławce. Wzrok kierowałam wszędzie, byleby nie w stronę Pawła. Można powiedzieć, że unikałam kontaktu wzrokowego z nim. Nie, że nie chciałam, bo tak naprawdę Paweł ma piękne oczy i mogłabym w nie patrzeć wiekami, ale po prostu jestem na niego zła. Może to dziecinne, ale Paweł sam nie jest lepszy. Jest starszy, a też ma swoje fochy. Czasem myśle, że to jednak on jest młodszy.

Paweł dalej nie odpuszczał. Siedział w samochodzie, czekając na mnie. Nie pojadę z nim, nie ma takiej opcji. Obiecałam to sobie i nie złamie obietnicy. Niech stoi, ale ja napewno nie wejdę do jego samochodu. Czułam wibracje, które powodował telefon. Zapewne Paweł wysłał mi masę sms-ów, żebym weszła do auta. Nie interesuje mnie to, może jechać nikt mu nie każe na mnie czekać.

Po chwili miałam już dość, więc wstałam z ławki i chwyciłam za walizkę. Co z tego, że zrobię z siebie kretynkę, idąc rynkiem z walizką, aby tylko dojść do domu. Napewno nie wsiądę do samochodu Świdnickiego.

Nie patrząc w stronę Pawła pokierowałam się w kierunku domu. Miałam nadzieje, że za mną nie jechał, jednak nadzieja matką głupich. Kątem oka dostrzegłam samochód Pawła. Dalej nie patrzyłam w jego stronę i przez najbliższy czas nie mam zamiaru.

- Lara, kurwa mać no wsiadaj! - jęknął.

Prychnęłam na to, bo pierwszy raz odezwał się do mnie takim tonem. Nie odpowiedziałam mu, bo nie mam zamiaru odezwać się do niego chociażby słowem.

- Nie wkurwiaj mnie, Devils. - warknął.

Nie zareagowałam, a szłam dalej przed siebie z nadzieją, że zaraz odpuści i zostawi mnie w spokoju.

- Masz trzy sekundy. - oznajmił.

Wywróciłam oczami i westchnęłam z głupoty tego człowieka. Naprawdę jest głupi, że myśli, że ja przyjdę do niego jak piesek do swojego pana.

- Trzy. - zaczął odliczać. Najśmieszniejsze było to, że za nim właśnie powstawał korek, bo szanowny pan Świdnicki postanowił pojechać sobie w moim tempie. - Dwa. - powiedział nieco ostrzejszym tonem, przez co mało nie wybuchłam śmiechem. - Dwa i pół.

Robił to specjalnie. Tylko, żebym się zaśmiała i wymiękła. Nie ma, nie dla psa kiełbasa.

- Jedna trzecia. - jechał coraz wolniej, przez co we mnie coś się gotowało.

W końcu zrobił coś, przez co we mnie się już całkiem zagotowało. Przymknęłam oczy i przystanęłam. Jedyne co powtarzałam sobie w głowie to głupie „wdech" i „wydech". Miałam teraz ogromną ochotę podejść do niego i mu wpierdolić. Przekroczył granice mojej cierpliwości, więc dlaczego mam się nad nim zlitować?

Otworzyłam oczy lekko oczy. Uśmiechnięty od ucha do ucha Paweł zajechał mi drogę. Jeszcze, żeby było gdzie przejść to bym się tak nie zdenerwowała, ale z jednej strony mur, z drugiej korek i multum aut.

Świdnicki wyszedł z samochodu i stanął naprzeciwko mnie. Otworzyłam szerzej oczy, a jedyne co zobaczyłam to jego czarną bluzę z tym żałosnym 777. Był za blisko, zdecydowanie za blisko.

- Pomijając już fakt, że naruszasz moją przestrzeń osobistą - powiedziałam przez zaciśnięte zęby. - to masz trzy sekundy.

- Też miałaś trzy sekundy. - wzruszył ramionami.

Dalej patrzyłam się na te jebane trzy cyferki. Nie mam zamiaru spojrzeć wyżej. Może sobie pomarzyć.

- Zejdź mi z drogi, albo pożałujesz. - wysyczałam.

- Chyba, że pojedziesz ze mną.

- Raz.

- Kurwa, jedziesz ze mną i koniec kropka. - nie odpuszczał.

- Dwa.

- Nie odpuszczę.

- Nie będę się litować.

- Nie pierdol, tylko chodź. - złapał mnie lekko za ramię, próbując pociągnąć w swoją stronę.

- Trzy. - po moich słowach Paweł dostał z kolana w krocze.

- Ty kurwo... - zgiął się w pół, a ja chwyciłam za walizkę i zadowolona wyminęłam Pawła.

- Obiecałam, że nie będę się litować. - wzruszyłam ramionami i obeszłam jego auto, uważając na przejeżdzające samochody.

Byłam z siebie zadowolona. Ostrzegałam go, że ma trzy sekundy. Mógł posłuchać. I mam w dupie to, że być może mogłam przyczynić się do jego bezpłodności. Jakoś specjalnie mnie to nie interesuje.

+++++
olvckk
Niestety dzisiaj tylko 870 słów, bo niestety na więcej nie miałam pomysłu, przepraszam.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Apr 14, 2019 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

devil love || zeamsone Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz