« 4 »

739 60 199
                                    

       Siedzenie na kanapie jeszcze nigdy nie było tak trudne

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Siedzenie na kanapie jeszcze nigdy nie było tak trudne. Sprawiało taki ból, że miałem ochotę tylko leżeć i płakać. Albo lepiej – wyjść ze swojego ciała, by nie musieć czuć wszystkich ran, guzów i sińców. Choć zawroty głowy ustąpiły, nie czułem się prawie wcale lepiej.

Uczucie dyskomfortu potęgował spoczywający na mnie wzrok lidera. Unikałem go, jak tylko mogłem, ale czułem każdym mięśniem, jak wierci we mnie dziurę swoimi ciemnymi tęczówkami. Szczerze mówiąc, nie wiedziałem, czy był zmartwiony, czy zły. Ten wyraz twarzy nie zdradzał zbyt wiele emocji. Chan wyglądał trochę jak woskowa figura na wystawie w muzeum. Nie ruszał się, tylko jego gałki oczne zdawały się śledzić moje ruchy. Wyglądał na obojętnego, ale im dłużej mu się przyglądało, tym mniej miało się pewność co do jego stanu emocjonalnego.

Nie wiedziałem, ile trwał ten stan. W każdym razie zakończył się dopiero, kiedy Felix przyszedł z trzema kubkami herbaty owocowej i, siedząc po turecku na kanapie, odrobinę za głośno siorbnął napój. Wtedy Chan zamrugał gwałtownie kilka razy i spuścił wzrok na swoje dłonie, chrząkając.

– Ktoś mi powie w końcu, co się stało? – zapytał, przenosząc wzrok raz na mnie, raz na Lee. Był zły. Bez dwóch zdań. Tylko na kogo? Na mnie? Na Felixa? Napastnika? A może siebie samego?

Doskonale zdawałem sobie sprawę, że Chris będzie się obwiniał za całe zajście. Znałem go na tyle dobrze, że wiedziałem, iż zawsze obwiniał się za krzywdy innych. Nie musiał nawet być wielką częścią takiej krzywdy, wystarczyło, że znał osobę, która jej doznała i by była dla niego kimś ważnym.

Nabrałem tak dużo powietrza, że aż zakłuło mnie w płucach. Czułem, jak łzy znów zbierają się w moich oczach. Ścisnąłem mocniej trzymany kubek, który zaczął parzyć opuszki moich palców. Chciałem się odezwać, ale nie umiałem, mówienie o tym... To było stanowczo za wiele. Potrzebowałem zniknąć stąd, zapaść się pod ziemię, uciec od przewiercającego każdą kość spojrzenia Chana.

Po kolejnych minutach ciążącej między nami ciszy, udało mi się w końcu wydobyć z siebie słowa. Opowiedziałem całą historię, od początku do końca, nie pomijając szczegółów. Nie panowałem nad słowami, same wypływały z moich ust, do czasu, kiedy na końcu opowieści załamał mi się głos. Zagryzłem wargę i spojrzałem w górę, mrugając kilka razy. Płacz to ostatnie, czego teraz potrzebowałem.

Wtem poczułem, jak czyjaś ciepła dłoń kładzie się na moim kolanie i gładzi je kciukiem. Gdy opuściłem wzrok, Chan się do mnie uśmiechał. Smutno, jednak ten mały gest naprawdę dodał mi otuchy i sprawił, że łzy się cofnęły. Starszy rozumiał moje uczucia i byłem mu wdzięczny.

– Kiedy zabrałem swoje rzeczy i wszedłem do głównej sali – pałeczkę przejął Felix – Jeongina nie było na zewnątrz. Przestraszyłem się, b-bo już pod szkołą widziałem, jak jakiś chłopak podejrzanie się nam przygląda... Wszedł za nami do autobusu i nawet wysiadł na tym samym przystanku. Ale potem straciłem go z oczu i miałem nadzieję, że to tylko moja głupia wyobraźnia.

Awkward Silence ↶𝗦𝘁𝗿𝗮𝘆 𝗞𝗶𝗱𝘀Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz