« 7 »

656 48 305
                                    

𝖶𝗈𝗇𝗀 𝖸𝗎𝗄𝗁𝖾𝗂
« .𝖿𝗈𝖼𝗎𝗌. »

       – ZNISZCZĘ CIĘ, ROZUMIESZ? ZNISZCZĘ! – krzyczałem tak głośno, że rozbolały mnie płuca

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

– ZNISZCZĘ CIĘ, ROZUMIESZ? ZNISZCZĘ! – krzyczałem tak głośno, że rozbolały mnie płuca. Nie poznawałem swojego głosu. Dawno nie byłam tak wściekły.

Nie, „wściekły" to za mało powiedziane. Chciałem jego bólu, jego płaczu. Chciałem zemsty. Chciałem jego ś m i e r c i.

Każda negatywna emocja wypełniała moje kości jedną po drugiej, aż do szpiku. Rozpacz pulsowała mi w żyłach. Serce pękało na kawałki.

Były tylko dwie osoby w moim dziewiętnastoletnim życiu, do których czułem tak silne przywiązanie. Darzyłem takim ogromnym uczuciem.

Czy to właśnie nazywało się miłością?

Pierwszą był Lee Jeno – najlepszy przyjaciel, zawsze otaczający mnie opieką, zabierający do swojego domu i słuchający kolejnych narzekań na problemy rodzinne. Karmiący ramenem z makrelą, gdy u mnie samego brakowało zjadliwego jedzenia, bez trutek, proszków i chuj wie jakich jeszcze ustrojstw. Zginął, mając ledwo osiem lat.

Drugą był Kim Jungwoo – rok starszy Koreańczyk, który próbował mi pomóc, dać całego siebie, wyciągnąć z całego tego gówna. Dzięki niemu pierwszy raz poczułem, jak to jest być zakochanym, choć podobno nigdy nie miałem tego poczuć. Teraz wykrwawiał się na śmierć i jedyne, co mogłem zrobić, to wezwać pomoc i modlić się, by był na tyle silny, aby wytrzymać. Musiał być, kurwa, musiał. Wierzyłem, że był.

Nogawka jego spodni była cała przesiąknięta krwią. Bluzą próbowałem jakoś zatamować ten rubinowy potok. Po chwili ona również zaczęła się robić mokra.

Tak bardzo tęskniłem za zapachem krw... Nie!

Jungwoo zaciskał zęby, powieki i spinał wszystko tak bardzo, na ile pozwalały mu wciąż uciekające siły. Ulatujące jak powietrze z przekłutej piłki. Jego oddech był nierówny. Chaotyczny. Nie wciągał powietrza – łapał je jak kot kanarka, zanim ucieknie. Palce jednej dłoni wbił w kostkę brukową, a drugiej ściskał moją dłoń. Tak mocno, że drętwiała. Nie miało to znaczenia. I tak ledwo co ją czułem.

– Jak... Jak mogłeś go okłamać, że te naboje nie są prawdziwe? – jęknął czarnowłosy, gdy już wezwałem pogotowie.

– Nie zgodziłby się wtedy strzelać – szczerze, nie miałem pojęcia, po co w ogóle kazałem mu to robić. Początkowo plan zakładał wyprowadzenie młodego za bar i strzelenie d o n i e g o, ale nie mogłem tego zrobić przy Jungwoo. Danie dzieciakowi zabawki było randomowym pomysłem, coś jak minigierka w środku poważniejszej rozgrywki. Teoretycznie nie miała wpłynąć na przebieg głównej fabuły, miałem po prostu mieć ubaw. Ale i tę piękną zasadę Yang potrafił zjebać.

Awkward Silence ↶𝗦𝘁𝗿𝗮𝘆 𝗞𝗶𝗱𝘀Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz